Wczoraj wyskoczyłem w nocy na Ślęzę. Spinning bez najmniejszego pyknięcia. Woda niemal nieruchoma, brak aktywności drobnicy, brak aktywności zwierząt. Kompletna cisza. Odnotowałem sobie dane o ciśnieniu i pogodzie na przyszłość, ale nie zawinąłem się, tylko postanowiłem spróbować inaczej. Wędkę miałem przy sobie spinningową 3-12g, krótką i dość sztywną. Mimo to przerobiłem ją na mini gruntówkę. Ciężarek 6g, przypon 40cm, haczyk 10. Decyzja zapadła jak zauważyłem, że w podbierak zaplątało mi się weekendowe pudełko białych robaków i o dziwo po niemal całym tygodniu jeżdżenia w samochodzie - jeszcze aktywnych i w większości nie przepoczwarzonych. Czułość zestawu do tej metody powiedzmy sobie mierna, ale brania było widać i zrobiło się ciekawie.
Robaki szarpane były bardzo delikatnie i niemal cały czas. zaczęło się od pięcio centymetrowej płotki i podobnej wielkości kiełbia. Zwiększyłem ilość robaków na haczyku, tworząc pokaźny pęczek. Liczyłem na klenia a siadły kiełbie. Wyciągnąłem kolejno 5 sztuk. Co w tym ciekawego? A to, że były spore a jeden aż zachęcił mnie do wyciągnięcia miarki - 22cm. Wiedziałem, że kiełbi w Ślęzie jest sporo i to fajnie dla rzeczki. Zauważyłem już wcześniej, że woblery imitujące kiełbia potrafią zwrócić uwagę większego klenia. Ale, że pływają tu takie kolosy jak na ten gatunek?