Przed pracą lub po pracy mam zazwyczaj około godziny na łowienie. Przy takich szybkich wyskokach nad wodę zazwyczaj wybieram miejscówki sprawdzone lub z potencjałem wynikającym z zebranych informacji. Nie ma czasu na duże przygotowania i transportowanie masy sprzętu nad wodę. Zestaw musi być lekki i mobilny.
Ostatnio zdałem sobie sprawę, że jest jedno miejsce, które zawsze chciałem sprawdzić, a które nigdy nie mogło przebić się atrakcyjnością względem innych łowisk. Oczywiście, skoro piszę w tym temacie, to wiadomo na jakiej rzece. Liga Ślęzy w naturalny sposób zachęca do spinningowania powyżej elektrowni. Odcinek przyujściowy jest natomiast miejscem gromadzenia się wszelkich ryb i docenione jest to przez wędkarzy okupujących w weekendy ten fragment brzegu. Natomiast odcinek poniżej elektrowni do ujścia jest mocno niedoceniony. I właśnie temu fragmentowi wody postanowiłem poświęcić dzisiaj chwilę czasu. Przecież nie ma bardziej dogodnego terminu, niż wczesna wiosna, gdy próg na ujściu jest zalany i zarówno klenie jak i jazie mogą penetrować fragment wody całkiem dobrze izolowany od zgiełku miasta.
Planowałem spacer ze spinningiem. Ale gdy dojechałem na wybrany parking ujrzałem to:
Setki robali wypełzło po deszczach. Grunty w pobliżu rzeki mają bardzo bogatą populację rosówki i po deszczach dużo robali trafia w nurt. Nie mogłem więc się oprzeć i zmontowałem prosty zestaw gruntowy.
Jak widać rzeka w wytypowanym miejscu nie ma dużego uciągu. Mimo to ciężarek założyłem 50g. Nauczyły mnie tego jazie w ostatnich dniach. Potrafią mocno szarpnąć rosówkę i błyskawicznie wypluć czując opór mojego zestawu, nawet jeżeli to tylko opór szczytówki. Większy ciężarek przy takim gwałtownym braniu daje szanse na samo zacięcia. W zimie było inaczej. Za duży ciężarek odstraszał ryby i nie powtarzały "skubnięcia".
Pierwsze 15 minut kompletna cisza i od razu pewne zwątpienie - czyżby nic tu nie wpłynęło? Po chwili ryba od ość krępych kształtach spławiła się niedaleko mnie. Obstawiałbym małego klenia. Ale to wystarczyło, żeby wróciła nadzieja, że nie siedzę na marne. Minęło kolejne 15 minut i dotychczas pozostająca w kompletnym bezruchu szczytówka delikatnie drgnęła, a po sekundzie dynamicznie ugięła się z ostrym szarpnięciem całą wędką. Zaciąłem i czuję dużą rybę ostro murującą do dna i na boki. Już podejrzewałem, że to kleń i spodziewałem się bestii po sile walki. Okazało się, że po prostu bardzo silna ryba, ładna rozmiarowo, ale bez rekordów.
Warto czasem zajrzeć na takie łowiska i pójść za swoim instynktem.