Chciałoby się powiedzieć, że skutecznego wędkarza poznaje się po tym, nie jak zaczyna sezon, tylko jak kończy.
Odra ulega "zepsuciu" na potrzeby żeglowności. Trzeba wiele wysiłku, godzin i wiary w jakikolwiek sukces. Sporo wędkarzy wrocławskich ucieka uprawiać hobby daleko poza granice miasta. Dla mnie ten sezon okazał się najsłabszym sandaczowym w dekadzie. Półtora miesiąca młócenia i odwiedzania miejsc, które kiedyś dawały mi rekordowe ryby i co? Chciałoby się powiedzieć wielkie... nie powiem co. To nie jest tak, że tylko ten ostatni czas poświęciłem tym rybom. Od czerwca wiele razy nastawiałem się na nie celowo. Do tej pory mogę pochwalić się jednym, POWTÓRZĘ GŁOŚNIEJ, jednym sandaczem powyżej 60 cm. Powoli zaczynam analizować sezon. Jestem prawie pewien zmian, które u mnie powinny nastąpić. Znaczy się zmian stylu i z jakimi rybami będę chciał w następnych latach się zmierzyć. Sandacz w moich rozważaniach odsunął się na dalekie, być może ostatnie miejsce. 2019.12.20 Odra
Trzy godziny. Tyle czasu przerzucałem gumki, by coś wskórać.
Dość mocny wiatr, ponad 5 m/s. W miejscu, gdzie łowiłem, nie był dokuczliwy. Wiało w plecy. Przed modernizacją węzła wrocławskiego wrzucałem do wody główki jigowe 17 lub 22 g i nie było zbyt ciężko. A przy mocniejszym uciągu 30 g nie było przesadą. Teraz, na tym miejscu 6 g okazuje się czasami za ciężko. Przed zmierzchem na krótką chwilę wpadły okonie, by cmokając pozbierać z powierzchni narybek. W grudniu jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłem. Przeleciałem w myślach, czy przypadkiem mam jakiegoś poppera w pudełku. Gdyby tak było, to nie przepuściłbym takiej okazji. Jednak wszystkie poppery dawno odłożyłem. Skromne, bo skromne, ale szczęście się do mnie uśmiechnęło.
Jedno branie i kolejny krótki sandacz do statystyk wylądował na brzegu. A później wiadomo...