Podsumowanie sezonu 2019.
Udało się dość wcześnie zacząć, bo już piątego stycznia. W dodatku złowiłem w tym dniu klenia. Początek obiecujący.
Planów szczególnych nie zakładałem. Chciałem więcej czasu poświęcić na łowienie przynętami powierzchniowymi. Pora roku, okresy tarłowe ryb i warunki bieżące nad wodą w praktyce same narzucały, na czym się skoncentrować, a co odpuścić.
Trochę porwałem się z motyką na słońce, bo po cichu liczyłem na sumy. Sumy na muchówkę. W trakcie ich namierzania jednak musiałem odpuścić. Nie mogłem dopasować sprzętu i przeliczyłem się z umiejętnościami. Zresztą całe to łowienie mocniejszym sprzętem nie leżało mi od początku i spasowałem. Przynajmniej na jakiś czas.
Z kolei ze spinningiem poszło mi całkiem nieźle. Kilka sumów się spięło, kilka nie trafiło w przynętę, było kilkanaście małych pod wymiar, a tych ponad wymiar uzbierałem równą dziesiątkę, w tym ustanawiając swoje nowe PB na 140 cm. Przy okazji do swojego wędkarskiego repertuaru wprowadziłem przynęty, które do tej pory traktowałem jako coś abstrakcyjnego, co w moim przekonaniu nie mogło zadziałać. Jednak szybko się to zmieniło i przynęty te zostały rewelacją mojego sezonu. Nie tylko łowiły sumy, bo równie dobrze reagowały na nie klenie i bolenie. Mowa o wszelkiego rodzaju crawlerach.
Zacząłem od największych ryb, a powinienem od tych mniejszych i bardzo urodziwych. Jedyna pociecha z sezonu okoniowego to, że poprawiłem swój PB na 37 cm. W dalszym ciągu będę się starał przekroczyć magiczne dla mnie 40 cm. Myślałem, że za sprawą popperów i powierzchniowych woblerów wtd tak się stanie, ale ten sezon z okoniami był trudny. Naprawdę miałem problemy, żeby chociaż zbliżyć się do poprzedniego w skuteczności łowienia na powierzchniowe woblery. Na gumki jeszcze coś się działo, ale też bez rewelacji.
Jazie pominę, bo poszło z nimi słabo. Nie rozpaczam, bo jakoś szczególnie na nie się nie nastawiam. Mam czasami zajawkę, że staram się je namierzyć i w sezonie kilkanaście sztuk łowię.
Klenie standardowo dopisały. W zasadzie mocno do nich się nie przykładam. To nie jest tak, że je lekceważę, tylko czuję się w łowieniu kleni dość swobodnie. Może różnica jest znaczna między ostatnimi dwoma sezonami w łowieniu tych powyżej pięćdziesięciu centymetrów. Poprzednio złowiłem takich szesnaście a w tym tylko dwa (56 i 52 cm). Dwa sporo ponad pięćdziesiąt spadły mi pod ręką.
Szczupaki.
Pomyślałem, żeby trochę pochodzić za szczupakami. W sezonie trafiały się ich przyłowy, to dlaczego nie spróbować świadomie podkręcić licznik? Do pudełka dorzuciłem trochę wahadłówek. Musiałem w końcu nabrać wiary w te przynęty, bo przyznam, że z blachami nie było mi po drodze. Gdybym poświęcił sporo czasu szczupakom, to mogło być bardzo ciekawie. Blachy są jednak skuteczne. To od wędkarza zależy, czy je polubi i znajdzie się na nie miejsce w pudełku.
Boleń.
Kiedyś był dla mnie prawie nieosiągalny. Do czasu.
Gdy się przyłożyłem i w końcu znalazłem przynęty, które i ja polubiłem, które nie sprawiały mi problemów, to ze zrobieniem kolażu z nimi teraz nie mam problemu. Nawet trzeba było trochę zdjęć usunąć, bo widokówka byłaby zbyt mało czytelna.
Sandacz.
Tu zdecydowanie obniżka formy. Może inaczej. Początek sezonu sandaczowego trochę odpuszczony na rzecz sumów, boleni i okoni. Pod koniec roku miałem to sobie odbić, jednak nie udało się i mocno się męczyłem. Największy z tego roku mierzył tylko 68 cm.
Mucha.
Bardzo mało czasu poświęciłem tej metodzie. Najbardziej zależało mi na złowieniu kilku sandaczy. Kilka udało się przechytrzyć. W tym wymiarowych "aż" trzy sztuki. Z tego, co pamiętam, to jakoś woda mi nie pasowała pod sandaczową muchę. Może w bieżącym sezonie coś się u mnie przełamie do muchy i z powrotem z młodzieńczą fantazją polecą wąską pętlą Zonkery, Black Zulu itp.
Przyłowy.
Owszem były. Trafiały się duże leszcze, krąpie i płocie. Kolejny ciekawy dla mnie przyłów to wzdręga. Wzdręga nie była mała. Zrobiła na mnie wrażenie i zanotowałem sobie nowe PB w nowym gatunku, całe 36 cm.
Mój rekordowy leszcz na okoniowy sprzęt.
Plany na sezon? No cóż, zachłysnąłem się możliwościami crawlerów i tu będę się starał mocno nimi połowić. Co to może zapowiadać? Być może więcej sumów? A przy okazji jakiś rekordowy kleń? Z pewnością nie odpuszczę okoniom. Ten garbus 40+ gdzieś na mnie czeka.
Przynęty.
Tajemnic nie ma. W praktyce leci do wody to samo, czym łowi sporo wędkarzy. Wahadłówki, klasyczne woblery, mniej lub bardziej znane silikonowe gumki, cykady, wirujące ogonki itd. Bardzo mało łowiłem na swoje smużaki. Wyjechały mi z pudełka i niewiele zostało dla mnie. Za to zadowolony byłem z sandaczowego woblera, którego stworzyłem specjalnie na konkretną wodę. Dał mi dwa największe sandacze minionego sezonu ( 68, 57 ).
Pozostałe przynęty, które sprawdziły się w boju.
Pozdrawiam i życzę mocnego przygięcia w kolejnym sezonie.
jaceen