Zacznę od długości wędki. Kiedyś ulegałem opiniom, że na duże nizinne rzeki nadają się wyłącznie dłuższe, minimum 270 cm. Po kilku sezonach i poszukiwaniu tego, co mnie najbardziej interesuje i odpowiada, doszedłem do wniosku, że dłuższe niż 240 cm nie potrzebuję. Łowię wyłącznie z brzegu w różnych warunkach i radzę sobie nimi na większych i mniejszych rzekach. Do swojego repertuaru spinningowego dołączyło łowienie przynętami powierzchniowymi typu crawlery, poppery. Łowienie topwaterem wędkami długimi jest w wielu przypadkach mało komfortowe. Tu właśnie te krótsze składy zyskują na uniwersalności. Łowiąc sliderami, stosując twitching, krótsza wędka da się lepiej prowadzić. Trzeba popróbować i dojść do własnych wniosków. Biorąc pod uwagę wszystkie zalety, wady, miejsca i wody, na których do tej pory łowiłem okazało się, że z krótszymi zyskałem możliwość łowienia przynętami powierzchniowymi i mogę ogarnąć miejsca do tej pory omijane ze względu na zwisające konary. Rzuty spod siebie, z boku, a nawet znad głowy kucając, nie są rzadkością. W mojej ocenie dłuższe nie dają zdecydowanej przewagi, gdy mam trudniejszy brzeg. W zasadzie jedna i druga wersja nie daje rady.
Może nie komplikować sobie życia i zaryzykować takie podejście. Masz pod szczupaka SG MPP2, to z tej samej serii sięgnąć po wersję z niższą gramaturą. Mam też dwie SG MPP2 i osobiście nie miałbym obaw spróbować na początek jedną z dwóch, czyli SG MPP2 251/3-14 do lekkiego łowienia sandaczy, lub SG MPP2 274/5-20, która jest bardziej uniwersalna i ponoć bardzo dobrze sprawuje się przy metodzie Drop Shot.