Piękne te wasze ryby👍
Na przełomie wiosny udany połów daje niesamowitą radość. I mi powoli zaczyna otwierać się woda. A dokładniej Odra. Wróciłem do tego, co niegdyś z upodobaniem praktykowałem, czyli aktywne łowienie z lekką gruntówką. Odwiedzam kilka do kilkunastu stanowisk i szukam pojedynczych okazów bez nęcenia i specjalnego przygotowania miejscówek. W planach było złowienie kilku kleni. W tym czasie liczyłem na miły przyłów płoci. Mowa o tych medalowych. I nie pomyliłem się. Pierwsza była w granicach 40 cm.
Druga wprawiła mnie w zakłopotanie. Zrobiłem zdjęcie i bez dokładnego przyjrzenia się wpadła do wody. Nie dało mi to spokoju i jeszcze raz przeanalizowałem zdjęcie. Jednak to była płoć. Początkowo obstawiałem na jazia, bo rybka była z pewnością powyżej czterdziestu centymetrów. I to, że była tak duża, spowodowało błąd w rozpoznaniu.
Ciężko było przebić się przez krąpie. Na brania nie narzekałem. Były chwile, że szczytówka zaczynała drgać po kilkudziesięciu sekundach, a momentami zapadała cisza i trzeba było czekać kilkadziesiąt minut na jakieś sygnały. Krąp jak lądował do ręki, to też słusznych rozmiarów. Kęsy pieczywa z sezamem były pokaźne. Drobnica, skubiąc przynętę, dawała szansę tym większym na zgarnięcie tego, co jeszcze pozostawało na haku.
Najbardziej interesowały mnie klenie, to i one się pojawiły. Może dla niektórych to tylko trzy sztuki, ale dla mnie, po dłuższej przerwie i po kilku niepowodzeniach, aż trzy. Największy, jak do tej pory, pięknie walczył i nie dawał łatwo za wygraną. Jeszcze nie tym razem, ale cierpliwie będę szukał pierwszego w sezonie +50.
👊