Wystarczyło poczytać ostatnie posty kolegów z Wrocławia, by wiedzieć gdzie (mniej więcej) warto zajrzeć. Posty innych pokazały co (mniej więcej) warto na agrafce zawiesić.
Tyle wystarczyło, by niezupełnie w ciemno zacząć sezon. Pierwszy w sezonie rzut, opad, delikatne podpicie, dwa powolne ruchy korbą i od nowa. Gdy zrobiłem delikatne podbicie po raz trzeci poczułem leciutkie przytrzymanie. Trochę chyba stremowany, a wręcz zawstydzony faktem, że to już - lekko zaciąłem i od razu poczułem spokojny, ale stanowczy ciężar na drugim końcu. Ryba była spokojna, czasami trzepnęła łbem, ale bez letniej werwy. Po około 30 sekundach dała się podprowadzić pod powierzchnię, gdzie przewaliła się leniwie, pokazując biały brzuch. Potem znowu dała spokojnego nura i poczułem luz. Gumka nietknięta, żyłeczka nietknięta. Jakieś 10 minut później mam niemal identyczne przytrzymanie, ale bliżej brzegu. Tym razem zabawa trwała może 5 sekund. W obu przypadkach podejrzewam ryby z rodziny okoniowatych, ale nie okonie
Do kolejnych wskazówek też się dopasowałem i łowiłem jakieś 4 godziny. Niestety nic więcej się nie wydarzyło.
Łowiłem miękkim kijem, w dodatku na kołowrotku żyłeczka od której już trochę odwykłem, stąd pewnie problemy z zacięciem. Ale jak na to spojrzeć z innej strony to dobrze, że zacięcia nie były skuteczne. Smakowitym kąskiem okazał się dziś Keitech w kolorze Cosmos.
P.S. Do domu przywiozłem pierwszego w tym roku kleszcza. Warto więc zacząć się zabezpieczać przed nimi.