Skocz do zawartości
Dragon

Ranking

  1. moczykij

    moczykij

    Użytkownik


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      575


  2. tomek1

    tomek1

    Administrator


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      10 657


  3. MarianoItaliano85

    MarianoItaliano85

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      168


  4. andrutone

    andrutone

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      727


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 09.06.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. Z jednej strony byłem nieco zdziwiony, gdy tu ostatnio zajrzałem - martwą ciszą na forum. Z drugiej strony trochę mnie to pocieszało, bo dawało nadzieję, że to może nie ja marnie wędkuję, może po prostu ryby nie biorą. Ostatnio dwa wyjazdy na Odrę poniżej Brzegu Dolnego na zero, jeden w okolice Wyspy Opatowickiej też zero, dwa na Kanał Powodziowy też można powiedzieć że na zero - złowiłem jednego małego klenika. Wczoraj postanowiłem sprawdzić miejscówkę, na której ostatnio byłem pewnie z 5 lat temu. Wtedy zaglądałem tam w najgorętszych okresach roku, by na skraju dnia i nocy złowić jakiegoś klenika, czy okonka. Z uwagi na fakt, że nie pamiętałem dokładnie dojazdu, a nie był on oczywisty, zaznaczyłem na mapie punkt, który jak mi się wydawało był kiedyś miejscem, w którym zostawiałem auto i na nawigacji pojechałem na ryby. Ostatni zakręt, nawigacja każe skręcić w lewo, ale na tym skręcie stoją pachołki uniemożliwiające wjazd autem - jakby z drogi zrobiono ścieżkę rowerową. No cóż improwizuję, jadę dalej prosto, a nawigacja obmyśla inną drogę. W końcu skręcam, przejeżdżam między wieżowcami do wału, pokonuję go i wjeżdżam na teren ogródków działkowych. Nawigacja wciąż próbuje nakierować mnie do miejsca, które zaznaczyłem więc kręci mnie po tych ogródkach. Niektóre drogi węwnątrzogródkowe są zamknięte, inne zamieniły się w ścieżki. Zaczynam mieć tego dosyć, więc staję na jakimś placyku w towarzystwie dwóch innych aut. Spoglądam na mapę - w linii prostej mam 1200m do rzeki, więc się przejdę. Profilaktycznie w miejscu parkowania wbijam pinezkę. Oczywiście pieczo też idę na nawigacji, bo straciłem orientację na tych ogródkach. Jakieś dzikie ścieżki, jakieś furtki i w końcu widzę koniec działek i początek lasu. Zaczynam rozpoznawać okolicę. Na miejsce docieram około 19-ej i od razu zdziwienie. Co tu tak pusto? Byłem przekonany, że trzeba będzie mieć szczęście, by załapać się na fajny odcinek i strzec go do nocy. Tak było kilka lat temu. Teraz raptem trzech wędkarzy. Jeden spinningista-boleniowiec i dwóch grunciarzy. Mam więc sporo miejsca i mogę wybierać. Obławiam po kolei każdy fragment i nic. Pocieszam się, że kiedyś też cokolwiek zaczynało się tu dziać o "złotej godzinie", ale kiedyś chyba ta woda bardziej żyła. Teraz jakieś pojedyńcze (bardzo symboliczne) spławy białorybu. Po zachodzie słońca widzę dwa ataki przy opasce, ale nie jestem w stanie zidentyfikować sprawców. Odpuszczam poppery i lekkie obrotówki, którymi do tej pory naprzemiennie łowiłem i sięgam po klasyczne wobki. Rozsiadam się wygodnie w miejscu, które już wytypowałem jako "swoje" i po kolei testuję zawartość pudełka. Spodobał mi się "wiślak", którego wymieniłem z Bratem za jakiegoś slidera, gdy się ostatnio widzieliśmy. Dostał tego woblerka od kogoś i nie bardzo wiedział do czego go przypasować, ale pomyslał, że mi się może spodobać. Ja z kolei wyłowiłem kiedyś z Odry slidera, którego też przypasować za bardzo nie potrafiłem, a wiedziałem, że on lubi na nie łowić i ma wodę pod takie przynęty, więc obaj byliśmy zadowoleni. Tym wiślakiem prowokuję w końcu rybę do brania. Prowadziłem go wzdłuż brzegu obijając sterem leżące na dnie kamienie. Liczyłem jak kiedyś na klenia, czy okonia, a wyszedł boluś. Było już niemal ciemno, a przede mną długa droga przez las i ogródki, więc się zwinąłem. Wracałem oczywiście na nawigacji, która znalazła krótszą drogę do celu, niż ta którą mnie tu przyprowadziła. Gdy wyszedłem z lasu i wszedłem na teren ogródków kazała mi skręcić w lewo i przejśc przez... zamkniętą na klucz bramkę. Wziąłem więc sprawy w swoje ręce i próbowałem obejść tę furtkę. Zakręciłem się na tych ogródkach strasznie. Wszystkie przejścia nagle okazały się zamknięte. W oczy zaczęło zaglądać widmo zamkniętego na noc samochodu. Odtworzyłem w głowie trasę, którą tu przyjechałem i zaznaczyłem w nawigacji ostatni "cywilizowany punkt". W ten sposób obszedłem całe te ogródki dookoła (a wiecie jak wielkie potrafią być wrócławskie ROD-y), dotarłem do wału po ich drugiej stronie i tą samą drogą, którą przyjechałem - doszedłem do auta. Dodam, że całą tę drogę towarzyszył mi śpiew Podsiadły, którego było doskonale słychać z wrocławskiego Stadionu. Nie powiem, żeby to była moja muza . No i jeszcze jedna ciekawostka - świetliki. Bardzo dawno ich nie widziałem, a wczoraj były wszędzie i w lesie i na ogródkach.
    3 punkty
  2. U mnie z drapieżnikami lipa, ale za to wczoraj pocieszałem się przy leszczach.
    2 punkty
  3. Tak sobie pozwolę zacząć wątek. Co tu dużo pisać, no znowu życiówka klenia 💪 Ryba bardzo leniwie ale zdecydowanie zabrała wobka z powierzchni. Istny kosmos, Mata pokazała 55,5cm 💪 Kawał klamota! Już o kolejne PB w tym sezonie będzie ciężko ale cieszę się, że kolejna magiczna granica została przekroczona, czyli 55cm. Pozdrawiam
    1 punkt
  4. Hej. Jak idzie tępienie wąsatej zarazy? U mnie na razie nieszczególnie 😉 Trafił się za to dziś pierwszy amator nietoperza z powierzchni. 45 cm 👍
    1 punkt
  5. Też nie jestem zadowolony z tego, co wyczyniam z drapieżnikami. Raz byłem na Rędzinie i piękny boleń wstrzelił się w legendarną Rapalę Flat Rap. Już najeżdżałem nim do podbieraka i jeszcze jeden zryw zostawił mi kocią mordkę. Po chwili miałem jeszcze jedno branie, ale nietrafione. Kolejny dzień na Odrze na Kozanowie i znowu Rapala w akcji. Jedno branie. Przez ułamek sekundy poczułem rybsko na spinningu. Jeszcze coś później zawirowało koło woblera i to wszystko. Kolejne dwa wypady do centrum. Nie, pomyliłem się, trzy razy. Raz na zero, drugi raz chyba pięć prób zebrania crawlera trzmiela własnej konstrukcji. Trzeci raz i podejście za boleniem i sandaczem. Jeden strzał w poppera/wtd sprezentowanego od Moczykija. Znowu poczułem tylko szarpnięcie i po zawodach. Dwa razy byłem na Kanale Powodziowym z powierzchniowymi crawlerami. Raz był atak na nietoperza SG, drugim razem jeden atak na Adustę, tą mniejszą wersję. Obydwa zdarzenia, to były prawdopodobnie klenie. Czerwiec ma się dobrze, a ja jeszcze żadnego drapieżnika nie mam na koncie. Czarna seria trwa:)
    0 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.