Skocz do zawartości
Dragon

Ranking

  1. moczykij

    moczykij

    Użytkownik


    • Punkty

      14

    • Liczba zawartości

      575


  2. tomek1

    tomek1

    Administrator


    • Punkty

      5

    • Liczba zawartości

      10 657


  3. ESSOX

    ESSOX

    Użytkownik


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      1 761


  4. Elast93

    Elast93

    Użytkownik


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      2 857


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 26.08.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. ...a słowo ciałem się stało. Dziś pojechalismy ponownie, tym razem bez parasola, bo słońce nie grzało, a wiatr pewnie by go i tak porwał. Momentami wiało tak, że trudno było obserwować szczytówkę. Pierwsze zacięcie było raczej domyślne, ale skuteczne. Potem przestało wiać, ale zaczęło kropić. Pogoda zrobiła się jesienna, bardziej spinningowa, ale wytrwałem i było warto. Jeżdżąc tu i sypiąc kilkukrotnie tę miejscówkę po cichu liczyłem na brzanę i w końcu się doczekałem. Może nie brzan, a brzanek, ale dzięki nim poczułem się feederowo spełniony. W sumie byliśmy trzy godzinki, złowiłem trzy rybki i w moim odczuciu każda z nich zasłużyła nie tylko na buziaka, ale i na zdjęcie. Kolejny raz bawiłem się z zanętą wzbogacając ją kolejnymi "dopalaczami". Może to przypadek i może nie miał znaczenia, ale w zależności od tego czym wzbogacałem zanętę - w łowisku meldowały mi się inne gatunki ryb. Już to spisałem i gdy następnym razem natchnie mnie feeder, będę to sprawdzał, a póki co trzeba chyba po malutku przepraszać spinningi.
    6 punktów
  2. Miał być spinning, ale rzeką płynęło tyle rzęsy i innej roślinności (jakby zrobiono zrzut z jakiegoś zbiornika), że nie dało się spinningować. Na szczęście nie wyrzuciłem z auta grunciarskich klamotów, więc uznałem, że spróbuję połowić tak, skoro już przyjechałem. Było warto Złowiłem krąpia, dwa leszczyki i fajną brzanę. Skończyłem przed czasem. W pewnym momencie ilość ziela płynąca rzeką stała się tak wielka, że i feederem nie sposób było łowić. Swoją drogą ciekawe skąd to wszystko spływa, bo i woda zrobiła się dziwnie spieniona. Oby to nie był żaden z tematów, o których ostatnio głośno.
    4 punkty
  3. Brodzenie w piątek, rejon ten sam ale odcinek po którym jeszcze nie chodziłem. Bardziej żeby poznać miejscówkę niż połapać ryby sprawdzenie rodzaju dna , potencjalne zawady, jak roślinność sie układa, ale i jaki rybostan jest na odcinku. Sporo brań, kilka ryb wyjętych (klenie i okonie) kilka odprowadzeń przynęty pod nogi, do GP leci największy kleń 39 cm , wziął pod wieczór na 3cm Lil'Buga ściąganego z nurtem .
    3 punkty
  4. Jedno jest pewne, ładniejszego zdjęcia już w tym roku nie zrobię. Dziś postanowiłem zamknąć sezon muchowy i mimo upału wybrałem się w góry. Woda niska, słońce już wysoko, ale przepięknie ubarwiony czterdziestak melduje się już na początku. Dalej nie jest gorzej, choć ryby są tylko tam gdzie woda jest naprawdę natleniona. Łowię na nimfę i między niewielkimi pstrągami trafiam też nie widziane od wiosny lipienie, choć tylko jeden miarowy. Żar leje się z nieba a ja doławiam jeszcze parę ryb, raz nawet trafił się dublet. Ogółem było dużo lepiej niż się spodziewałem w tych warunkach. Z uśmiechem można czekać na wiosnę.
    3 punkty
  5. Po południu wyskoczyłem na "piknikową" miejscówkę, ale tym razem bez pikniku. Użyłem tej samej zanęty co ostatnio, ale chcąc ją w jakiś sposób ukierunkować w stronę karasi dodałem trochę melasy waniliowej. Prawdę mówiąc nie wiem czy to karasiowy smak, ale co miałem to użyłem. Na miejscu miałem kilka brań, ale innych niż ostatnio. Były to krótkie, energiczne strzały i cisza. Za każdym razem haczyk był pusty. Zawziąłem się żeby zaciąć w tempo i za którymś razem się udało. Okazało się, że to płotki. Złowiłem dwie, a później nastała cisza. Po godzinie mam konkretne kopnięcie w szczytówkę i na brzegu ląduję fajny "księciunio" (nie taki jak te @Elast93, ale też fajny ). Nad rzeką siedziałem do czasu, gdy widziałem jeszcze szczytówkę, ale ostatnia godzina była bez brań, dlatego mimo planu, by posiedzieć ze świetlikiem - dałem sobie spokój.
    2 punkty
  6. Poprzedni weekend to wyjazd na karpie. Zabrałem kolegę, który holował na wszystkich naszych kijach podbijając swoją życiówkę do 12 kg. Potem i ja coś wyjąłem, największy 10 kg. Kolejna nocka w zupełnie innym klimacie, tylko krzesło, parasol, śpiwór i sam w krzakach nad rzeką. Rzeczne ryby nieźle dopisały, kilka świnek i brzan wyjąłem, jedną bardzo dużą straciłem podczas holu. Ostatni wydłużony weekend z rodziną nad jeziorem w lesie w Borach Tucholskich z nadzieją na ryby i grzyby. Z grzybami szału nie było bo sucho, ale i tak coś nazbieraliśmy. Ryby też bez szału złowiłem kilka okoni, dwa szczupaczki i trochę białej ryby. Nie udało się złowić lina, ale jak na raptem dwa pełne dni na miejscu to i tak sporo wycisnąłem.
    2 punkty
  7. Pięknie łowisz w tym sezonie Tomku Ja dzisiaj zaliczyłem kolejny krótki wypad nad Wisłę z UL. Łowiłem raptem 2 godzinki, najpierw złowiłem jazia 53 cm a później jeszcze klenia 42 cm Wrzucam tylko pamiątkowe foto kolejnego grubego jaziora : PS. Być może jutro lub w niedzielę rano jeszcze zrobię wypad za tymi rybkami
    1 punkt
  8. Gratulacje dla wszystkich Ja ostatnio nic nie pisałem, ale to nie znaczy że nie wędkowałem. Od ostatniego wpisu byłem kilka razy nad wodą, dwa razy stacjonarnie z feederkami w nocy, kilka razy na Wiśle nocą za sandaczami, oraz parę razy z samego rana celując w klenie i jazie oraz bolenie.. Parę wypadów było strasznie pechowych bo straciłem kilka pięknych jazi oraz boleni, jednak ostatni tj. wczorajszy poranek wynagrodził poprzednie niepowodzenia.. Było też kilka wypadów do lasu na grzybki, raz udało się nawet fajnie pozbierać prawdziwków oraz kilka pierwszych w tym roku Kani No ale już wracając do wczorajszego poranka, pojechałem nad wodę dosyć późno bo dopiero ok 7 rano. Pierwszego klenia złowiłem dosłownie 10min po rozpoczęciu łowienia, rybka miała 45 cm Niestety podczas holu spłoszył mi stadko więc postanowiłem przejechać w inne miejsce parę kilometrów dalej. Po dojechaniu na miejsce od razu widać było gołym okiem dość spore stado kleni mniej więcej kilkadziesiąt ryb z czego kilka już z tych duuużych. Jakimś cudem udało mi się ich nie spłoszyć i podejść na odległość rzutu lekkim smużakiem, dobre 10minut próbowałem podać przynętę tym większym osobnikom.. Wreszcie jeden się skusił i po jakichś 3 minutach holu udało się wyjąć największego klenia w tym sezonie - 54 cm Oczywiście po tym holu wszystko spierdzieliło więc pozostało mi znowu zmienić miejscówkę Stwierdziłem że skoro klenie są aktywne to pora zajrzeć na jaziową metę.. Jakieś 25 minut po złowieniu klenia dostrzegłem z daleka kilka jazi zbierających z powierzchni płynące z prądem jakieś coś Sytuacja podobna do poprzedniej, prawie na klęcząco udało się podkraść na odległość rzutu. Dosłownie w pierwszym rzucie i spławianiu smużaka w poprzek nurtu od razu zainteresował się największy jaź którego wczoraj widziałem.. Skubaniec brał mi trzykrotnie zanim zassał na tyle porządnie że go zaciąłem, normalnie myślałem że tam zejdę.. Dwie minutki holu i fartem udało się go doholować bo strasznie wariował a do tego już w podbieraku się wypiął.. Szybka sesja pomiarowa parę selfiaków i mam nową życiówkę Jazia Pomiar pokazał 55,5 cm, więc ryba na złoty medal wiadomości wędkarskich czy wędkarskiego świata.. Wątpię żeby w najbliższym czasie udało mi się złowić większego, chociaż jest to możliwe bo jeszcze parę lat temu nasz haczykowy kolega KrzysiekG złowił na naszych wodach jazia ponad 60 cm ! PS. Już pojutrze zrobię kolejny podobny wypad, a w planach na ten miesiąc mam jeszcze jakiś wieczorny stacjonarny wypad lub poranne spławikowo feederowe karasiowanie
    1 punkt
  9. Z uwagi na fakt, że oboje szybko uwinęliśmy sie dziś ze sprawami zawodowymi, moja piękniejsza połowa wymyśliła sobie piknik nad rzeką. Moim zadaniem było zawieźć ją w jakieś fajne miejsce. Fakt, parę fajnych miejsc nad rzeką znam, ale to miejsca fajne wędkarsko, jednak zdecydowanie nie nadające się na piknik Tak więc wyjazd był trochę w ciemno. Nie bardzo wiedziałem gdzie dokładnie znajdziemy odpowiednie miejsce, więc nie wiedziałem co w tym miejscu mógłbym wędkarsko podziałać, a więc do samochodu wrzuciłem spławikówkę, feedera, pickera i oczywiście spinning, choć w użyteczność tego ostatniego podczas pikniku nie wierzyłem. Dosyć szybko znaleźliśmy miejscówkę, gdzie Ona mogła rozłożyć kocyk, a ja wbić parasol nad Jej głową. Gdy już się zadomowiła, a nawet rozłożyła bufecik, mogłem spokojnie pomyśleć, co i jak tu robić. Oczywiście najodpowiedniejszy wydał się feeder. Zamieszałem zanętę, na haczyk kuku+białe i do roboty. Po mniej więcej kwadransie pierwsze zdecydowane branie i do podbieraka wpada leszczyk. Czyżbym przypadkiem odkrył fajną miejscówkę?! Następnie kilka skubnięć nie do zacięcia. Rezygnuję z robaków i zakładam samą kukurydzę. Kolejne konkretne branie po godzinie - znowu podobny leszczyk. Jeszcze jeden po kolejnej godzinie i znowu niemal identyczny. Poszedłem na chwilę pod parasol sprawdzić, czy zostało coś w bufecie i wtedy kątem oka zobaczyłem jak kij przesuwa sie na widełkach. Dobiegłem do niego i być może za mocno zaciąłem, a może ryba była duża - tak czy owak przypon tego nie udźwignął. Postanowiłem już więcej nie wstawać od wędki i w ten sposób przesiedziałem kolejne 3 godziny. Szczytówka w tym czasie nawet nie drgnęła. Fakt - wyszło słońce i przestało dmuchać i chyba rybom też się to nie spodobało. Słońce było już nisko, gdy zacząłem za plecami słyszeć coraz częstsze klaśnięcia i w końcu usłyszałem to nieszczęsne "wracajmy już". Komary rzeczywiście rozkręcały się błyskawicznie. Powiedziałem, że ostatni raz przerzucę wędkę i będę składał swoje zabawki. Wiem, to wytarty tekst, ale uwierzcie, gdy wyrzuciłem do wodu ręsztę zanęty, kukurydzy, robaków i zacząłem myć wiaderko wędka znowu podskoczyła i zaczęła odjeżdżać na widełkach. Rzuciłem wiadro i zaciąłem, a po nieco dłuższym holu wyjąłem z wody tego rodzynka poniżej. P.S. Wiadro odpłynęło. Zanim wyholowałem, odhaczyłem, obfotografowałem i wypuściłem karasia, było już 100 metrów dalej. Dogoniłem je i wyłowiłem. Wędki już nie wrzucałem. Piknik uważam za udany - Żonie też sie podobał, już planuje następny
    1 punkt
  10. Chwilowe załamanie pogody i rzeka odżyła. Tym razem na opaskę jechałem tak, by zajechać na koniec deszczu. Udało się. Złowiłem bolenia, klenia i dwa okonki. P.S. Ostatnio znalazłem okonie w klatkach, dziś już ich tam nie było.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.