...a słowo ciałem się stało. Dziś pojechalismy ponownie, tym razem bez parasola, bo słońce nie grzało, a wiatr pewnie by go i tak porwał. Momentami wiało tak, że trudno było obserwować szczytówkę. Pierwsze zacięcie było raczej domyślne, ale skuteczne. Potem przestało wiać, ale zaczęło kropić. Pogoda zrobiła się jesienna, bardziej spinningowa, ale wytrwałem i było warto. Jeżdżąc tu i sypiąc kilkukrotnie tę miejscówkę po cichu liczyłem na brzanę i w końcu się doczekałem. Może nie brzan, a brzanek, ale dzięki nim poczułem się feederowo spełniony. W sumie byliśmy trzy godzinki, złowiłem trzy rybki i w moim odczuciu każda z nich zasłużyła nie tylko na buziaka, ale i na zdjęcie.
Kolejny raz bawiłem się z zanętą wzbogacając ją kolejnymi "dopalaczami". Może to przypadek i może nie miał znaczenia, ale w zależności od tego czym wzbogacałem zanętę - w łowisku meldowały mi się inne gatunki ryb. Już to spisałem i gdy następnym razem natchnie mnie feeder, będę to sprawdzał, a póki co trzeba chyba po malutku przepraszać spinningi.