Drugi i Trzeci tydzień sierpnia spędziłem w Mrzeżynie. Jak co roku zabrałem ze sobą wędki. Bałtyk jak zwykle ze mną wygrał. Z plaży na zero. Kilka razy nawet zrobiłem "wywózki" i po rzucie między pierwszą a drugą rewę wplaw zaciągnąłem przynęty jakiś kawałek za drugą rewę. Dendrobena ani razu nawet lekko nie obgryziona.
Na pierwszy tydzień wykupiłem pozwolenie PZW i szczęścia o świtach próbowałem na Redze. Wrażenia estetyczne urocze, wędkarsko ciut gorzej.
Pierwszego dnia próbowałem tylko że spiningiem. Tylko 1 Okonek. Ale spotkałem miejscowego wędkarza. Siedział z lekka gruntówka, na czerwone robaki szukał okoni. Twierdzil że na tym odcinku że spiningiem to ciężko, i mało ludzi próbuje, chyba że z wody (paru taki później widziałem, jednej nawet na zwykłym kajaku). Na drugi dzień do kamizelka dorzuciłem więc trochę ołowiu i zabrałem ze sobą dendrobenę i białe robaki. Pierwsza godzinka spining, a potem paternoster. Na spinning na zero a na grunt woda trochę się otworzyła. Przez kolejne dni pozostałem już tylko przy gruncie. Ani razu niczym nie nęciłem. Brały płotki, małe okonki (większy pod nogami się spiął), leszczyki i krąpiki. Największa rybka 29 parę cm.
Po powrocie do domu zaliczyłem jedno wyjście za wieczorno/nocnym sandaczem, zanim się ściemniło, na chleb udało się wyciągnąć klenia 44cm. Z sandaczem brak powodzenia.
Ostatnie 3 wyjścia to wieczory na Odrzańskiej opasce.
Pierwsze na zero. Zamiennie woblery większe i smużaki. Było na sam koniec może z dziesięć ataków smużaka własnej roboty, ale nic zahaczonego.
Ostatnie dwa wyjścia zainspirowany wpisem Marientego w GP whopper ploppera ściągałem tylko na krótkie chwile.
Ostatnia środa może 3 rzut chlapacza i jakieś 5m ode mnie jest branie. Ale inne jak kleniowe, nie aż tak agresywne, rybę wydawało mi się też inaczej na kiju było czuć. I teraz trzy błędy u mnie. Nie dociąłem, może trzeba jednak było. Wymyśliłem sobie że szkoda psuć łowisko, i nie zapaliłem czołówki. Na koniec chciałem podebrać rybę w płytkim podbieraku o średnicy około 40-50cm. Ryba w połowie była w podbieraku, ale wyślizgła się jednak na zewnątrz. Porzucała się chwilę i odpięła. Zostałem z lekko mokrą twarzą, ochlapanymi ciuchami i z przekleństwem na ustach. Wydaje mi się że był to sum na oko 70-80 cm. Choć z perspektywy wczorajszego wyjścia zastanawiam się czy jednak nie szczupak, było ciemno i nie udało mi się rybie przyjrzeć. Co ja z tym podbierakiem wymyśliłem to ja nie wiem. 2h później złapał się klenik 33cm.
Wczoraj przez 3h tylko jedno branie. Znowu chlapacz. Nauczony środowymi błędami, do podbierania zapaliłem już czołówkę, i z podebraniem piędziesięcio kilku centymetrowego szczupaka nie było już problemu.