Dokładnie. Też mi się ten sposób zawsze sprawdzał. Pod koniec maja czyściłem sobie z 2 mety na danym łowisku, najlepiej jak najmniej dostępne. Mam takie miejsce na jeziorze PZW, gdzie jest spora presja, i jednocześnie zakaz pływania. Mam tam od gówniarza metę, na którą musisz iść 30 minut przez zaje***te knieje. Na łowisku jest mnóstwo świetnie dostępnych met, ale nawet ta nie zaglądam. Przez lata widywałem na mojej mecie tylko jednego gościa, widocznie podobnego desperata do mnie I tam wyczyszczenie dna było koniecznością. Pod koniec maja czyściłem dwa place 3x3m w zasięgu rzutu matchówki i łowiłem od połowy czerwca do września ładne liny i karasie. Też nęciłem tylko ziarnem i robakami, ale u mnie killerem w nocy była rosówka, lub połówka, zaczepiona dosłownie za koniec ogonka. Killer na lina, a w nocy częstym przyłowem był węgorz. Teraz niestety mam dalej do tej wody i bywam tam rzadko, więc już tak nie łowię. Jak tam jestem to łowię na nockach za sandaczem i węgorzem. Węgorza jeszcze 6-7 lat temu tam było złowić stosunkowo łatwo, było go po prostu sporo. W zeszłym sezonie na 4 nocki nie miałem kontaktu a i o sandacza też trudniej. A na nęcenie linów człowiek nie ma czasu. Jak żyć...