O litości dla siebie nie mogło być mowy. Męcze je dalej i regularnie z opadu, ale nic do tabeli. Ile tylko sił i czasu. A czasu zostało niewiele. Dziś stężenie majonezu we krwi przekroczylo wartość graniczną, to trzeba było rozchodzić. Woda już jest na tyle "gęsta", że ostatnie wypady to jedno, max dwa brania. Takie głębsze (3.5-5m) miejsce w okolicy, zróżnicowane dno, dosyć daleko bo strefa najlepszych brań zaczyna się ponad 30m od brzegu a końca nie ma chyba toteż ostatnio wytargałem zeda z ponad 60m. Przynęta cały czas jedna, bandit pro 3.5-4' w jazgarza + 17g ale kombinowane z prowadzeniem , że raz działa wysoki opad, a czasem trzeba drobić po 3-4 skoki bez zwijania na jeden obrót korbką - opuścić szczytówkę w stronę przynęty zwijając nadmiar linki i powoli drobny opadzik, pyk, pyk, pyk, i szczytówka w stronę przynęty, zwinąć i znowu, cyk, cyk, cyk, w końcu flauta, piękna pogoda, cieszę się że zbocze na którym stoję w końcu zamarzło i jest twarde, opadzik, pyk, pyk, rytm, o jaka ulga po tych wszystkich przebojach z generałem błoto, Napoleon i Hitler z nim nie dali rady, rytm, rytm, cały czas, już zimno się robi, słońce gaśnie, temperatura zbliża się do osi x,...łupnął ok. 40m od brzegu i walczył jak szatan. Myślałem że to ten co zmieni sytuację w tabeli, ale jakoś przy brzegu się skurczył 🤨 Taki zdrowy 60+ i szatańsko czarny. W końcu i ja mam swojego czarnucha Dzięki zaklepanemu zadziorowi serwis przebiega oszałamiająco szybko i po chwili rybka wraca. Nie męczę go mierzeniem, to nic nie zmieni, za to liczę że rozmnoży się w oszałamiającej ilości. Takie piękne już za kilka sezonów Czas powoli się żegnać z Odrą. Czy ten to ostatni w tym sezonie? Nigdy nie wiem. Z możliwych dni w tym sezonie, czyli poniedziałek i wtorek, krzyżują się z pogodą umożliwiającą łowienie, więc...