Skocz do zawartości
przynęty na klenia     Dragon

moczykij

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    500
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    96

Odpowiedzi dodane przez moczykij

  1. Dziś dla odmiany zbiornik retencyjny przy kanale Wieprz-Krzna, pontonik i meldunek na wodzie przed wschodem słońca.

    Udało się oszukać 4 okonki. Wszystkie na widocznego na zdjęciach Real Fisha 7cm od Mikado.

    Musiało być leciutko, bo mało wody, a na dnie glony nitkowate, musiało być cichutko i w ogóle miałem wrażenie, że ryby miały ochotę tam, gdzie nikt jeszcze dziś nie zajrzał, nie przepłynął, a i z tą ochotą to też duże słowa - jak raz puknął i nie zaciąłem to już nie poprawił.

    IMG-20240504-WA0010.jpg

    IMG-20240504-WA0011.jpg

    IMG-20240504-WA0012.jpg

    IMG-20240504-WA0013.jpg

    IMG-20240504-WA0009.jpg

    • Super 8
  2. Z lekkim poślizgiem zacząłem dziś majówkę na granicznym Bugu i jego starorzeczach. Słońce wręcz paliło, wietrzyku praktycznie wcale nie było, nie wróżyło to ryb i rzeczywiście tak było. Okoniówką oszukałem małego szczupaczka, a szczupakówką okonka i to by było na tyle. Zobaczyłem za to Bug, poprzedzieralem się do starorzeczy, których zrobiło się jakby więcej i chociażby z tych powodów warto było tam pojechać :)

    IMG_20240503_181909.jpg

    IMG_20240503_182004.jpg

    Compress_20240503_180317_7127.jpg

    Compress_20240503_180317_7627.jpg

    Compress_20240503_180316_6674.jpg

    Compress_20240503_180315_5337.jpg

    Compress_20240503_180315_5831.jpg

    Compress_20240503_180314_4330.jpg

    Compress_20240503_180314_4829.jpg

    Compress_20240503_180313_3278.jpg

    Compress_20240503_180313_3806.jpg

    Compress_20240503_180312_2805.jpg

    • Lubię to 3
    • Super 6
  3. To i ja się pochwalę, tak na czasie - przed majówką. Uwielbiałem całodzienne rajdy brzegiem rzeki ze spinningiem i nadal uwielbiam, niestety po wypadku nie byłem w stanie. Ciekawa sprawa, bo chodzić np. szlakami górskimi mogę cały dzień, spinningować z łódki czy pontonu też mogę cały dzień, ale gdy połączę te dwie sprawy, czyli spinning i chodzenie to po +/- dwóch godzinach wypadam z gry. Coś nie poszło jak trzeba, niemniej cały czas kombinowałem, by sobie ułatwić życie i nie rezygnować z tego co lubię. Nie będę opowiadał o swoich pomysłach i ich wdrażaniu, powiem tylko, że żaden nie był na tyle skuteczny, by się nim chwalić. Ostatnio zupełnie przypadkiem (tak myślałem, chociaż zdaje sobie sprawę, że internet widzi co mnie interesuje i sam podsuwa sugestie) odwiedziłem stronę dla myśliwych i zobaczyłem ich siedzisko na zasiadki. Tak mi się spodobało, że postanowiłem spróbować. Produkt jest porządnie wykonany, a jednocześnie lekki (1044g)i bardzo mobilny. W odróżnieniu od testowanych wcześniej wysokich trójnogów zdaje się lepiej sprawować nawet na kamienistych główkach. Co tu dużo gadać - łatwiej znaleźć miejsce na wbicie jednej nogi niż trzech. Jeśli jest grząsko, to wystarczy wydłużyć nogę i będzie dobrze. Używałem w sytuacji, gdy noga weszła na pół metra w brzeg i było stabilnie. Najważniejsze jest jednak to, że z tym stołeczkiem zrobiłem ostatnio parę km i w sumie spinningowalem ponad osiem godzin, więc działa. Piszę o tym, bo wiem, że moi rówieśnicy, mimo że nie są po wypadkach to też odczuwają dyskomfort spinningujac godzinami z brzegu, więc może komuś z Was też taki stołek by się przydał. Ze swojej strony polecam :)

    Compress_20240427_171903_3411.jpg

    Compress_20240427_171903_3636.jpg

    Compress_20240427_171903_3843.jpg

    Compress_20240427_171902_2888.jpg

    • Lubię to 1
    • Super 3
  4. 5 godzin temu, jamnick85 napisał:

    jeździłem tam bardzo często, zreszttą nie raz widziałem twój samochód @moczykij

    To mieliśmy chyba podobną zajawkę. Od kilku miesięcy szukam zamienników, ale bardzo ciężko znaleźć coś równie klimatycznego w rozsądnej od domu odległości.

    P.S. Na początku kwietnia zajechałem tam bez wędki - ot zobaczyć jak się ma "Głoska". Nawet do niej nie podszedłem. Teren jest ogrodzony od strony wsi. Widać natomiast, że nadodrzańskie drzewa rosnące dotychczas powyżej starorzecza już porządnie oberwały. W pierwszej chwili nie zorientowałem się o co chodzi, miałem wrażenie że jakaś inna ta Odrą, jakbym pomylił drogę, dopiero później zobaczyłem skąd takie wrażenie.

    Compress_20240426_164459_9123.jpg

    Compress_20240426_164459_9389.jpg

    Compress_20240426_164458_8307.jpg

    Compress_20240426_164458_8602.jpg

    Compress_20240426_164458_8810.jpg

    • Sad 2
  5. Kolejna pozycja. Przelażała na półce dwa lata zanim wziąłem ją do ręki, ale jak już wziąłem to nie wypuściłem dopóki nie skończyłem. Opowieść o życiu wędkarza i ten wątek dominuje w tej książce. Jest też o rodzinie, przyjaźni i nostalgia za młodymi latami. Zaczyna się jeszcze przed IIWŚ, a kończy, gdy ulicami jeździły już Skody (wszystko dzieje się w Czechach, a właściwie w Czechosłowacji). Dla wędkarzy, którzy pamiętają czasy, gdy haczyk był na tyle cenny, że wchodziło się po niego do wody, by nie urwać, spławik robiło z korka i stosiny, a robaki się kopało, albo łapało nocą, a nie kupowało... może to być równie nostalgiczna podróż.

    Na zachętę kilka zdań z Epilogu:

    "...Kiedy czułem się lepiej, myślałem o tym co było w życiu najpiękniejsze. Nie myślałem o miłości, ani o swoich wędrówkach po świecie. Nie myślałem o nocnych lotach nad oceanem, ani o tym jak grałem w hokeja kanadyjskiego w praskiej Sparcie. Znów chadzałem nad potoki, rzeki, stawy i zapory. Uświadomiłem sobie, że to były najpiękniejsze chwile jakie przeżyłem. (...) Ciekawe było to, że wiele rzeczy z mojego życia zniknęło, ale ryby w nim pozostały. Były powiązane z przyrodą, w której nie podskakiwał po ulicy śmiesznie podrygujący tramwaj cywilizacji. Dziś już wiem, że wielu osobom nie chodzi w łowieniu tylko o ryby. Chcą po prostu pobyć sami jak w dawnych czasach, chcą jeszcze usłyszeć nawoływania ptaków i zwierzyny, chcą usłyszeć spadające jesienne liście. (...) I tak oto wreszcie dotarłem do tego najważniejszego słowa: wolność. Łowienie ryb to przede wszystkim wolność. Przemierzanie kilometrów w poszukiwaniu pstrągów, picie wody ze źródełek, bycie samotnym i wolnym choćby przez godzinę, przez dzień (...) To wędkarstwo nauczyło mnie cierpliwości, a wspomnienia pomagały mi żyć."

    Polecam :) 

    IMG_20240423_145708.jpg

    • Lubię to 1
  6. W dniu 18.04.2024 o 09:03, jamnick85 napisał:

    Na koniec pytanie do Was: jakich wędek używacie pod klenie, nie chodzi mi nawet o model, bardziej o akcje. Czy preferujecie szybsze kije czy wolniejsze. Ja sam na odrę mam Dragon Specialist Pro Chub, opisany jako Fast, ale dla mnie to taki med-fast.

    Od wielu lat jestem fanem kijów Dragona, zwłaszcza tych przeznaczonych na gatunki reofilne. W 2020 trochę z wygody, a trochę też ze względów zdrowotnych zacząłem kombinować w tej materii. Szukałem czegoś krótszego co łatwiej wyważyć i jednocześnie czegoś bardziej uniwersalnego. Znalazłem i dawał radę, ale to jednak był kompromis. Tak jak wyżej zauważono miałem więcej spadów, problemów z porozginanymi kotwiczkami... W tym roku przeprosiłem kilkunastoletniego już Team Dragona 275 c.w. 3-14 i nie żałuję. Jaką ten kij ma akcję każdy wie, bo to klasyk, o którym swego czasu rozpisywano się wszędzie. Nic nie spada, jak ryba zacięta to ryba w podbieraku. Jednej w tym roku nie wyjąłem, ale to był chyba sum, który zabrał mi niemal całą plecionkę i sam robiłem wszystko, żeby się uwolnił. Moment brania może nie jest tak elektryzujący jak przy fastach, ale brania na nim, zwłaszcza te wiosenne też potrafią podnieść ciśnienie i poobijać żebra ;), a sam hol tym kijem... wrażenia trudne do opisania (zwłaszcza przed kawą) :D

    • Lubię to 2
    • Super 1
  7. Próba poprawy wyniku. Pierwszy kleń na Meppsa nie miał chyba nawet wymiaru. Drugi na DAMa już ligowy, ale tu się nie załapał. I w końcu trzeci już po zmroku na Kenarta - tym już można podkręcić wynik :) Wrzucam więc 44 cm z Odry.

    1. jaceen  54,5 + 48,5 + 47,5 = 150,5
    2. kamil.ruszala 46+45+42=133
    3. RafalWR 53 + 43 +43 = 139
    4. Konrado  53 + 52 + 52 = 157
    5. SebaZG  36.5 + 36 + 36 = 108,5
    6. Marienty 42 + 44,5 + 39 = 125,5
    7. moczykij 44 + 46 + 45= 135
    8. jamnick85 49 + 44 = 93
    9. lechur1
    10. suchi
    11. andrutone  38,5
    12. MARCIN82 43 + 53 + 46 = 142

    Compress_20240416_221102_2175.jpg

    • Super 4
  8. Pojechałem nad Odrę z mocnym postanowieniem złowienia trzeciego klenia, a przy okazji przetestowania nowego siedziska "spinningowego". Początkowo podjarany tym, że mam to siedzisko i że plecy nie będą mnie już boleć, odpuściłem stacjonarkę i wyrwałem się jak niegdyś na kilkukilometrowy rajd brzegiem rzeki. Co z tego skoro wszędzie cisza. Miejsca, w których łowiłem klenie w pełni lata, teraz były jeszcze puste. Z podkulonym ogonem wracałem do auta, a po drodze przycupnąłem na swojej wiosennej miejscówce i przeprosiłem stacjonarkę. Uczepiłem się ostatnio tego Divera, ale niższa woda sprawiała, że co chwila zaczepiałem nim o dno wyciągając stada racicznic. Poszukałem czegoś płycej schodzącego - wybór padł tym razem na Różankę Sieka i na nią miałem pierwsze delikatne pstryknięcie. Kleń wziął blisko brzegu. Nadawał się do zabawy, więc zadowolony postanowiłem połowić jeszcze trochę w tym miejscu. W następnym rzucie niemal w tym samym miejscu kolejne branie, ale hol jakiś inny. Po chwili podbieram wymiarowego szczupaczka. Dobrze, że był delikatnie zapięty, bo to ostatnia Różanka ;). Przeszedłem jednak trochę niżej, bo nie chciałem, by za chwilę znowu próbował ją zaczepiać. Rozejrzałem się po miejscówce i przypomniałem sobie, że gdzieś tu złowiłem pierwszego w tym sezonie jazia, więc zmiana agrafki na taką z krętlikiem i w ruch poszły obrotówki. DAM Nature 2, DAM Nature 1, potem jakiś DAM Standard... i w końcu subtelniejszy Mepps Long 0. Ten ostatni w końcu zadziałał. Rybka walnęła daleko od brzegu w blaszkę prowadzoną po łuku z nurtem. Taki mój jaziowy klasyk podawania przynęty :). To już było lepiej niż planowałem. Pociemniało, ale postanowiłem jeszcze chwilę porzucać, tym bardziej, że tu już było głebiej. Wróciłem więc do Divera, którego wypuściłem daleko. Gdy zamknąłem kabłąk i czekałem aż plecionka się napręży poczułem delikatne, minimalne wręcz muśnięcie przynęty, ale nie reagowałem. Po chwili złapałem pełny kontakt z woblerem, ruszyłem korbką i znowu podobny pstryczek. Zacinam i luz. Nie wiem czy fluo nie wytrzymało, czy to jednak obcinka. Fakt, że straciłem starego, szczęśliwego woblera. Miałem gdzieś jeszcze jednego takiego, co prawda w innym kolorze, ale po ciemku praca jest chyba istotniejsza niż kolor, niemniej postanowiłem go oszczędzić. Zaczęły się dylematy. Ostatnia Różanka Sieka, ostatni Diver Kenarta i ostatni Mepps Long, a przede mną woda w której zdarzył się szczupaczek i coś jakby obcinka - co poświęcić, coś muszę, bo na inne przynęty nie mam brań. :) Wybrałem Różankę i za chwilę mam fajne walnięcie, a w podbieraku ląduje kolejny kleń. Postanawiam przemianować go na nowego szczęśliwego woblerka i oszczędzać, więc zdejmuję go z agrafki i zakładam Divera, którego też wypuszczam daleko, a przynajmniej długo, bo nic nie widzę. Zamykam kabłąk zaczynam czuć na kiju jak agresywnie nurkuje i mam taki strzał, że dostaję dolnikiem pod żebra. Niestety pusto. To był ostatni kontakt. Kolejne pół godziny nic się nie dzieje, więc wracam do domu.

    P.S. Siedzisko się sprawdziło. Spinningowałem bite 8 godzin i dałem radę dojść do auta o własnych siłach. Do tej pory udawało się 2-3, czasami 4. Planowanego klenia też złowiłem, więc dzień uważam za bardzo udany. Zapomniałbym - kupiłem też sobie nowego selfiesticka. Taki wybajerzony z podpinanym wyzwalaczem, z opcją przebudowy na statyw... bo miałem już dosyć słabych zdjęć. Myślicie, że w ogóle o nim pomyślałem? Trzeba było posłuchać rad i się przygotować do tego, ale to juz może następnym razem :D 

    IMG_20240413_205418.jpg

    • Lubię to 1
    • Super 13
  9. 10 godzin temu, jaceen napisał:

     

    Wrzucam klenia 45cm złowionego już po zmroku. Skusił się na Różankę od Sieka 4cm. Był jeszcze jeden, ale już się tu nie załapał :)

    1. jaceen  54,5 + 48,5 + 47,5 = 150,5
    2. kamil.ruszala 46+45+42=133
    3. RafalWR 53 + 43 +43 = 139
    4. Konrado  53 + 52 + 52 = 157
    5. SebaZG  34,5 + 36 + 36 = 106,5
    6. Marienty 42 + 44,5 + 39 = 125,5
    7. moczykij 41,5 + 46 + 45= 132,5
    8. jamnick85 49 + 44 = 93
    9. lechur1
    10. suchi
    11. andrutone  38,5
    12. MARCIN82 43 + 53 + 0 = 96

     

    Compress_20240413_225454_4033.jpg

    • Super 5
  10. Dorzucam drugiego. Złowiony w Odrze na Mepps'a.

    1. jaceen  54,5 + 48,5 + 47,5 = 150,5
    2. kamil.ruszala
    3. RafalWR 53 + 43 +43 = 139
    4. Konrado  53 + 52 + 52 = 157
    5. SebaZG  30,5 + 34,5 + 36 = 101
    6. Marienty 42 + 44,5 = 86,5
    7. moczykij 41,5 + 46 = 87,5
    8. jamnick85 49 + 44 = 93
    9. lechur1
    10. suchi
    11. andrutone

    IMG_20240328_220418.jpg

    • Super 5
  11. Drugie popołudnie nauki stacjonarnego spinningowania. Zacząłem w miejscu i z zestawem z jakim przedwczoraj skończyłem. Jednak długie i bezskuteczne machanie w jednym miejscu może się znudzić. Zacząłem przyglądać się pracy woblera i miałem wrażenie, że nie wygląda zbyt naturalnie. Przypomniała mi się stara zasada, której tak naprawdę nidy nie jestem w stanie właściwie zinterpretować 😁 Dotyczy aury i koloru przynęty. Pomyślałem jednak, że ostatnio było słonecznie i doczekałem się brania na jasnego woblerka, to skoro teraz jest pochmurno i wietrznie to powinienem spróbować na ciemnego i tak zrobiłem. Nie czekałem nawet kilku minut. Bodaj w trzecim rzucie na dalekim dystansie mam taki strzał, że naprawdę kij mi prawie wypadł z ręki. Zabrzmi to może dziwacznie, ale poczułem na kiju całą tę złość ryby i jej agresję. Po fajnym holu podbieram pięknego (medalowego) jazia. Już mam potwierdzenie zasady - jak jest jasno łów na jasne, jak ciemno - na ciemne. Oczywiście do następnego razu na pewno zapomnę 😄 Tymczasem wobler zagościł na dobre na agrafce, ale to nic nie dawało. Pomyślałem, że dosyć już stania w miejscu i pora się ruszyć. Przesunąłem się raptem 15 metrów i zacząłem raz po razie przesuwać się z rzutami w stronę środka rzeki. Potem wszystko od nowa i może po kwadransie poczułem pstryk. Zaciąłem i jest. Jednak, ani hol, ani wygląd ryby nie przypominały poprzedniej, mimo, że ta była tylko 2 cm krótsza i też była medalową. Jaź był chudy, nie miał sporej części łusek, jakąś bliznę jakby po kormoranie. Generalnie był mocno ...sfatygowany. Uznałem, że miejsce jest sprawdzone i pora sprawdzić kolejne i kolejne... i gdy zaczęło szarzeć postanowiłem wrócić na pierwszą miejscówkę. Ciemny wobler zgodnie z zasadą powinien być dobry, ale coś mnie tnęło, by zwiększyć zasięg. Cięższych woblerów już nie miałem, więc zmieniłem agrafkę na taką z krętlikiem i założyłem Meppsa. Oczywiście na przekór sobie i wszystkim właśnie odtajnionym zasadom - srebrnego. 😄 Po kilku rzutach mam strzał. Mocny, ale inny niż pierwszy. Ryba też zachowywała się inaczej. Była uparta. Hol w nurcie oczywiście fajny, ale do końca nie wiedziałem co holuję. Dopiero w podbieraku zobaczyłem klenia. Piękny, zdrowy, wypasiony - niemedalowy, żeby była jasność 😄

    To był dzień, a właściwie popołudnie konia. Wiem, że dla wielu z Was to żaden wyczyn, ale ja już dawno nie złowiłem tylu fajnych rybek w ciągu paru godzin. Miałem się przemóc i trzymać jednego miejsca - nie wyszło. Miałem łowić na ciemne przynęty - też nie za długo wychodziło. Generalnie jednak dobrze się skończyło.

     

    IMG_20240328_185602.jpg

    IMG_20240328_185344.jpg

    IMG_20240328_185436.jpg

    • Dzięki! 1
    • Super 11
  12. Wygospodarowałem sobie pół dnia, więc spakowałem do plecaka nowy travelowy teleskopik, do ręki spinning, a w głowie mocne postanowienie połowienia na przepływankę i na woblerki. Wytypowany odcinek rzeki przeszedłem ze skórką chleba, poprawiłem spinningiem i nic. Gdy wracałem do auta, zadzwonił telefon. Zatrzymałem się, żeby porozmawiać, a wiedząc że to chwilę potrwa ustawiłem się tak, by móc bezproblemowo obserwować spinningistę, którego mijałem wcześniej. Cały czas stał w jednym miejscu, co chwila pochylał się zmieniając prawdopodobnie przynęty. Konsekwencja godna pochwały, a gdy w pewnym momencie sięgnął po podbierak i dostrzegłem chlapiącą się rybę uznałem, że ta konsekwencja jest też godna naśladowania. Skończyłem rozmawiać i zawróciłem. Wytypowałem sobie z góry miejscówkę, na której chciałem postać do wieczora. Rozłożyłem podbierak, obok plecak, na plecaku pudełko i zacząłem kombinować. Odkopałem woblery, o których zdążyłem już zapomnieć i w końcu doczekałem się brania i tym sposobem otworzyłem swój sezon spinningowy :) 

    IMG_20240326_185843.jpg

    • Lubię to 1
    • Super 8
  13. W lutym wspominałem o tym starorzeczu:

    "...większość drzew wokół starorzecza i na cyplu między starorzeczem, a Odrą jest poznaczona w sposób, który sugeruje planowaną wycinkę! Czego oni chcą od tych drzew, przecież nikomu w niczym nie mogą tam chyba przeszkadzać."

    Mam do tego miejsca sentyment. Wiele lat temu, gdy pierwszy raz przyjechałem na Dolny Śląsk z kijami, wylądowałem właśnie tu, bo tu odbywał sie zlot wędkarski, na który zostałem zaproszony. Ten odcinek był  pierwszym, który z bliska zobaczyłem, w którym łowiłem i dzięki któremu tę rzekę polubiłem. To starorzecze i Odra poniżej momentami przypominały mi Bug. Oczywiście tylko przypominały, bo na granicznym Bugu do którego w młodości było mi najbliżej nie było ostróg, klatek, opasek... było zupełnie dziko. Tu natomiast, nad Odrą było jeszcze na tyle dziko, że można sie było zapomnieć. Od razu małe sprostowanie, bo wiem, że są tu osoby znające Bug. Są na nim oczywiście główki i są opaski, a raczej pozostałości po nich - podobno jeszcze carskie. Nie widać ich nad powierzchnią wody i z tego co wiem - niewielu zna ich lokalizacje, więc mówię o tym co widać. Z powyższych powodów lubiłem tu zaglądać przynajmniej kilka razy w roku. Nawet jak ryby nie brały to było fajnie, bo w miarę dziko, a ja to lubię. Jak widzicie mam do tego miejsca sentyment, dlatego tak bardzo zaintrygowały mnie te poznaczone drzewa, że zacząłem drążyć. W necie nic nie znalazłem, więc użyłem innych sposobów i dotarłem do Wykonawcy robót, a nawet porozmawiałem z kierownikiem. Opowiedział mi o planach, nawet je naszkicował. Podsumowując - za rok starorzecza już nie będzie. Zostanie ono przekopane i połączone z Odrą, Cypel zostanie zwężony o 15-20 metrów i stanie się wyspą. Przed nią i za nią zostaną usypane progi. Oczywiście wszystkie drzewa na cyplu (wyspie) zostaną wycięte. Oberwie się też kilku drzewom od strony lasu. Wykonawca ma doświadczenie w realizacji takich inwestycji. Podobne wykonywał już na granicznej Odrze i na Wiśle. Inwestorem są Wody Polskie, a pieniądze na ten cel unijne. Tyle faktów. Nie dowiedziałem się natomiast po co to wszystko i cały czas się nad tym zastanawiam. Czy jest to kolejna inwestycja mająca na celu konieczność wykorzystania środków unijnych? Przecież to starorzecze to prawdopodobnie jedno z niewielu w okolicy tarlisk, więc raczej nie chodzi o dobrostan okolicznej fauny. Jaki zysk może przynieść likwidacja starorzecza i kto na tym skorzysta? Ktoś musi - inaczej po co ładować w to pieniądze? Gdy zajrzałem tam ostatnio jakiś tydzień temu już coś zaczęło się dziać. Barki, koparko-ładowarki, wywrotka...

    P.S. Próbowałem odtworzyć szkic planów. Nie mam jednak w prywatnym komputerze odpowiednich narzędzi, więc moja próba wygląda dziecinnie, ale pokazuje z grubsza jaki jest zamiar. Dwa screeny - stan obecny i planowany.

    Zdjęcie WhatsApp 2024-03-09 o 10.24.41_e8aeab31.jpg

    Zrzut ekranu 2024-03-09 100952.jpg

    Zrzut ekranu 2024-03-09 100952'.jpg

    • Sad 3
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.