Skocz do zawartości
tokarex pontony

moczykij

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    500
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    96

Odpowiedzi dodane przez moczykij

  1. Plan taki sam jak ostatnio. Feederek z chlebkiem znowu nie zadziałał, nawet krąpie nie skubały, więc po wyznaczonym czasie przesiadka na spławikówkę. Na początek 4 płotki, takie pod 20cm, potem chyba z godzinę kompletnej ciszy, po której jedno zdecydowane branie i w końcu płoć. Jeszcze może nie mamuśka, ale jakaś młodsza jej siostra - takie miłe 35cm, które już fajnie walczyło. Potem trochę spokoju i w zanętę weszły krąpie, które nie odpuściły już do zmroku.

    Zdjęcie WhatsApp 2024-03-04 o 18.44.50_78a52617.jpg

    • Super 11
  2. Plan miałem taki, by połowę czasu poświęcić feederowi z chlebkiem, jak będzie dobrze to pomyślę co dalej, a jeśli będzie słabo to spróbuję jeszcze raz otworzyć sezon spławikowy. Z feederem była lipa. Ponad 3 godziny i kilka delikatnych skubnięć. Jedno zaciąłem w tempo i okazało się, że to krąpie. Swoją drogą wciąż ciężko mi ogarnąć fakt, że potrafią zapiąć się na hak większy od ich pyska.

    Zgodnie z planem resztę dnia postanowiłem pogapić sie na spławik. Pierwsze podanie zestawu i branie, a na haczyku ligowa płotka. Nawet nie zdążyłem zanęcić, więc teraz to zrobiłem i się zaczęło. Uklejka za uklejką, a między nimi jazgarze wielkości kciuka. Próbowałem omijać pole nęcenia, zmieniałem grunt, podwajałem ilość pinki na haku... - wszystko na nic. W akcie desperacji postanowiłem jeszcze spróbować na te pinki w kolorze szaro...niebieskim? Trudno mi określić ten kolor, ale Ci którzy kupują pinkę np. w Krokodylu, wiedzą co mam na myśli. Wyobraźcie sobie, że aż do zmroku tej pinki nie ruszyła ani jedna ukleja, czy jazgarz. Brały na nią tylko płotki. Nie były to żadne mamuśki i nie było ich mnóstwo - może kilkanaście +/- dłoniaków. Nie wiem czy to przypadek, czy coś w tym jest, niemniej jeśli będziecie w podobnej sytuacji - nie zaszkodzi spróbować :)

    P.S. Tak na marginesie to taką pinke założyłem pierwszy raz na haczyk. Do tej pory uważałem, że jest mało atrakcyjna :) 

    IMG-20240301-WA0012.jpg

    • Lubię to 1
    • Super 5
  3. Pierwsza rybka 2024. Pięć godzin nad wodą, jedno konkretne branie w pierwszej godzinie, potem już tylko jakieś nieśmiałe skubnięcia. Niemniej sezon rozdziewiczony chlebkiem "hand made" 😁Compress_20240227_193114_4348.thumb.jpg.66083248232bc9d2169e400547032cef.jpg 

    Compress_20240227_193838_8752.jpg

    1. jaceen......54,5 + 44,5 + 0 = 99
    2. kamil.ruszala
    3. RafalWR
    4. Konrado  49,5 + 52 + 0 = 101,5
    5. SebaZG 
    6. Marienty
    7. moczykij 41,5
    8. jamnick85 
    9. lechur1
    10. suchi

    • Super 7
  4. Pojechałem dziś nad wszystkim znane starorzecze Odry z myślą otwarcia sezonu. Niestety, przez trzy godziny nie doczekałem się brania. Nie o tym jednak chciałem, większość drzew wokół starorzecza i na cyplu między starorzeczem, a Odrą jest poznaczona w sposób, który sugeruje planowaną wycinkę! Czego oni chcą od tych drzew, przecież nikomu w niczym nie mogą tam chyba przeszkadzać.

    IMG_20240224_165436.jpg

    IMG_20240224_165508.jpg

    IMG_20240224_165535.jpg

    Compress_20240224_170250_0886.jpg

    • Lubię to 1
    • Super 3
  5. Też się chętnie pobawię. Zeszłoroczne łowienie na chlebek wciągnęło mnie. Może trafi się taki dzień jak rok temu, że ustrzelę komplet za jednym podejściem - byłoby super i taki przedwiosenny komplecik będzie moim celem.

    1. jaceen

    2.kamil.ruszala

    3. RafalWR

    4. Konrado

    5. SebaZG 

    6. Marienty

    7. moczykij

  6. Dziękuję wszystkim za rywalizację i gratuluję Zwycięzcy @Elast93. Powtórzę też za innymi i to nie kurtuazja - @jaceen piękny wynik wykręciłeś spinem i to z tego co obserwuję jedynie na naszej, szeroko pojętej Oderce. Szacun.

    W odróżnieniu od poprzedniego roku tym razem nie będę robił statystyk, bo te przynajmniej dla mnie najciekawsze zrobił @Marienty - dziękuję za to i za sprawowanie pieczy nad całą zabawą.

    Kolejny raz widzę u siebie progres:

    2020 - poz. 12 małych punktów 3880

    2021 - poz. 9 małych punktów 4252

    2022 - poz. 8 małych punktów 6106

    2023 – poz 6 małych punktów 8895

     

    rok/I tura/II tura/razem

    2020 - 5 - 17 - 22

    2021 - 6 - 11 - 17

    2022 - 6 - 10 - 16

    2023 – 5 – 8 - 13

    Rok temu nie widziałem przyczyny takiego stanu rzeczy, a w tym roku widzę. Odkrycie wiosennego łowienia na skórkę chleba i jesiennej przystawki. Pierwsze karpie z Odry, pierwsze i w dodatku medalowe karasie srebrzyste. To powody mojej największej radości wędkarskiej w tym roku i niewątpliwie powód lepszego niż poprzednio wyniku.

    W przyszłym roku chciałbym jeszcze więcej czasu poświęcić metodom gruntowym, ale wiem, że łatwo nie będzie, bo zawsze toczę z tego powodu wewnętrzą walkę i w najlepszym razie osiągam jakiś kompomis. Chciałbym też więcej czasu poświęcić innym rzeczkom Dolnego Śląska. W poprzednim roku zacząłem nieśmiało raczkować po Bystrzycy. Kilka wypraw zaowocowało kilkoma rybkami różnych gatunków. Nie były duże, ale przecież te mniejsze też skądś się biorą. Chciałbym to sprawdzić, tym bardziej, że do Bystrzycy może nie mam bliżej niż do Odry, ale na pewno mogę się do niej dostać o wiele szybciej, bo tu nigdy nie ma korków. 

    W dniu 14.01.2024 o 13:10, Marienty napisał:

    Wniosek jest taki, że można być w czołówce niezależnie od stosowanych metod połowu ale trzeba być często na rybach 😎

    Kolejny ciekawy wniosek. Nie wiem czy nad wodą bywam często, ale pamiętam, że będąc kawalerem potrafiłem być 3 razy częściej. Teraz klucz jest prosty - staram się urwać nad rzekę przynajmniej raz w tygodniu, do tego 2-3 tygodnie urlopów wędkarskich, czyli w sezonie bywam nad wodą około 60-70 razy. A jak to wygląda u Was?

    • Lubię to 2
    • Dzięki! 1
    • Super 1
  7. 14 godzin temu, andrutone napisał:

    Na ten sezon zaopatrzyłem się w trójnogi statyw do telefonu z wyginanymi nóżkami. Jakość taka se, ale zaletą jest dodany w zestawie do trójnoga pilot bluetooth do robienia zdjęć telefonem.

    Kupiłem taki zestaw parę lat temu. Pilot bardzo szybko przestał sie łączyć z telefonem, ale nie to było najgorsze. Trójnóg stał fajnie na stole. W terenie, na nierównym tracił równowagę i nie był w stanie utrzymać telefonu. Dobra wiadomość jest taka, że mój trójnóg był czerwony, a to pozwala mieć nadzieję, że Twój to już inny, bardziej dopracowany model :)

    P.S. Swoją drogą taka mała rozkminka - z okoniem, czy podobną rybą można zrobić selfie, natomiast taki trójnóg byłby odpowiedni w przypadku ryb, które wychodzą poza kadr, bo "ręka jest za krótka", lub zwyczajnie musisz wziąć rybę w obie ręce, by nie zrobić  jej krzywdy i jednocześnie odpowiednio zaprezentować. Jeśli zatem masz już rybę w obu dłoniach to jak obsłużyć pilota? :) Pamiętam, że ustawiałem chyba aparat czasowy, ale nawet te 10 sekund to nie raz było za mało, by odłożyć pilota, wziąć rybę i odpowiednio ją zaprezentować - zdjęcia wychodziły bardzo sytuacyjne :D 

    Zawsze mnie zastanawiały zdjęcia z gazet, czy różnych portali społecznościowych - zwłaszcza te z samotnych wypraw. Jak oni je robią?

  8. Deklaruję udział. Chciałem nawet to zrobić z przytupem i zajechałem tam, gdzie się ostatnio spotkaliśmy. Niestety zmokłem, przewiało mnie i tyle mego. Żaden okonek nawet nie musnął przynęty, a może musnął tylko tego nie zauważyłem, bo cały czas walczyłem z balonem linki.

    • Lubię to 1
    • Super 1
  9. Przewertowałem temat od początku, bo lubię tak sobie powspominać Wasze i swoje sukcesy w tej materii (na inne jeszcze przyjdzie czas). Miło spędzona godzina i w głowie mam nadzieję coś zostanie po takiej lekturze. Sezon okoniowy w moim wydaniu był dobry. Wynik drugi patrząc od początku mojego uczestnictwa w tej zabawie. Lepszy był tylko 2019, gdy jakimś fartem namierzyłem okoniową odrzańską miejscówkę, z której wyprosiłem dwa czterdziestaki i kilka okoni 30+. Analiza 2023 wprawiła mnie jednak w kompletne osłupienie. Nie zdawałem sobie sprawy i wciąż nie mogę w to uwierzyć, ale wpisy mówią same za siebie. Licząc wszystkie zgłoszone do zabawy okonie naliczyłem ich 21, z tego okoni dolnośląskich, czyli w moim przypadku odrzańskich było... 1. Pozostałe 20 pochodziło z Podlasia i moich "gościnnych występów" na wodach odkrywanych w młodości. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale chyba z każdym rokiem mam coraz większy problem ze znalezieniem ich w Odrze. Stare, sprawdzone miejsca, teraz kompletnie się nie sprawdzają, a na szukanie nowych nie mam czasu? Marna wymówka, ale jedyna, jaka przychodzi mi do głowy. Zupełnie inaczej jest na Podlaskich wodach. Wpływam pontonem w miejsca, które pamiętam sprzed 30 lat, gdy łowiłem tam piękne garbusy spod lodu i teraz łowię je na gumy, woblery dosłownie w tych samych punktach. Oczywiście odkrywałem też nowe miejsca, ale nie ukrywajmy - łatwiej to robić z pontonu wyposażonego w silniczek, niż przedzierając się brzegiem Odry. Nie znaczy to oczywiście, że w 2023 roku złowiłem w Odrze jednego okonia. Było ich więcej, ale wynik wyśrubowany (w moim przypadku) na majówce nie pozwolił już na zgłaszanie tych letnich odrzańskich, a "kropka nad i" postawiona na początku listopada na starorzeczu Bugu odcięła dostęp do zgłoszeń tym kilku późnojesiennym okonkom złowionym na miejscu. Tak to się jakoś w mijającym sezonie poukładało.

    Pisząc tego posta w sąsiednim oknie mam otwartą stronę aukcyjną z tantami i innym robactwem. Trochę już nawkładałem do koszyka zanim zacząłem czytać ten temat, a gdy go przeczytałem (zwłaszcza pierwsze wpisy) przypomniałem sobie o tych gramowych jigach, plecionkach #0.3, przycinaniu gumek, o zdziwieniu moim topornym zestawem, czyli pleconką 0,06 kijem do 10g i agrafką na końcu zestawu 😋 i w końcu o tym, że rok temu też tak kombinowałem, a pierwszego okonia nadającego się do ligi i tak złowiłem dopiero w maju i to na jerka, więc albo przemebluję cały zestaw pod kątem zimowego łowienia, albo odpuszczę, bo kilka tant niczego nie załatwi. Styczeń to dobry czas na kompletowanie nowego zestawu, więc może się skuszę, a póki co dziękuję wszystkim uczestnikom za udział w okoniowej lidze. Pewnie się powtarzam, ale naprawdę niejednokrotnie nadaliście sens moim wyjściom nad wodę 😊

    • Lubię to 3
    • Super 2
  10. Miałem sprawę na drugim końcu Wrocławia (z mojego punktu widzenia), więc korzystając z okazji zrobiłem sobie spacer brzegiem tej rzeczki. Zrobiłem kilka zdjęć planując zapytać o tę wodę na Forum, a tu widzę, że temat był już poruszany. Dawno co prawda, ale nikt od wielu lat nie odświeżał, więc zakładam, że nic nowego w temacie się nie zadziało. Szkoda, bo rzeczka naprawdę pachnie wiosennym wędkowaniem.

    P.S. Byłem tam ostatnio jakoś we wrześniu, to na jednym z tych progów siedziało dwóch facetów ze spławikami. Próbowałem zagadać, ale różnice językowe okazały się nie do pokonania ;)

    IMG_20240102_113136.jpg

    IMG_20240102_113200.jpg

    IMG_20240102_113217.jpg

    IMG_20240102_113236.jpg

    • Super 4
  11. Ostatnio sandacza na końcu mojego zestawu widziałem chyba w czerwcu, ale rano Google w telefonie przypomniał mi, że dwanaście lat temu, czyli 17 grudnia 2011, było zupełnie inaczej. Mnie to zmotywowało na tyle, że zaraz pojadę nad rzekę - może i na kogoś z Was zadziała podobnie :) 

     

    "Wczoraj zamiast standardowego podania godziny, o której będzie nad wodą, Tomek przysłał mi link do prognozy pogody, według której dziś miało potwornie wiać i padać. Temperatura miała oscylować w granicach +1C, jednak odczuwalną określono na -15C.
    Nie było to zbyt optymistyczne, więc jakoś tak ostrożnie obeszliśmy temat, nie umawiając się jednoznacznie.

    Oczywiście pojechałem. Gdy wysiadłem z samochodu od razu przypomniałem sobie tę prognozę. Wiało niesamowicie. Pokonując drogę od auta do rzeki (jakieś 700m) zdążyłem przemarznąć. Postanowiłem więc, że połowię chociaż chwilę, bo to być może ostatni raz. Wszedłem na główkę, na której Tomek ostatnio złowił sandacza. Nie zdążyłem nawet przywiązać nowego wolframu, gdy zadzwonił telefon. To Tomek - okazało się, że już jest nad rzeką. Stał kilkaset metrów dalej i jak na razie doczekał się jednego pstryknięcia. Kilka pierwszych rzutów na trzynastą i cisza, na dwunastą to samo. Znów telefon i znów Tomek. Słyszę, że ciężko dyszy i szybko mówi. Właśnie wyholował sandacza 70+. A więc coś się dzieje. Kontynuuję. Poprawiam na dwunastą, potem na jedenastą i tu mam pierwsze skubnięcie. Powtarzam rzut, daję gumie chwilkę poleżeć i ostrożnie przesuwam ją po dnie. Znów skubnięcie - nie reaguję. Za chwilę jeszcze jedno, a ja wciąż niewzruszony spokojnie wlekę gumę i w końcu wyraźny strzał. Zacinam i siedzi. Szybki hol i podbieram rybę ręką, która momentalnie kostnieje. To był chyba najszybszy sandacz w tym roku.

    Rybka wraca do wody, a ja dalej molestuję jedenastą. 5 minut później mam kolejne pstryknięcie, a za drugim razem wyraźny strzał. Ten sandaczyk prawdopodobnie nie miał nawet wymiaru, więc uwalniam go bez wyjmowania z wody. Jedenasta się wyczerpała, na pozostałych godzinach też nic się nie działo, więc poszedłem na następną główkę. Tu powtórka scenariusza z poprzedniej główki - zaczynam rzutami pod prąd i gęsto je powtarzając przesuwam się z prądem. Znów na jedenastej mam pstryknięcie. Powtarzam - cisza, jeszcze raz - cisza. Powtarzam raz jeszcze minimalnie bardziej w stronę dziesiątej. Guma opada, plecionka wiotczeje, daję jej sekundę i spokojnie obracam korbką. Pół obrotu - pstryk. Następny obrót - pstryk. Siadam gumą na dnie i znów spokojnie ruszam. W tym momencie następuje strzał. Zacinam i czuję rybę. Najpierw spokojnie idzie w moją stronę, jednak po dwóch, trzech metrach zmienia plany i obiera przeciwny kierunek. Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę z kim mam do czynienia. Koguciarsko dokręcony hamulec zachowuje się jakby zupełnie o tym zapomniał. Wyje niemiłosiernie, kij się gnie, a ja już czuję pulsowanie w przedramieniu. Tomek stoi dwie główki dalej i chyba na mnie patrzy. Nie, zdawało mi się - dalej łowi :D . Ryba w tym czasie daje się na chwilę zatrzymać, a nawet zawrócić. A może mi się tylko wydawało, że ją zawróciłem, bo minęła mnie i popłynęła dalej, kolejny raz uruchamiając hamulec. Następny zwrot znowu w moją stronę (zwrotu w inną stronę z resztą być nie mogło). Tym razem jednak ryba prze pod przeciwny brzeg, oczywiście na rozgrzanym już nieźle hamulcu. Czuję, że ręka słabnie więc podpieram kij drugą powyżej kołowrotka i zaczynam chyba panować nad rybą. Kątem oka zerkam w stronę Tomka - stoi i patrzy w moją stronę... i chyba przesłał łowić :D Spokojnie odzyskuję metr po metrze. Gdy ryba jest już bliżej, robi jeszcze jeden zryw w stronę klatki. Idę więc za nią, bo zauważam tam dobre miejsce do podebrania. Rzut okiem w stronę Tomka i widzę, że w końcu wystartował i pędzi w moją stronę z pstrągowym co prawda, ale jednak podbierakiem :D

    W końcu widzę rybę pod powierzchnią - jest po prostu przepiękna. Luzuję hamulec i samym kijem próbuję naprowadzić ją w moją stronę. Gdy jest metr ode mnie, nie próbuję nawet podebrać jej jedną ręką. Rzucam kij i chwytam zdobycz obiema rękami. Gdy wyłażę z wody z rybą, na główkę wpada Tomek. Mina, którą zrobił, gdy spojrzał na rybę... po prostu bezcenne :D Gumka tkwi w kąciku pyska i wychodzi bez najmniejszego problemu. Tomek przykłada miarkę, a ja dzwonię do Mojej Muzy i drę się do telefonu, że mam Życiówkę! Pierwsze gratulacje od Asi, zaraz potem Tomek rzuca liczbę określającą długość i też mi gratuluje. Cieszę, a właściwie obaj cieszymy się jak dzieci. Szybka sesja i odnoszę rybę do wody - odpływa błyskawicznie bez żadnej pomocy. Wystarczyło jej tylko, że poczuła wodę. Dopiero teraz przypominam sobie o kiju. Leży do połowy w wodzie - niestety ta zanurzona połowa to dolnik, razem ze stradiciem. Ale w tej chwili w ogóle się tym nie martwię. Wyciągam papierosa, Tomek fajkę i opalamy połów, wciąż go przeżywając.
    Dalsze moje łowienie było już bardzo lajtowe, a poza tym nieco utrudnione, bo kołowrotek odczuł jednak tę nieplanowaną kąpiel i z godziny na godzinę pracował coraz ciężej. Miałem jeszcze dwa, czy trzy wyraźne pstryknięcia, ale żadnego nie zaciąłem.
    To był wspaniały dzień. Takie dni zdarzają się rzadko, a taka radość jeszcze rzadziej i właśnie dla takich chwil warto poznawać nowe miejsca okupując to kilogramami przynęt, warto palić paliwo, warto marznąć, zarywać noce... warto żyć!

    P.S. Sandacz miał 98 cm."

     

    Reklama

    dsc00087-1.jpg

    dsc02834.jpg

    dsc02840_x9144.jpg

    • Lubię to 6
    • Super 7
  12. Im głębiej  grzebię na tym Forum, tym więcej ciekawych tematów wygrzebuję. Coś przeczytam i coś mi się przypomina, zaczynam szukać w pamięci, później w "pamiętniku" i mam pretekst, by odgrzać starego kotleta :)

    Czerwiec 2011

    W piątek umawiamy się z Danielem na nockę. Jego Wujek namierzył jakieś oczko wodne, w którym po zmierzchu zaczynają brać piękne karasie i byczki. Umawiamy się trochę wcześniej, by przed zasiadką zdążyć trochę pospinningować na jednej z opolskich rzeczułek - Stobrawie. W umówionym miejscu melduję się parę minut po piętnastej, Daniel już na mnie czeka. Na początek rozpoznanie. Zostawiamy samochody i przedzieramy się przez łąki. W końcu jest rzeczka. W tym miejscu ma może z pięć metrów szerokości. Gdyby łąka była koszona, nie wiem jak można by było podejść tu jakąkolwiek rybę. Na szczęście nikt jej dawno nie kosił, więc trawy i inne chwasty wybujały do tego stopnia, że do rzeczki można było się przedzierać w pozycji wyprostowanej, a i tak cały ten zielony busz wciąż szumiał nad głową.
    Kilkanaście metrów niżej widzimy jakiś naturalny przelewik. Idziemy w jego stronę. Widzę kilka płotek stojących poniżej i to wszystko. Daniel jednak ma polaroidy (moje zostały w drugim aucie) i po chwili podaje mi je pokazując gdzie mam patrzeć. No tak - nieco głębiej niż płotki stoi jakaś rybka +30. Ma czerwone płetwy, ale nie mamy pewności, czy to kleń, czy jaź. Ostrożnie wycofujemy się z tego miejsca i wracamy do samochodów po kije. Daniel bierze muchówkę, ja spinning. Wracamy nad rzekę. Daniel ustawia się tak, by odpowiednio podać muchę wypatrzonej rybie, ja natomiast zaczynam grzebać w pudełku szukając czegoś odpowiedniego. Mam z tym problem, nie bardzo wiem co może być naturalnym pokarmem ryb w takim ciurku. Sprawdzające się na Odrze imitacje uklejek, tu mi jakoś nie pasują. Z zadumy wyrywa mnie chlapnięcie - to Daniel oszukał upatrzoną wcześniej rybę. Jednak był to kleń - miał 34 cm.
    A więc na pewno jedzą owady ;)
    Zakładam więc wielokrotnie sprawdzonego Salmo Tiny i idę w górę rzeki.
    To była chyba trzecia miejscówka, którą sobie utorowałem. Podałem woblerka w górę rzeki nieco powyżej wystającej z brzegu kępy trawy. Kilka ruchów korbką i widzę charakterystyczną falkę - coś wystartowało spod tej kępy. Czuję delikatne puknięcie, zacinam i widzę jak taka sama tylko o wiele szybciej rozchodząca się falka wraca z powrotem do kępy. Ukłuł się, czy nie? Otwieram pudełko i po kolei podaję trzy inne Tiny, potem cierniczka Sieka, osę Rapy... i nic. Omijam więc tę kępę dużym łukiem i trochę na czuja wbijam się w przybrzeżny gąszcz tak, by wyjść w odległości rzutu powyżej kępy. Siadam w trawie pół metra od wody, zapalam papierosa i obserwuję kępę. Chcę dać rybie chwilę na zapomnienie. W międzyczasie cicho otwieram pudełko i gapię się na woblerki. Ryba zainteresowała się Tinem w moim ulubionym kolorze, czyli BC. Jedynym zbliżonym wielkością i kolorem woblerkiem w moim pudełku jest Brzulek. Jednak ma on agresywniejszą pracę i co w tym przypadku nie jest bez znaczenia - jest tonący. Nie mogę więc cichutko spławić go w miesce, gdzie prawdopodobnie stoi ryba, muszę od razu podać go możliwie cicho i precyzyjnie, co w tych warunkach proste nie jest. Rozchylam ostatni szpaler roślinności dzielącej mnie od rzeczki, wystawiam kij i rzucam. Udało się. Woblerek spada metr za kępą przy przeciwnym brzegu. Zwijam wolniutko, szczytówka w górze, bo wobler ostro nurkuje, a wody tu za dużo nie ma. Mijam kępę i nic. Próbuję podać woblerka bliżej mojego brzegu, by niemal otarł się o kępę, ale żyłka zaplątuje się w jedną z traw i woblerek spada dwa metry ode mnie. Ostrożnie odplątuję zestaw, wychylam kij jeszcze bardziej i robiąc wahadełko rzucam. Tym razem udało się. Wobler spada przy moim brzegu, pół metra za kępą. Znów wolniutkie prowadzenie, woblerek wpływa pod kępę. Na ułamek sekundy zatrzymuję woblerka w miejscu, a potem ruszam nieco szybciej i w tym momencie czuję walnięcie Sprawdziła się sztuczka z wiosennej Odry. Ryba rysza z impetem w moją stronę, mija mnie i prze dalej w górę rzeki. Jakieś dziesięć metrów powyżej mnie wbija w brzeg i przepływa między nim, a sterczącym z wody kołkiem, zaczepiając o niego żyłką. Nie wygląda to dobrze, żyłka nieruchomo wchodzi w wodę w jednym punkcie, a z kołowrotka wciąż ubywa żyłki. Już się nie kryję, nie chowam, przedzieram się w stronę tego kołka z wysoko uniesionym kijem, wołając jednocześnie Daniela. Próbuję ominąć kołek kijem, ale nie wychodzi. Wokół kołka nazbierała się kupa zielska. Biorę więc ostrożnie żyłkę do ręki i w ten sposób wyrywając kawałek tego zielska uwalniam żyłkę. Znów mam kontakt z rybą. Przychodzi Daniel i pyta co się dzieje. Mówię mu jak sprawa wygląda. W międzyczasie zaczynam podciągać rybę w moją stronę. Pojawia się w końcu pod powierzchnią. To piękny kleń, Daniel ocenia go na porządną pięćdziesiątkę, ja natomiast wiem, że to na pewno życiówka i niestety, że jest delikatnie zapięta jednym grotem w kąciku pyska. Podprowadzam rybę pod wysoki w tym miejscu brzeg, staję jedną nogą na tym nieszczęsnym kołku i sięgam po rybę. Próbuję ją chwycić za kark, jednak nie mogę objąć go na tyle pewnie, by zacisnąć palce. Ryba znowu dostaje kopa i robi ten sam numer, czyli nurkuje między brzeg, a kołek. Pytam Daniela, czy ma podbierak - mówi, że w samochodzie i już pędzi w stronę aut. Trochę to potrwa, bo odeszliśmy kilkaset metrów od miejsca postoju. Znowu z pomocą ręki omijam żyłką kołek i trzymam rybę pod powierzchnią wody na środku rzeczki. Kleń jest już zmęczony i nie robi żadnych numerów. Za chwilę przybiega Daniel z podbierakiem. Pierwsza próba podebrania rybki się nie udaje, druga tak i jak to zwykle bywa, ryba wypina się w podbieraku. Kleń jest po prostu piękny. Bez mierzenia wiem, że to moja życiówka. Szybkie fotki i ryba wraca pod swoją kępę. Kleń miał 49 cm.

    Oczywiście wieczorem, już w towarzystwie Wujka, dotarliśmy na miejsce nocnej zasiadki. Wraz z zachodem słońca, niebo się zaciągnęło, zaczęło mocno wiać i zrobiło się naprawdę zimno. To chyba wpłynęło na fakt, że ryby nie chciały współpracować. Przesiedzieliśmy nad wodą chyba do pierwszej. W tym czasie chłopaki złowili kilka niewielkich byczków, ja natomiast nie złowiłem nic. Miałem co prawda kilka brań trwających długie minuty, a kojarzących mi się z linowym marudzeniem, ale żadnego z nich nie zaciąłem.

    Zrzut ekranu 2023-11-30 185056.jpg

    • Lubię to 2
    • Super 3
  13. Sezon rękawiczkowy uważam za otwarty.

    Przed południem miałem trochę czasu więc postanowiłem popracować jeszcze nad okoniowym wynikiem. Tak więc okoniówka, ale z cieniutką stalką. Na samochodowym termometrze 3C, ale już w pobliżu Odry tylko 1. Wysiadłem z auta i momentalnie tak mnie przeszyło zimne wietrzysko, że nie wiem co mnie akurat dzisiaj podkusiło, by wygrzebać rękawiczki, ale byłem z siebie dumny. Pogoda świetna, pachnąca rybami, ale jesienny przyodziewek to już można między bajki włożyć. Pierwsza główka - u nasady cisza, a ze szczytu jedno branie. W sumie to ciężko to nazwać braniem. Po prostu w pewnym momencie poczułem ciężar. Ot uwiesił się niemrawo i tak samo walczył. Na miarce też jak go położyłem - tak leżał. Sprawiał wrażenie znudzonego, a może zmarzniętego. Na miarce jednak słusznie wylądował, bo było podejrzenie, że jest ligowy i takim sie okazał. Nie o tym jednak chciałem napisać.

    Od mniej więcej miesiąca mam namiar na fajną rybę. Przez ten czas miałem z nią kontakt pięć razy. Stoi na napływie główki, zawsze w tym samym miejscu - przy jakimś zaczepie. Wiem, bo kilka gum już tam zostawiłem. Trzeba podać przynętę precyzyjnie rzucając w stronę klatki i prowadząc wolniutko z prądem, tak żeby dosłownie musnąć o ten zaczep. Mam już opracowane w którym dokładnie miejscu stać i punkt na brzegu klatki, w który trzeba celować. Ryba nie zawsze bierze, ale jak już skubnie to na tym samym metrze kwadratowym, no może na dwóch. Pierwszy raz walnęła z impetem właśnie jakiś miesiąc temu. Była na kiju może 3 sekundy i zeszła. Wtedy to był Westin Bling Perch 7cm i guma była nawet niedraśnięta. Jakis tydzień później już byłem przygotowany. W bagażniku sandaczówka i od niej zacząłem. Przewaliłem na tej głowce pół pudełka gum i dziesiątki sposobów prowadzenia oczywiście w odpowiednich odstępach czasu - nic. Następnego dnia melduję się ze szczupakówką - to samo. Odniosłem kij do auta, wziąłem okoniówkę i kilka godzin później wracając już z okoniowania zatrzymałem się na tej główce. Na agrafce akurat była Real Fish Roach od Mikado - też 7cm. Strzał mnie nawet nie zaskoczył. Ryba dała konkretnego susa na środek klatki i się pożegnała. Guma znowy nietknięta. NIe było mowy o jakimś podczepianiu ryb. Te brania były tak spektakularne, że nie budziły najmniejszych wątpliwości. Utwierdzałem sie w przekonaniu, że to sandacz, a może nawet kilka sandaczy, których nie jestem w stanie zaciąć zbyt miękką okoniówką. Trzeci kontakt znowu na okoniówce i znowu na Westina malowanego na okonka. Tu juz nawet nie ma co opisywać, bo scenariusz właściwie niezmienny. Dziś był czwarty kontakt. Tym razem na agrafce mój ulubiony Orange Bass też 7cm. Scenariusz podobny, ale branie zupełnie inne. Podobne do wyżej opisanego szczupaczka, czyli coś się uwiesiło. Zaciąłem odruchowo, poczułem dwa machnięcia pyskiem i luz. Nawet nie wracałem do samochodu po cięższy kij, bo uznałem, że to nie ma sensu. Poszedłem dalej, a wracając jakieś dwie godziny później znowu wlazłem na tę główkę. Na agrafce miałem biało-czarnego Cannibala - też prawie 7cm :) Drugi rzut i czuję coś... jakbym zaczepił w wodzie listek. Zacinam profilaktycznie, kij się gnie, hamulec wyje - odjazd na środek klatki i luz. W końcu pierwszy raz guma oberwała i to porządnie. Cannibal niemal przepołowiony w poprzek. Szrama przy głowie aż do kołnierza jiga. Dalej nie wiem czy to sandacz, czy jednak szczupak. Nie wiem też dlaczego nie mogę go skutecznie zaciąć, ale mam jeszcze 6 tygodni, by dalej próbować i być może w końcu się przekonać.

    IMG20231117095715.jpg

    • Lubię to 1
    • Super 9
  14. W zabawie tej 300 jest dla mnie magiczną liczbą oznaczającą, żę sezon był dobry. Tak więc zamykam 300 rybami z mojego rodzinnego Podlasia. Te dwie pochodzą z jednego ze starorzeczy Bugu. Próbowałem łowić okoniówką, ale ilość przeszkód, które trzeba było pokonać w czasie holu dyskwalifikowała w moich oczach lekki kij z cieniutką plecionką. Wystarczył jeden czterdziestocentymetrowy szczupaczek, bym wrócił do samochodu i przezbroił się. Łowiłem więc lekkim szczupakowym kijem c.w. 7-35 z plecionką 0,12 i wolframem, natomiast z przynętami nie szarżowałem. Miały być na tyle małe, by okonie mogły się nimi zainteresować. Przynęty na zdjęciach z rybami.

    IMG_20231105_172925.jpg

    IMG_20231105_173026.jpg

    • Lubię to 1
    • Super 9
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.