Nie można tego nazwać hodowlą, ale... kilka dni temu....
Od dłuższego czasu kupione czerwone robaki przechowywałam w dużym słoiku w lodówce. Jak się zdarzał wypad, nie musiałam lecieć do wędkarskiego, ponieważ te całkiem fajnie się trzymały. Co jeszcze ciekawego: robaki były w tak świetnej formie, ze aż doczekały się potomstwa Pełno maleńkich białych robaczków, trochę większych różowiejących i małolatów już czerwonych.
Ze względu na małometrażowe mieszkanie w betonowej dżungli, dysponując jedynie balkonem, który i tak jest zawalony skrzynkami z ziołami, postanowiłam stworzyć bardziej hotelik niż hodowlę. Tak dla własnej potrzeby, jak również dla wygody czerwonym robakom i ich potomstwu.
Zakupiłam plastikowy podłużny pojemnik o pojemności 4,5 l. Na spód wysypałam warstwę drobnego żwiru akwariowego (został mi cały worek). Kolejna sprawa to obłożenie tekturą ścian, jednak zrobiłam L-kę tzn. dłuższa i krótsza. Pozostałe ściany zostawiłam nieosłonięte, aby mieć możliwość podglądania
Nie skorzystałam z kartonu falowanego, wydaje mi się, że za dużo tam kleju, który pod wpływem wilgoci mógłby niekorzystnie działać na robaki. Użyłam więc cienkiej tekturki, którą wcześniej delikatnie spryskałam wodą, by nie ciągła od razu wilgoci z ziemi.
Podłoże to zawartość pojemników, w których się kupuje robaki, trochę normalnej ziemi ogrodowej, reszta (większa część) to ziemia z lasu z różnymi szczątkami igieł, drobnych patyczków, liści i Bóg jeden wie czego.
Poprzebierane robaki wraz z maleństwami, trafiły do swojego nowego hotelu.
Pojemnik zamknięty bardzo dokładnie pokrywą, w której zrobiłam prawie 100 dziurek. Sąsiadka miała z pewnością dość
Tak przyszykowana "przechowalnia wraz z możliwością rozrodu" zajmuje zaszczytne miejsce w balkonowej szafce, gdzie jej mieszkańcy mają odpowiednią temperaturę, półmrok, ciszę i spokój
Jak dziś sprawdzałam co się dzieje z moimi nowymi przyjaciółmi, mój syn stwierdził: ale śmierdzi
Zgodnie z twierdzeniem
Mam pytanie: co jaki czas sprawdzacie i usuwacie martwe robaki?