jaceen Napisano 2 Listopada Share Napisano 2 Listopada Trzy przedpołudnia poświęciłem wzdręgom. Pierwszy dzień rozpoznanie w boju. Przerwa od nich była dość długa. Minęło pięć miesięcy, jak się za nimi jeszcze uganiałem. I okazało się, że wzdręgi na przedwiosennych miejscach mają się całkiem dobrze. Nie wszędzie, ale wychodziłem kilka miejsc i część z nich teraz jest przez nie zamieszkana. Gdy słońce przyświeci, to łatwo je zlokalizować. Inna sprawa złowić. Trochę odchudziłem obciążenie. W tych dniach mocno wiało. Znaczy się pod taki sprzęt zbyt mocno. Przynajmniej 30% łowienia, to była walka z warunkami. Kolejne 30%, to dobieranie tempa i koloru przynęty. Wielkość też nie była bez znaczenia. Wszystkie brania miałem z opadu i powolnego prowadzenia w toni. Z dna, to tylko okonki dziabały. Pierwszy dzień ilościowo całkiem dobrze, około 30 szt. W drugi trochę więcej, ale też dłużej bawiłem nad wodą. Trzeci dzień około 10 szt. W sobotę jednak byłem najkrócej, między godz. 9:00-12:30. Z tej dziesiątki wpadła jedna ładna 31 cm. 👊 1 9 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
moczykij Napisano 8 Listopada Share Napisano 8 Listopada W końcu bez słońca. Spoglądając przez okno masz wrażenie, że pogoda jest idealna. Jest pochmurno i mgliście, momentami delikatna mżawka i lekki wiaterek, temparatura 2 stopnie. No wymarzona pogoda, a za chwilę słyszysz w radiu o zgniłym wyżu, sprawdzasz ciśnienie w telefonie i przecierasz oczy ze zdumienia, resetujesz aplikację, sprawdzasz jeszcze raz i nic się nie zmienia - 1038 hPa. Jechałem z mieszanymi uczuciami, ale jak zawsze w duchu wierzyłem, że to właśnie dziś będzie fajnie. Po kilku godzinach snucia się wzdłuż trzcin dobiłem do międzywala. Na koncie miałem chyba sześć szczupaków - jednak wszystkie w przedziale 40-50cm. Nie miało znaczenia, czy na agrafce wisiała 7 czy 12 cm guma. Każdą atakował ten sam rocznik. Zdałem sobie sprawę, że tego zgniłego wyżu nie oszukam. Postanowiłem wracać środkiem zbiornika i poszukać ryb na "patelni". Na szczupakówkę założyłem jerka, na okoniówkę twisterka. Jerka ze względu na zasięg, poza tym było widać, że szczupakom rodzaj przynęty nie robi dziś różnicy, a twisterka z równie uniwersalnego powodu - ostatnio podobał sie i okoniom i krasnopiórkom. Te ostatnie namierzyłem całkiem szybko. Oczkowały sobie na samym środku zbiornika. Zacząłem więc obławiać ten obszar. Miałem kilka delikatnych pstryków nie do zacięcia. Zauważyłem, że kolor nie ma większego znaczenia - podskubywały większość z podawanych. Przypomniałem sobie opis połowu tej ryby zamieszczony przez nadodrzańskiego wzdręgarza i zwolniłem tempo, zacząłem robić dłuższe pauzy i chyba zagrało. Złowiłem dwie fajne ryby. Gdy próbowałem oszukać kolejną nagle zauważyłem, że kilka ryb wyskoczyło jednocześnie z wody. Chwilę później kilka kolejnych wyskoczyło parę metrów dalej. Wyglądało to jakby uciekały przed przesuwającym się zagrożeniem. Nie zastanawiając się zbytnio chwyciłem za szczupakówkę i posłałem wobler tam gdzie prawdopodobnie za chwilę powinny salwować się ucieczką kolejne rybki. Dosłownie dwa razy zagrałem szczytówką i było łup! Ten w końcu był wymiarowy i całe szczęście, bo już zaczynałem się bać, że to będzie mój pierwszy jesienny urlop na Podlasiu, bez wymiarka. Wracając do slipu trafiłem chyba jeszcze dwa, czy trzy, ale wszystkie mieściły się w porannym przedziale długości. 9 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
ESSOX Napisano 8 Listopada Share Napisano 8 Listopada Dwa dni listopadowe spędziłem na rybach. Boli mnie prawy łokieć i nie da rady połowić inaczej jak delikatnie, więc albo pickerek albo ultralajt W środę posiedziałem na stawie w Łańcucie, delikatnie z pickerkiem na 3 pinki na haczyku, woda zimna to nęcenie już tylko symboliczne. Kilkanaście wzdręg i płotek i kilka leszczyków takich 25-30 cm, do tego jeden karpik taki ponad kilo. Jedna płotka do GP leci, taka licha 25 cm Czwartek to Wisłok i miejscówka w granicach miasta . Tylko małe gumki w akcji, łowienie praktycznie z jednego miejsca , jakieś 3 godzinki porzucałem tylko. Nawet sporo brań było, w ręce 5 kleni takich do 30 cm. 2 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
jaceen Napisano 9 Listopada Autor Share Napisano 9 Listopada Cześć. Wypatruję na moich okolicznych odcinkach Odry sygnałów jesiennej aktywności drapieżników i nie wiele się dzieje. W piątek ruszyłem trochę dalej i zrobiłem parę kilometrów po odrzańskich kanałach. Podejście miałem pesymistyczne, ale koniec z końcem źle się nie skończyło. Spinning delikatniejszy, by ogarniał okonie i sandacze na lekko. Wziąłem też trochę żelastwa, wirujące ogonki, cykady i wahadłówki. Od wirującego zacząłem, bo to przynęta do szybkiego obławiania i dalekiego zasięgu. Przy niesprzyjającym bocznym wietrze lepiej było nimi łowić, niż gumkami. Minęło zaledwie kilka minut i siada coś, co się okazało boleniem. Całkiem przyzwoitym, bo miara pokazała 67 cm. Bardzo niski poziom wody sprawił, że pomijałem duże odcinki i dość szybko nabijałem dodatkowe metry. Zmiana kanału i na przyponie zawisła guma Westin ShadTeez Slim 7 cm z obciążeniem 4 g. Trafiam kilka okonków i tuż przed zmierzchem mam lekki "strzał". Lekki, bo na Spinningu Mikado Cristalline Travel ciężko o spektakularny efekt walnięcia w blank. Lubię tę wędkę. Mam do niej 4 wymienne szczytówki i w zasadzie mógłbym nią ogarnąć większość mojego spinningowego łowienia. Wędeczka miło się wygięła i na końcu zestawu pojawił się... sandacz 60 cm. Po zmroku wróciłem na poprzedni kanał i spróbowałem złowić nocnego jazia. Przeszedłem kolejny kilometr na upatrzone miejsce i zacząłem dokładnie przeczesywać płytkimi woblerami miejscówki. Woda nie dawała żadnych oznak życia. Dopiero na skrajnym odcinku, gdzie już miałem kończyć, wypłoszyłem coś przy brzegu. I tam się skoncentrowałem, zostając jeszcze na chwilę. Skończyło się na pięciu braniach. Dwa zepsułem, a złowiłem dwa klenie i szczupaka. To był mój ostatni raz w tym sezonie na tych odcinkach Odry. Następne dopiero wiosną. A i to nic pewnego, bo teraz mam wiele dalej. Woda, którą darzę sympatią, była mocno w odstawce. 👊 1 12 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
tomek1 Napisano 9 Listopada Share Napisano 9 Listopada Ostatnie dwa tygodnie to próby złowienia sandacza. Czasami kończą się sukcesem. Największy tej jesieni 60 cm. Ojciec trafił też węgorza. Od czasu do czasu zaglądam też na tęczaki. Tym razem była też jedna palia. W ostatni weekend postanowiłem spróbować złowić jesiotra do Grand Prix. Najpierw nocka na jednym łowisku, ale kompletnie bez brania. W kolejny dzień na innym łowisku i tym razem bingo. 4 jesiotry 121, 115, 113 i 85 cm. Dwie spinki i jeden karp na koniec. Dziś postanowiłem spróbować jeszcze raz, ale spadek temperatury wody o 5 stopni w ciągu tygodnia- spowodował zanik brań. 6 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
tomek1 Napisano 9 Listopada Share Napisano 9 Listopada 53 minuty temu, tomek1 napisał: Dziś postanowiłem spróbować jeszcze raz, ale spadek temperatury wody o 5 stopni w ciągu tygodnia- spowodował zanik brań. Aktualizacja. Tuż przed g. 20.00 spakowałem wszystko poza kijem na którym było jedno piknięcie pół godziny wcześniej. Jak już miałem sięgać i po niego, powolny odjazd😁 Z braku podbieraka rybę podbieram ręką. Cel osiągnięty, ostatni do koszyka w GP. 91 cm ale po siedmiu godzinach na dzisiejszej piździcy cieszy jak dwumetrówka. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
tomek1 Napisano 11 Listopada Share Napisano 11 Listopada Dziś łowienie z pontonu na zaporówce. Celem był szczupak. Szybko łowię pierwszą rybę 65 cm. Potem miałem jeszcze dwie ryby na kiju i to większe niż ten pierwszy. Niestety oba spadły podczas holu. Brania na duży wobler okoń w trollingu. Jak na niespełna 4 godziny łowienia po południu, to i tak nieźle. Poprawię w weekend. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
moczykij Napisano 13 Listopada Share Napisano 13 Listopada Tydzień na Podlasiu za mną. Niestety nie trafiłem z pogodą. Wiem od znajomych, że ostatni tydzień października był dobry i przed chwilą dowiedziałem się, że ryby właśnie się ocknęły. Oczywiście gdy ja tam byłem przeżywały chyba mocno ten "zgniły wyż". Zawsze lubiłem łowić na Bugu i zawsze chętnie nad niego wracałem, ale ostatnimi laty nie mam do niego szczęścia. Kilka lat temu przyducha, a od kilku lat sytuacja na granicy (tu nie będę się rozpisywał, żeby nie wdepnąć w politykę). To wszystko sprawia, że kontakt z Bugiem jest mocno ograniczony. Jeden dzień poświęciłem odcinkowi w którym Bug przestaje być rzeką graniczną. Dwa patrole wojska zrobiły wrażenie. To nie to samo co niegdysiejsze kontrole SG. Teraz jest na grubo i na ostro. Mam tu na myśli uzbrojenie tych ludzi, bo jeśli chodzi o sam kontakt, to naprawdę jest miło i fajnie się z nimi rozmawia. Ostatniego dnia, gdy miałem już wracać postanowiłem zajrzeć jeszcze na odcinek gdzie Bug jest granicą z Białorusią. Mam sentyment do odcinka w okolicach Kodnia i tam zajrzałem - bez wyciągania kija z auta. Ot, taki sentymentalny spacerek po starych miejscówkach. Pierwsze co rzuca się w oczy to bardzo niski stan wody. Momentami wydaje się, że można przejść rzekę nie tracąc gruntu pod nogami. Za chwilę człowiek zdaje sobie sprawę, że nasz brzeg jest jakiś czysty, pusty. Podchodzisz bliżej i okazuje się, że wszystkie drzewa zostały niedawno wycięte, co oczywiście nie miało wpływu na druty kolczaste, które już co prawda nie tworzą już tak efektownej bariery jak rok temu, ale wciąż są. Czasami zaplątane w brzegu, czasami w wodzie... Natura pomału się za nie wzięła, ale wciąż trzeba uważać, by się nie zaplątać. Na koniec zobaczyłem ciężki sprzęt budowlany i rząd słupów wzdłuż rzeki wraz z wykopem ciągłym. Czyżby jakiś monitoring? Podsumowując nie jest już tak dziko, jak wtedy, gdy się w tej rzece zakochiwałem. 2 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
jaceen Napisano 13 Listopada Autor Share Napisano 13 Listopada Podlasie urokliwe jest, ale wrocławskie zatoki darzą pięknymi wzdręgami. We wtorek wypatrzyłem je, takie duże, że postanowiłem w środę po nie wrócić. Tak się motałem, tak kombinowałem, że śpiesząc się na autobus, który większość dnia jeździ w godzinnych odstępach, złapałem nie za tą wędkę. Zorientowałem się, dopiero gdy wsiadałem. Aż się we mnie zagotowało. Jak mogłem tego nie zauważyć. Jednak wędeczka, moja ulubiona zresztą, (może w tym momencie mniej:), powinna się odwdzięczyć podczas holu wypasionych rybek. Bo przecież na takie się nastawiłem. Przewidywałem problemy podczas zarzucania, ale dalsza część łowienia powinna być w porządku. Okazało się, że nie do końca tak było. Plecionka praktycznie nie tonęła i na całej długości długo leżała na powierzchni. Wydłużyłem przypon z żyłki i z takim zestawem wziąłem się za łowienie. Przystanąłem w pierwszym miejscu, gdzie zaobserwowałem sporo drobnicy. Pierwsze rzuty i jest problem. Dalej nie sięgnę niż 4-5 metrów. Przykleiłem się do wodnych traw i trzcin, by w jakiś sposób nie dać się zauważyć. Pierwsze dwa brania psuję. Później łowię trzy wzdręgi około 20 cm. Ze szpuli ręcznie wysnułem więcej plecionki, by uwolnić część linki z zaciśniętych zwojów. Pomogło na jakiś metr dalszych rzutów. Całe szczęście, że w tych miejscach jest bezwietrznie. Dużo czasu nie zostało, to zawinąłem się i poszedłem już w konkretne miejsce. Przez piętnaście minut nic się nie działo. Przeleciało przez myśl, że popełniłem błąd, zmieniając miejscówkę. Nagle linka przesuwa się w bok i po zacięciu czuję fajny ciężar. I spadła. Pech. Kolejne branie po kilku minutach i podobna sytuacja. Oglądam hak i nic niepokojącego nie zauważyłem. Po prostu pech. W końcu jest i to całkiem ładna. Łowię na kawałek Tanty na offsetowym haku z wkrętką. Przynęta przypomina jakiś makaron, a nie żyjątko. I na taki kawałek gumki mam najwięcej brań. Zmieniałem też na imitację larwy ważki i larwy muchy. Na każdą z nich coś złowiłem. Pod koniec wróciłem do "makaronu" i do zmroku wzdręgi zdołały go zmasakrować. Powiem szczerze, że takiej wyprawy na białoryb jeszcze nie miałem. Przed samym zmierzchem takie kabany podeszły, że pomyłkę z wędką uznałem za szczęśliwą. Jej pełne i głębokie ugięcie pod dużymi wzdręgami ładnie amortyzowało odjazdy i większość ryb szczęśliwie dojechała do podbieraka. Rybek było kilkanaście. Trochę brań zepsułem. Po każdym takim zdarzeniu trzeba było odczekać kilka minut. Jak w najbliższym czasie pogoda pozwoli, to wiem gdzie się wybiorę;) 1 1 9 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
tomek1 Napisano 16 Listopada Share Napisano 16 Listopada Dziś kolejne łowienie z pontonu. Tym razem nikt nic nie łowił na wodzie. Nakombinowalem się przynętami i sposobami pływania w trollingu i na sam koniec dnia wreszcie wydłubałem jednego. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
maniu394 Napisano Czwartek o 11:06 Share Napisano Czwartek o 11:06 Płocie ruszyły, bardzo dużo brań , sporo ryb powyżej 30 cm , dodatkowo trochę leszczy , nie większych niż 40 cm. Oczywiście Odra i koszyk. 6 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
SebaZG Napisano Piątek o 23:04 Share Napisano Piątek o 23:04 W zeszłym roku tylko o tym rozmyślałem, i nie wiem czemu tego nie zrealizowalem... W tym roku postanowiłem jednak spróbować sił z miętusem. Do końca miesiąca będzie więc przerwa w nieudanych nocnych pogoniach za Sandaczem. W środę pierwsza mietusowa próba na Odrze. Drgająca szczytówka plus świetlik. Na jednej wędce rosówka, na drugiej kawałek śledzia (nie znalazłem innej rozsądnej i taniej świeżej ryby w markecie po drodze). Wynik zero, ani drgnięcia. I ze 3 haczyki urwane w kamieniach. Wytrzymałem jakieś 2,5h. Wracając do auta urwałem sandaczową gumę na jednej z mijanych główek. Dzisiaj za to było już więcej szczęścia. Tym razem na Bobrze, około trzech godzin. Znowu ze 3 albo 4 haki urwane. Rosówki dość regularnie coś szarpało, ale pojedyncze szarpnięcia. Kończyło się gołym hakiem albo drobnym fragmentem robaka na nim. Za to na ogonek śledzia zaczepił się miętus 32cm, pierwszy w życiu powyżej minimalnego wymiaru ochronnego. Mam nadzieję że jeszcze kilka razy uda mi się wybrać za miętusem. W grudniu wracam do zazwyczaj walki z sandaczem. 1 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
andrutone Napisano 20 godzin temu Share Napisano 20 godzin temu No, no, no, drugie wyjście za miętusem i jest. Gratuluję 😀 Jak grzebałem w necie szukając informacji o miętusach, to widziałem, że ludzie łowią je w Bobrze. Bywam czasem nad Bobrem, ale we Wleniu i okolicach. Jest to woda górska i chyba raczej nie ma tam miętusa, choć kto wie 🤔 Nie ma jednak jak sprawdzić, bo jest zakaz przynęt mięsnych. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.