Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 23.03.2018 uwzględniając wszystkie działy
-
Wykreowała się taka skromna grupa, która ma jeszcze odwagę podzielić się sukcesami. Niekoniecznie złowioną rybą. Udana mucha, wobler lub zakup sprzętu, też jest motywacją do pogawędki, czy wyjścia nad wodę. Ostatnio zauważyłem zainteresowanie okoniami. Wręcz specjalizację. I stąd pomysł na rywalizację okoniową. Sam w to wpadłem. Wyszperałem trzy okoniowe wędki. Gdy dodam wymienne szczytówki, to jakbym miał siedem:) Dużo gumeczek, powierzchniowych woblerów, wszystko to ma pomóc. A początek sezonu na Ślęzie jest najciekawszy od momentu, gdy zaczęliśmy na niej rywalizację. Będzie się jeszcze działo. Dobrze pamiętam, że w lidze były dwa klenie 48 cm? Jest do czego dążyć:) Było wcześniej o udanym wypadzie a teraz o porażce. Wczoraj pochodziłem jeszcze po znanych miejscówkach. Niestety to był mój najsłabszy dzień w tamtym rejonie. Nic. Dosłownie nic. Jakby wymiotło ryby. Po tylu udanych, gdzie najsłabszy dzień kończył się czterema kleniami, było ciężko się oswoić. Już w myślach prosiłem, chociaż o jedno branie dla podtrzymania bojowego ducha. I wiecie? Przywaliło! I ta porażka była z taką dziwną nauczką. Trzeba być skoncentrowanym do samego końca. Już bywało tak, że rzut rozpaczy, ostatni, ratował wędkarski wynik. Tym razem porażka;)4 punkty
-
Keitech 2 cale + główka 3gr. Kolory raczej w miarę naturalne ale jasne każdy okoń złowiony na inny kolor więc nie są wybredne. Warto zaopatrzyć się w kolor "SEXY SHAD"3 punkty
-
Jacek na Bystrzycy i Budek na Odrze. Inny cel, ale podobne podejście. Koncentracja, analiza, plan, poszukiwania, determinacja, wręcz upór i to wszystko okraszone umiejętnościami i kreatywnością. Jako amator powiem, że to jest właśnie to co mnie do wędkarstwa ciągnie i to jest właśnie odzwierciedlenie mojego wyobrażenia, jak wędkowanie powinno wyglądać. Gratulacje i jednocześnie dziękuję za inspirację i wręcz wzór.3 punkty
-
2 punkty
-
Cenna uwaga faktycznie wyglądam jak "kasztan" 😂😂🤣 mina jak by codziennie takie łowił 🤣😎 w sobotę się uśmiechnę 😁( oby było do czego)2 punkty
-
Niezachodzące słońce, łażenie po górach 24/7 no i …RYBY. Nie do policzenia. Dorsze przy braniu z 30 metrów rwały wędki z rąk. Makrele z ogniska nigdzie tak nie smakują jak tam. Właśnie tam pojawił się w naszych głowach pomysł na wyprawy w stylu Wild Fish Stories. Enjoy! Cenowo? Norwegia zabija każdą kieszeń. Piwko 15-20zł, chleb 20zł, ser 60zł,wędliny średnio 200-400zł/kg Podsumowując: 8dni, ~1000km Wynajęcie samochodu 800zł Bilety lotnicze 1500zł Promy 180zł Na miejscu wydane 1000zł +zakupy w Polsce jak vódka, kosmojedzenie, batony energ., rzeczy potrzebne na kamping. RAZEM: ~4000zł Obserwuj nas na Facebooku: Wild Fish Stories1 punkt
-
Stałem się szczęśliwym posiadaczem takich cudeniek Jak będę kiedyś miał wolne ze trzy dni to też taką ukręcę haha1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Troć, trzy woblery i pierwszy dzień wiosny. Pierwszy dzień wiosny mimo to sceneria zimowa. Dobrze, że temperatura wskoczyła na plus. Ostatnie dni nie dawały szans na wyprawę. Przenikliwie zimny wiatr i -5°C skutecznie mnie zatrzymały. Siódmy tydzień mija, a ja uganiam się za trocią. Dwa lata temu było trochę przypadku, a później już świadomie za nimi chodziłem. Złowiłem dwie sztuki z czterech, jakie miałem na wędce. Początek obecnego sezonu mam bardzo udany. Było sporo kleni a przy okazji wypatrywałem ewentualnego stanowiska troci. Wtedy było łatwiej. Zdradzały swoje miejsca. Jedną podchodziłem trzy dni. Udało się połowicznie. Branie nastąpiło, ale miejsce bardzo trudne i skończyło się na wyprostowaniu grotów. W tym sezonie żadnych znaków. Chodzę po omacku. Jedynie dobrze rozpracowałem klenie. Nawet trafiłem jednego +50 cm. Wtorek 20 marca jest pierwszym dniem wiosny. Pomyślałem, że w taki dzień może się poszczęści? Zakładam nieduże woblery własnego wykonania. Na tej wodzie mam przekonanie do ciemnych, na których dodatkowo mogą być złote, żółte, czy czerwone akcenty. Nie powinny schodzić głębiej niż metr. Zaczepów tu sporo i o straty łatwo. W zasadzie łowię dość wysoko. Ostatnio stan wody jest dość niski i ryby podnoszą się do przynęt bez problemów. Łowię godzinę i nic się nie dzieje. Tym razem idę drugim brzegiem. Co ciekawsze miejsca obławiam na zmianę trzema woblerami. Tymi, które ostatnio dawały nawet w najgorsze dni rezultaty. Jak na nie, nie będzie brań, to już nic nie poradzę. Zatrzymuję się na kolejnym miejscu. Piję ciepłą herbatę i wpatruję się w wodę. Obserwuję układające się prądy nurtu i planuję, jak obłowić najdokładniej miejscówkę. Dzień wcześniej wymieniłem w woblerze ster na szerszy, aby podczas łowienia szerokim łukiem ograniczać kręcenie korbką kołowrotka. Staram się, aby woda sama nadawała przynęcie pracę walczącego stworzenia z nurtem. Wykonuję kilkanaście rzutów. Woblerek jest dobrze wyczuwalny na wędce. Lubię takie, bo nie spływają szybko, dając opór nurtowi. Jest kilka miejsc, gdzie uciąg gaśnie i tam trzeba kołowrotkiem skasować luz linki i nadać kierunek przynęcie. Minęło może piętnaście minut. Kolejny rzut pod przeciwległy brzeg, trzy ruchy korbką i linka napina się. Widzę miejsce jej styku z wodą. Kontroluję całą trasę. Gdy jest w okolicach środka rzeki, następuje delikatne „puk”. Zacinam, ale niezbyt energicznie. Pierwsza myśl, mam klenia. Jednak w ułamku sekundy ryba podeszła pod powierzchnię i zaczęła po trociowemu robić młynki. Już na sto procent byłem pewny, że właśnie mam do czynienia z trocią. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z sytuacji. Gdy zacząłem hol, to wprowadzałem ją w rynnę z mocnym nurtem. W początkowej fazie musiałem oddawać linkę, wyprowadzać na spokojniejszą wodę i ponownie holować. Trwało to może ze trzy minuty. Zrobiłem taki manewr dwa razy. Trzeci raz pewnie by się nie udało. Szczęśliwie przy samym brzegu podholowałem rybę i już nie popełniłem błędu, jaki zrobiłem dwa lata temu. Aparat ustawiony na szybką serię zdjęć i ryba wraca błyskawicznie do wody. Nawet nie dała się nacieszyć swoim widokiem, tak wyrwała w nurt. Na spokojnie obejrzałem woblera i kotwice. Dobrze przewidziałem, jeszcze jeden raz powtórzyłbym manewr, to prawdopodobnie przegrałbym. Kotwiczka z rozgiętymi grotami (zadziory zlikwidowane) nie dawała gwarancji, aby wydłużanie holu powiodło się sukcesem. Muszę się przyznać, że nie jest to największa ryba, jaką złowiłem, ale dała mi najwięcej radości. Może z powodu długiego oczekiwania na ponowne spotkanie z trocią? Dodatkowo przemierzone dziesiątki kilometrów, wypatrywanie i to, że w tle zawsze pojawiały się klenie i nie zniechęciłem się porażkami, jak w poprzednim sezonie. Tego dnia dołowiłem jeszcze sześć kleni. Brały energicznie i z przytupem. Wszystko to działo się na trzy czarne woblery wystrugane pewnej mroźnej zimowej nocy. Łowiłem Mikado Da Vinci Travel Spin 5-25 g; plecionka 0,10; woblery 4 - 5 cm. pzdr., jaceen1 punkt
-
1 punkt
-
Był moment sporego ocieplenia. Pszczoły w ulach nieopodal pewnej miejscówki wybudziły się z zimowego snu, ale były tak ociężałe, że lekkie podmuchy wciskały je na wodę. Już niedługo bez skrępowania będę mógł podrzucić osę pod kleniową miejscówkę. W tym sezonie 80% kleni złowiłem na łamańce. Nie mogło być inaczej i kilka dorobiłem Grabarz pospolity. Wersje 25-30mm.1 punkt
-
Prawie trzy tygodnie minęły. Po tym czasie pierwsze poważne wędkowanie. Kilka drobnych skubnięć i złowione dwa drobne spinningowe kleniki. Ale ja dzisiaj nie o tym. Chciałem zwrócić uwagę na pozostawione kłęby żyłek i plecionek. Niektórym wędkarzom brakuje trochę rozumku. Zostawianie tego w trawach, na brzegach rzek i jezior, to zabójstwo dla drobnej zwierzyny. W dziewięćdziesiątych latach taki zwój żyłki owinął się na gumowym przewodzie hamulcowym. Efektem było awaryjne hamowanie ręcznym na ruchliwej ulicy w centrum miasta. Płyn wyciekł, bo żyłka przecięła gumę. Tym razem uwalniałem sikorkę. Część odciąłem, ale nie udało się całości. Ptak panicznie się bronił i w chwili mojej nieuwagi zwiał z kawałkiem żyłki. Pomyślmy o innych zwierzętach.1 punkt