Skocz do zawartości
tokarex pontony

Ranking

  1. jaroslav

    jaroslav

    Użytkownik


    • Punkty

      10

    • Liczba zawartości

      177


  2. Elast93

    Elast93

    Użytkownik


    • Punkty

      7

    • Liczba zawartości

      2 857


  3. DawidSokołowski

    DawidSokołowski

    Redaktor


    • Punkty

      6

    • Liczba zawartości

      155


  4. jaceen

    jaceen

    Redaktor


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      5 357


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 23.07.2018 uwzględniając wszystkie działy

  1. Miałem chytry plan wrzucać foty ryb codziennie, przez cały poprzedni tydzień, ale pogoda zdecydowała inaczej....ulewne deszcze i podniesiona woda skutecznie zniechęciły mnie do łowienia Na szczęście mamy nowy tydzień.... Pojechałem na Odrę. Patrol z psem czy warto się rozkładać. Woda brudna. Poziom wody ok. Ledwo widzę jednego klenika pod 40. Szybka kawa i rozmyślanie czy zostać czy odpuścić (żart)….decyzja zapada. Wybrałem inną mniejszą rzeczkę. Po godzinie jestem. Lecę na sprawdzone miejscówki, a tam pusto. Ryb nie widać. Trzeba szukać. Idę. Na początku, W KOŃCU, zassysa jak trzeba zdjęciowy już dla mnie jazik. Ładnych kleni brak. Idę....Odwiedzam stare rewiry. Pusto....idę....pusto... Dochodzę do starej miejscówki, gdzie kilka ładnych ryb w poprzednich latach wytargałem, ale rok temu była już lipa...Byłem bliski odpuszczenia tego miejsca, ale coś mi mówiło "Idź jaroslav... warto będzie ". To ja głupi poszedłem Ale jak się okazało warto było!! Nowy PB siadł! Złapny tak jak najbardziej lubię!!!!! Wypatrzony, skuszony na suchą muchę i wytargany ledwo ledwo, bo poszedł pod korzeń. Miałem dużo szczęścia, ale nauczony błędami z przyponem 0,199 i grubym sporym hakiem udało się go przytrzymać!! 57cm szczęścia, liczone x2, albo i x3
    10 punktów
  2. Witam w ten lipcowy, ciepły dzień. Dzisiejszy wpis zamieszczam o nieco wcześniejszej porze niż zazwyczaj - takie uroki urlopingu (przypadkiem napisałem najpierw UROLOpingu - to byłby wypoczynek😀). Końcówka lipca jest piękna, ale właśnie - ten sprzyjający wędkarskiej przygodzie miesiąc dobiega końca. Przed nami jednak sierpień, który również daje nam całą gamę wędkarskich możliwości. W tym roku ósmy z kolei w kalendarzu miesiąc będzie dla mnie całkiem inny niż te w minionych latach. Stawiam na ryby, na które się w mojej wędkarskiej karierze raczej do tej pory nie nastawiałem. Liny i szczupaki bójcie się!😁 W związku z tym, żegnam się również do stycznia z pstrągami i moją kochaną Pasłęką. Spędziłem nad nią wiele pięknych chwil i nieźle połowiłem. Na 17 wyjazdów 4 razy wróciłem o kiju (w lutym i marcu). Łącznie złowiłem 22 pstrągi, 4 szczupaki, 5 kleni i jednego okonia. Był to mój trzeci sezon nad "moją" rzeką i jak wynika ze statystyk - najlepszy. Jestem więc zadowolony.😎 Wędkowałem na odcinku klubowym "Passarii" jak i ogólnodostępnym. Większością ryb, które złowiłem, obdarowało mnie łowisko klubowe. Czy to przypadek? Myślę, że nie, bo choć duże i fajne ryby łowione są zarówno tu i tu, to jednak wiem, że więcej większych ryb pada jednak tam, gdzie porządku pilnuje TMP Passaria. I o nich właśnie, łowiskach klubów wędkarskich, jest zamieszczony dziś przeze mnie wpis. Czy są potrzebne i dlaczego często budzą niechęć innych wędkarzy? Zapraszam do czytania i dyskusji😉 Łowiska klubowe są zjawiskiem coraz częściej występującym w Polsce. Dobrze gospodarowane, opatrzone bardziej rygorystycznymi niż inne akweny przepisami, stają się enklawami dla ryb i wędkarzy. Dlaczego więc, pomimo że posiadają niekwestionowane walory, dzięki którym zbliżają nas do wędkarskich standardów Europy, wciąż budzą liczne kontrowersje? Żyjemy w Polsce: Krainie Wielkich Jezior Mazurskich, spowitego tajemniczą mgłą nadgranicznego Bugu, bystro płynących rzek górskich i rozsianych setkami - po lasach - oczek wodnych. Większość ze znajdujących się u nas wód udostępniona jest do wędkowania, a tylko nieliczny z nich odsetek stanowią łowiska, nad którymi pieczę sprawują stowarzyszenia i kluby wędkarskie. Chcemy łowić duże ryby lecz przy całym swym bogactwie naturalnym Polska posiada jednocześnie niewspółmiernie mały potencjał wędkarski, więc nie jest to takie proste. Mamy wiele łowiska słabych, sporo średnich, mało dobrych i bardzo dobrych. Taki stan rzeczywistości sprawia, że największa presja wędkarska – wywierana na akweny proporcjonalnie do ich stanu zarybienia – spada przede wszystkim na łowiska najlepsze. Nic więc dziwnego, że rodzą się antagonizmy związane z istnieniem odcinków klubowych. Pierwszym problemem jest fakt, że uważane za wody z ogromnym potencjałem, ograniczają się jedynie (jak już wspominałem) do niewielkiego odsetka wszystkich łowisk – jest popyt, nie ma podaży. Stają się więc obiektem pożądania większości wędkarzy, aż do momentu gdy dowiadują się, że aby korzystać z ich zasobów nie wystarczy tylko opłacić składki (wówczas pożądanie zamienia się w niesmak, niechęć, a znam również przypadki, że wręcz nienawiść do stowarzyszeń, klubów i ich członków) – oto i drugi problem. Słucham?! Proszę pana, zawłaszczyliście sobie rzekę! Wędkarz chce łowić i ma do tego prawo określone regulaminem amatorskiego połowu ryb i kilkoma innymi aktami prawnymi. Dlatego też czuje się oszukany. Choć bowiem łowisko, na którym chciał wędkować znajduje się pod jurysdykcją PZW, którego składki notabene opłacił, nie może tego zrobić z winy kilku zapaleńców, którzy postanowili sobie, że akurat w tym miejscu (najbardziej rybnym z całej rzeki) utworzą odcinek specjalny. Tak mniej więcej wyglądały odpowiedzi 70% ludzi, z którymi rozmawiałem na temat Towarzystwa Miłośników Pasłęki „Passaria” i odcinka rzeki, na którego wykorzystanie w celach wędkarskich ma ono wyłączne pozwolenie. Taki bywał początek długiej spirali niezrozumienia i podejrzewam, że tak bywa również w przypadku innych stowarzyszeń. Zapłaciłem 200 zł za PZW! Mi się należy! Człowiek ma prawo czuć się oszukany, nie odbieram mu tego przywileju. Sam chciałbym również wędkować gdzie chcę i kiedy chcę, tak jak to ma być może miejsce w innych krajach. Niestety możliwość tą odbierają NAM regulaminy wewnętrzne odcinków klubowych – choć wcale nie bezwarunkowo. Po przeczytaniu go potencjalny zainteresowany zaczyna kalkulować czy wędkowanie mu się opłaci. Wpisowe, składka roczna, opłaty za każdy pojedynczy dzień wędkowania, odrabianie „dniówek” na rzecz rzeki – jest tego trochę, ale dla wahającego się jeszcze wędkarza jest to zazwyczaj zbyt dużo poświęconej gotówki i czasu. Nie mówię tego z ironią, gdyż sam się wahałem. Praca za niezbyt duże pieniądze, nieźle oprocentowany kredyt w banku, dziecko w planach. W głowie człowieka zaczyna rodzić się wówczas opinia o elitarności stowarzyszenia, do którego chce wstąpić – w najgorszym znaczeniu słowa „elitarność” Panie! Taaakie ryby biorą! Ponoć! Członkowie stowarzyszeń raczej niechętnie chwalą się swoimi wynikami. Do tego mają grubą kasę, której nie ma potencjalny niegdyś członek stowarzyszenia, a teraz już coraz bardziej jego przeciwnik. Z tych błędnych przemyśleń rodzą się w jego głowie jeszcze gorsze, bo bardzo złe myśli. Klub zaczyna obrastać w mity, ryby których nikt nie widział urastają do nieosiągalnych na innych łowiskach rozmiarów, sami ludzie stają się jakoś nienaturalnie nieprzyjaźni i wrogo nastawieni do nowych (pomimo, że potencjalny klubowicz nawet ich nie zna) – ja widziałem ich jako nowobogackich z przedmieścia którzy zapragnęli, a w końcu zawładnęli niezłym kawałkiem rzeki. W końcu hermetyczność klubu staje się murem nie do przebicia, a więc wstąpienie w jego szeregi przejawia się w głowie antagonisty jako całkowicie nieosiągalny cel. Oprócz prawa do wędkowania, o którym mówiłem kilka wersów wcześniej, każdy wędkarz ma też prawo do wyrażania swoich poglądów – nadane mu przez Boga w dniu urodzenia – oraz sięgania po informację do różnych źródeł – polecana przeze mnie forma w dobie ogólnej dezinformacji. Osobiście skorzystałem z tego prawa i nim bezpowrotnie zbłądziłem (jak przedstawiony wędkarz – postać fikcyjna, której tok myślowy zainspirowały prawdziwe rozmowy) postanowiłem poznać zasady działania TMP „Passaria” od wewnątrz. Odrzucając internetowe „newsy” i opinie ludzi, którzy szli drogą opisaną przeze mnie wyżej. Dzięki temu dziś, zamiast popadać w niemoc i frustrację, cieszę się radosnym wędkowaniem. Poznałem ludzi serdecznych i otwartych, gotowych przyjąć w swoje szeregi każdego pasjonata, podzielić się z nim wiedzą i doświadczeniem. Wizjonerów, którzy wcale nie władają rzeką, za to znaleźli sposób aby pasję swoją, moją i Waszą, móc uskuteczniać w miejscach pięknych. Wydaje mi się jednak, że ideę i sens istnienia odcinków z ograniczoną możliwością wędkowania, można zrozumieć szybciej i samodzielnie. Wędkarze – potencjalni członkowie jakiegokolwiek stowarzyszenia, które posiada prawo do wędkowania na jakimkolwiek akwenie – przed próbą wstąpienia do niego winni zadać sobie pytanie, które brzmi nie: „dlaczego chciałbym wędkować na odcinku klubowym?” lecz „dlaczego nie chcę wędkować na odcinku ogólnodostępnym?” Piękny kropek z "klubowej" Pasłęki. Ryby nie znają granic wytyczonych przez ludzi (oprócz infrastruktury budowanej przez nas na wodzie). Krańce odcinków klubowych są czysto teoretyczne. Nie odgradza ich krata i nie pilnuje wynajęta ochrona. Zaznaczono je jedynie na mapie. To wszystko. Mimo to są rzeki, na których po przekroczeniu tych granic ryby „zapadają się pod ziemię” pomimo, że jeszcze kilka metrów w górę czy dół były niemal pod każdym kamieniem. Daje to nam pewien podgląd na sytuację, którą mamy w Polsce. Nie chcę tu jednak rozprawiać o wędkarskiej moralności będącej spuścizną słusznie minionej epoki. Powiem tylko tyle, że mamy z nią problem. Nie mam też zamiaru rozkładać na czynniki struktur „Passarii” czy innych działających w Polsce klubów, ani szczegółowo przedstawić sposobów ich WALKI O TO, ABY RYBY PRZETRWAŁY DLA NAS I KOLEJNYCH POKOLEŃ: od zarybień, przez patrole ekologiczne, po akcje ochrony tarlisk. Poproszę za to NAS – WĘDKARZY, abyśmy zanim pomówimy kogokolwiek o „kradzież rzeki”, zastanowili się dlaczego odcinki klubowe powstały i co by było gdyby otworzyły się od jutra dla wszystkich. Dopuścili myśl, że być może pewna grupa zapaleńców wcale nie odbiera nam możliwości wędkowania na pięknym odcinku rzeki, ale ją daje: jak w przypadku „Passarii”, której odcinek dziś klubowy był wcześniej całkowicie z wędkowania wyłączony.
    4 punkty
  3. Witam po krótkiej przerwie i zarazem gratuluję wszystkim wyników Jeśli o mnie chodzi jestem świeżo po powrocie z Bagien u Mańka ( pozdrawiamy Maniek ). Na bagna przyjechaliśmy w piątek ok 08:30 i nasz pobyt trwał do dziś do ok 10:30. Trochę połowiliśmy, ale głównie chodziło o odpoczynek od miejskiego zgiełku Co do samych bagien, dla nas miejsce świetne, daleko od "cywilizacji" piękne widoki, dosyć trudne wędkarsko warunki lecz jakieś małe sukcesy były. Jeśli chodzi o rybki skupiliśmy się jednak na starorzeczowym białorybie, dominowała płoć, wzdręga, leszczyki, i okonki, ale też udało się przechytrzyć kilka pięknych bużańskich linów był też jeden szczupak na kiju, lecz okazał się sprytniejszy Generalnie pobyt baardzo udany, sam gospodarz bardzo o nas zadbał dowoził nam wszystko czego nam było trzeba Szkoda że czas tak szybko minął Poniżej kilka pamiątkowych zdjęć :
    3 punkty
  4. Witaj, tak się składa że jeden z kolegów z którym często wędkuję posiada owy kijek od jakichś 2 miesięcy. Miałem okazję nim pomachać, od siebie mogę powiedzieć że kijek zacny na spokojniejszą wodę bardzo lekki z zapasem mocy, raczej do mniejszych gum i lżejszych główek ( więcej niż 15 g + guma max 4 cale nie jest już komfortowe dla tego kijka ) . Do łowienia w nurcie się raczej nie sprawdzi ale na klatki i główki oraz wodę stojącą jak najbardziej. Co do kołowrotka brałbym jednak rozmiar 3000-4000 w zestawie z plećką 0,08-0,12mm ( zawsze można użyc przyponu z fluocarbonu gdybyś na przykład chciał porzucać za większym okoniem ). Ja sam przy łowieniu sandacza używam najzwyczajniej stalek ale nastawiam się na tą rybę rzadko i głównie nocą więc to zupełnie niema wpływu na brania a zabezpiecza przed szczupakową obcinką i zwiększa szanse na sukces z sumkowym przyłowem gdyby takowy się trafił ( często przeciera plecionkę o kamienie / zawady ). Jeśli masz więcej pytań postaram się pomóc jeśli będę miał jakieś doświadczenie w danej kwestii
    2 punkty
  5. Jasne, że nic na siłę:) Wrzucam na bieżąco swoje obserwacje, które mogą się sprawdzić na innych łowiskach. Jeżeli mowa o delikatnym łowieniu, to jestem zwolennikiem takiego, a ciężka orka, to u mnie ostateczność. Woblery powierzchniowe nie muszą być kojarzone z dużą masą. Moje cudaki mają w większości gramaturę ok. 4-7g i łowię ostatnio wędką z cw 7g z plecionką 0,08mm. Woda do kolan? Bardzo często. Moja taktyka to lżej i płycej:) Jak jestem przy głosie, to przed wolnymi dniami trafiłem na dobrą w brania noc. Dużo się działo. Kilka ryb spadło, kilka szczęśliwie doholowałem. Był sumek, bolenie, sandacze i drobne klenie. Przynętą tym razem był płytko chodzący wobler PanicZ 10". (53) (70) Gdy rzeki przybrały, to poganiałem trochę za pasiakami. Łowne okazały się NIMBLE 1,6" UV (40 mm). Brały okonie w przedziale 18-25 cm. Była też okazja przetestować swoje cudaki. W poprzednim sezonie obiecałem sobie więcej czasu poświęcić popperom. Powoli zaczynam się wciągać. Brania przeurocze, jeżeli można tak powiedzieć. Kilka potężnych ataków. Niestety nie udaje się jeszcze nic godnego złowić. Większość zapiętych ryb ledwo przekracza ochronkę. W każdym razie na wędce 7g z lekkimi popperami to przyjemność wędkowania. Gdy na zewnątrz upały i ryby na nic nie chcą reagować, podszarpywany lekki popperek w środku dnia i wodzie ciepłej jak zupa, potrafi sprawić cuda. Gdy w zasięgu rzutu pojawi się zajadle ścigające ukleje stado okoni, to celnie podany woblerek w praktyce nie wraca bez ryby;)
    2 punkty
  6. Chciałem dodać ten wpis na spokojnie i trochę wcześniej, ale Kajtek jak zwykle narozrabiał. Kajetan, mój syn, rozrabia bo to normalne u dzieci w jego wieku. Juto - jak mówimy na niego z żoną gdy nauczy się czegoś nowego (braaaawoooo Jutek!), na co on w sposób całkowicie nieraz nieudolny zaczyna powtarzać ową nabytą właśnie czynność, zaśmiewając się przy tym do rozpuku - poszedł spać dopiero jakieś pół godziny temu. I to wcale nie jest takie oczywiste, bo dzieci w jego wieku potrafią zasypiać i wstawać o nieludzkich nawet dla wędkarza porach. Kajutek śpi w swoim łóżeczku otoczonym wypchanymi watą chmurkami, przytulony do swojego misia: sowy o bardzo, baaardzo długich nogach. Mógłbym więc teoretycznie dokończyć pisanie wstępu do mojego tematu na bardzo, ale to bardzo spokojnie. W tv leci jednak mecz Belgia - Japonia i chcę go obejrzeć. Oglądam go bez tych emocji, które pewnie udzieliłyby się mi gdyby grała Polska. No, ale... Poziom mistrzostw jest jednak niezły - mówię to jako niekoniecznie wielki, ale jednak znawca (jak każdy Polak) piłki. Prawdę mówiąc to zerkam więcej na telewizor niż w komputer, więc nie ma szans abym napisał zbyt wiele. Zaraz wstawię kawę: mieloną, czarną i bez mleka - czyli taką jaką nauczyłem się pić mieszkając czas jakiś na obczyźnie - wrzucę tekst, który mam w planach wrzucić i oddam się oglądaniu. W zasadzie robię to teraz, bo Belgowie "cisną" i na prawdę dobre widowisko się szykuje. Zamieszczam więc pierwszy tekst, a Was zachęcam do czytania. Chyba że chcecie popatrzeć jak 22 facetów biega za jedną piłką, to nie czytajcie. Zróbcie to później, ale tylko wtedy jeżeli będziecie mieli ochotę, bo w życiu chodzi o to żeby robić to co się chce. Na początek coś o kleniach czyli rybach, którym poświęciłem najwięcej czasu, bo aż pięć pełnych sezonów. Parafrazując klasyka: kleń jaki jest każdy widzi, ale nie każdy potrafi go złowić. Dlaczego? W tej serii artykułów powiem Ci co zrobić, aby regularnie łowić klenie na spinning. Zanim jednak przejdę do meritum chciałbym żebyś oswoił się z myślą, że na sukces przyjdzie Ci poczekać. Być może długo. Nie będzie to jednak czas nudny i stracony, gdyż poświęcisz go na naukę i wędkowanie jednocześnie. Mało tego. Najprawdopodobniej już na tym etapie złowisz swoje pierwsze ryby! Zrobisz to zapewne szybciej niż ja (zajęło mi to rok). Natomiast jeżeli ten wspaniały moment już nastąpił, czas świadomego i regularnego łowienia jest bliżej niż myślisz. Stanie się tak jeżeli nie popełnisz błędów, które ja kiedyś popełniałem. Pamiętaj jednak, że wszystko zależy tylko od Ciebie. Nie obarczaj swoimi niepowodzeniami innych: ryb - bo nie brały, rzeki - bo nie ma w niej kleni, tego artykułu – bo autor obiecał, że… W końcu to Ty sam wyznaczasz dni i godziny wędkowania, zarzucasz w upatrzonym przez siebie miejscu (na rzece, którą z jakichś powodów wybrałeś). Ja mogę tylko wskazać Ci drogę. Obarcz odpowiedzialnością siebie, a sukces stanie się Twoją tylko zasługą. Jeżeli nastawiłeś się odpowiednio do tej sytuacji, to teoretycznie mógłbyś zrobić to co robi większość wędkarzy: wziąć wędkę i ruszyć nad wodę by spróbować swojego szczęścia. Popełniając przy tym pierwszy błąd i wydłużyć czas potrzebny Ci do osiągnięcia celu (być może nawet w nieskończoność, bo nie każdy lubi przez rok schodzić z łowiska „o kiju” jak miało to miejsce w moim przypadku). W tym miejscu jeszcze raz i dobitnie podkreślę, że chciałbym pomóc Ci w świadomym i regularnym łowieniu kleni. A żeby tak się stało musisz na krótką chwilę odłożyć wędkę na bok (ale spokojnie, w następnym etapie znów ją chwycisz w dłonie i już nie będziesz musiał wypuszczać). Na początku musisz skupić się na znalezieniu odpowiedniego łowiska. A co takiego musi w sobie ono mieć, aby powiedzieć o nim, że jest łowiskiem kleniowym? Oczywiście klenie. Musisz po prostu znaleźć rzekę, którą zamieszkują te właśnie ryby. Na szczęście kleń występuje w Polsce na tyle powszechnie, że śmiało można powiedzieć, że zamieszkuje niemal wszystkie rzeki. Więc jeżeli masz jakąś w pobliżu to możesz z niemal 100% prawdopodobieństwem założyć, że te ryby w niej pływają. Rzeki jednak bywają bardzo długie i miewają zmienny charakter w zależności od biegu, a to ma już wpływ na to jakie gatunki ryb na danym odcinku występują. W tym momencie nadszedł czas zajrzeć do Internetu lub popytać innych wędkarzy. Naprawdę. Mój najlepszy odcinek na klenie poznałem dzięki koledze z pewnego forum. Sieć i ludzie to bogate źródła informacji, z których nowoczesny wędkarz powinien korzystać. Oczywiście nie zaniedbuj też tradycyjnych metod. Przejdź się nad rzekę, poobserwuj czy nie widać na niej śladów bytności ryb, ale przede wszystkim czy występują na niej bardzo lubiane przez klenie miejsca. Ta druga kwestia jest teraz dla Ciebie ważniejsza niż odnalezienie "klusek". Kleni bowiem, z racji ich płochliwości, możesz nie zaobserwować przez długi czas i uważając błędnie, że ich tu po prostu nie ma, ominąć odcinek z naprawdę pięknymi rybami. Ale może też stać się inaczej. Prawdopodobne jest, że spotkasz jednak swojego przeciwnika i w ten sposób już teraz dowiesz się dużo o jego zwyczajach. Być może zauważysz jakąś zależność jego aktywności od pogody czy pory dnia. Podpatrzysz zbierającego pokarm z powierzchni lub pływającego w toni. To naprawdę cenne informacje, które niektórzy zbierają latami. Pamiętaj, że odpowiednie łowisko, sprzyjająca rybom (nie Tobie) pogoda, właściwa godzina połowu i dobrze dobrana przynęta to quattro towarzyszące wędkarskim sukcesom. Oczywiście na tym etapie raczej nie posiadasz aż tak pełnej wiedzy, aby powiedzieć: ryby będą brały pojutrze od 14.30 do 18.25, a później brać będzie tylko słońce. Zdobędziesz ją razem z praktyką. Wróćmy jednak do chronologii. Jesteś nad rzeką i co widzisz? Wodę zakręty i coś pod powierzchnią. Typowymi miejscówkami, w których obiekt Twoich westchnień przebywa są zalegające w wodzie drzewa i kamienie. Znajdziesz go też w okolicach zewnętrznych, głębokich zakrętów, a już szczególnie wtedy, gdy brzegi ich porastają drzewa i krzaki tworzące nawisy. Już niedługo będziesz „zaglądał” woblerem pod każdą burtę i przeorasz nim głębokie rynny – tam właśnie kleń najczęściej czyha. Nie oznacza to jednak, że w tych miejscach JEST. Na miejscówce, którą sobie upatrzyłeś JEST powalone drzewo albo zatopiony kamień. Może nawet legendarny rower z działającą lampą na dynamo też tam JEST. Tak, to wszystko może tam być, ale nie kleń. On tu nie JEST, on tu ŻYJE – bardzo intensywnym życiem. Wchodzi w okresy aktywności i pasywności. Gdy nie pobiera pokarmu, szuka schronienia przed drapieżnikami. Penetruje wszystkie warstwy wody lub odpoczywa. Lecz co by nie robił, kleń zawsze obserwuje to co się dzieje w rzece, nad nią, obok niej. Nie zapominaj o tym, bo gwarantuję Ci, że nie zobaczysz w podbieraku klenia, który uprzednio zobaczył Ciebie. Dlatego już teraz przyjrzyj się brzegom i pomyśl w jaki sposób, niezauważenie podejdziesz w miejsce bytowania ryb. Pamiętaj, że nie masz wpływu na to gdzie ryba przebywa, czy o której godzinie będzie żerowała. Na jej życie wpłynąć możesz tylko w jeden sposób: możesz przestać dla niej istnieć (sprawić aby Cię nie widziała). A to już bardzo wielka, pozytywnie wpływająca na efektywność Twojego wędkarstwa, zmiana. No dobra, a więc wiesz już, że klenie są w Twojej rzece albo że jest to bardzo prawdopodobne. Wiesz jak je podejść. Co teraz? Zanim ruszysz na wielką przygodę niosąc wędkę w ręku a nadzieję w sercu i podniecony tak, że aż wnętrzności się w Tobie poprzewracają zarzucisz zestaw w okolicę pierwszej napotkanej zwałki, musisz dowiedzieć się kiedy i na co łowić. Ale o tym w drugiej części poradnika.
    1 punkt
  7. Z tym modelem nie miałem do czynienia ale z tego co czytam Lexa ma lepszej jakości komponenty ( jest ciut lżejsza i mocniejsza ). Ciężko coś więcej powiedzieć nie mając wędki w ręce ani raz.. Generalnie modele daiwy z serii jiggerspin to dobry wybór do tego typu łowienia więc myślę że którego byś nie wybrał będziesz zadowolony
    1 punkt
  8. @Elast93, piękna sprawa- takie łowienie linów w ciszy i dzikiej przyrodzie! Tęsknię za takim łowieniem...
    1 punkt
  9. Żyłka Gardnera nie jest zła, jeżeli Ci nie strzela to nie wymieniaj. Z tych tańszych mogę Ci polecić żyłkę Prologic xlnt camo hp.
    1 punkt
  10. Cześć!! Sobota około południa wypad na Ślęzę. Woda do łowienia:) Z mojej strony plan był taki. Delikatny szklak klenie i sucha mucha.. klenie miały inny plan.. dużo brań na mokrą. do suchej wyłaziły ukleje i małe kleniki. Super aktywność ryb. Nawet nie chodzi o to co gryzło tylko o okazy, które przepływały pod nogami. Piękne widoki:D Do suchara wyszła mi większa ukleja.. cyk cyk holuję a tu nagle bęc! z pod kłody wystrzelił szczupak.. uklei już nie udało się wyholować... niesamowite uczucie Na odcinku na, którym nigdy nie łowiłem trafiam trzy mocne brania. Jedno udaje się wyciągnąć: Miarka pokazuje 42cm. Wybaczcie za trzymanie rybki na miarce ale brzeg jest na tyle stromy, że się osuwała 😕 Pod nogami pływały większe przyznam, że ostatnio trochę odpuściłem Ślęzę ale ten wypad dał mi kopa mam nadzieję, że wam też
    1 punkt
  11. Jak to mawiają zaporòwkowy zbòj Kolejna życiowka w tym roku 82,5cm Zlowiony na nowy model testowy Michała Olejnika, Woblery Oleix.
    1 punkt
  12. Wypożyczyłem sobie poranki w sobotę i niedzielę. Czytam, że co niektórzy o ósmej jadą na ryby, to ja o tej godzinie suszę wodery;) Co się działo? Walczyłem o większe okonie, które robią wypady na otwartą przestrzeń. Mija krótki czas i ukrywają się w trawy. Tam są teoretycznie nie do sięgnięcia. W piątek Przy kilkunastu braniach złowiłem cztery okonie w przedziale 25-28 cm. Pod koniec trafiam dwa przyłowy, szczupak i boleń. Sobota i o mało bym nie zdążył. Prawie na głodnego pojawiłem się nad wodą i małe rozczarowanie. Mija 30 min i nie widać, nie słychać okoni. Powoli zaczęły brać, ale głębiej. Zmieniłem taktykę i czekałem aż streamer opadnie w pobliże dna i po łuku wyciągałem do powierzchni. Zaczęły brać. Złowiłem z dziesięć okoni. Tym razem były mniejsze i mierzyły 20-25 cm. Dwa solidne brania zepsute. Tradycyjnie w ostatnich wyprawach zaliczam przyłów bolenia. Gdybym się na nie nastawiał, to pewnie bym ich tyle nie złowił. To już około dziesiąty muchowy boleń. Największy w granicach 55 cm. Najszybciej złowiony jaź w tym sezonie. Chyba czwarty rzut i czuję lekkie szarpnięcie. Po chwili "chlapak" szaleje na lince. A tu są muchy, które ostatnio u mnie są na pierwszym miejscu do zawiązania na przyponie. Część jeszcze mokra;)
    1 punkt
  13. Tydzień minął szybko i mamy już kolejny poniedziałek. Jest 9 lipca, świeci słonko, a więc witam Was w kolejnej odsłonie "Wędkarskich poniedziałków ze zwedkowani.pl"! Nie przeliczyłem się: Belgowie i Japończycy dali dobre widowisko. Efektowne na tyle, że zbyt zajęty oglądaniem meczu zapomniałem zatytułować ostatni artykuł. No, ale ważniejsza od "okładki" jest wartość merytoryczna, która - mam nadzieję - gdzieś tam się pojawiła. "Jak łowić klenie na spinning? Poradnik cz.1 Znaj(dź) przeciwnika" doczekał się w ostatnich dniach swojej kontynuacji. Zamieszczam ją w tym poście. A co działo się u mnie w minionym tygodniu? A no coś tam się zadziało. Były szczupaki: jeden zerwany i jeden do przodu. Nie było za to karpi. Ba! Nawet Anuże nie chciały brać w niedzielę: - Założę skórkę od chleba. A nuż coś weźmie. - Znam Amury, ale co to Anuże? 😉 Była zabawa z łowieniem żywca i trochę samochodowych przygód w drodze na łowisko: z miski olejowej cieknie, z amorka zresztą też. Szykują się spore wydatki, bo OC mam ważne do jutra (AC nie brałem, gdyż 1000 zł za ubezpieczenie furki to i tak zbyt drogo - ja przynajmniej tak uważam). Olej też już do wymiany. No i filtry, w tym kabinowy, bo Juto coś zakatarzył ostatnio więc trzeba zadbać, żeby do jego małych płucek nie dostały się jakieś nieczystości. No. Tak więc finansowo lipiec to będzie nędza. Nie samą kasą człowiek jednak żyje, a zwłaszcza Polak. Polak jest jak kangur - z pustymi torbami, ale podskakuje. Gdzieś to kiedyś usłyszałem. Nie przejmuję się więc i po ciężkim dniu pracy (no, może nie tak ciężkim, bo za dużo ruchu na magazynie przy poniedziałku nie mieliśmy) zasiadam do książki. Aha, w weekend lecę nad jezioro Wulpińskie. Kolega od dzisiaj ma tam wynajęty domek, łowisko będzie zanęcone, więc liczę na dobre wędkowanie. To tyle. Zabieram się do kawy i książki. Spokoju życzę! Jak łowić klenie na spinning? Poradnik cz.2 Kiedy i na co? W pierwszej części mojego poradnika podpowiedziałem Ci gdzie szukać kleni oraz podałem ważne z wędkarskiego punktu widzenia przykłady zachowań ryb w ich naturalnym środowisku. Teraz, gdy wiesz już gdzie i z kim przyjdzie Ci się zmierzyć, nadszedł czas abyś dowiedział się kiedy i na co łowić. Minimalizm, a w konsekwencji wynikająca z niego efektywność będą przeplatały się pomiędzy wierszami tej części poradnika. Dwa słowa klucze do zrozumienia istoty świadomego i regularnego łowienia większości gatunków ryb - w tym "klusek". Minimalizację zacznij od wyboru miejsca (masz to za sobą) i czasu, który połowom chcesz poświęcić. Zastosuj ją przy doborze przynęt, a selekcjonując metody - zakończ. Minimalizm to droga do efektywności. Droga, na końcu której następuje efektowne ŁUPnięcie w wędkę. KIEDY? Możesz spytać: "kiedy klenie biorą?" lub: "kiedy je łowić?", zadając mi w ten sposób dwa pozornie podobne, ale tak naprawdę całkiem różne pytania. Otóż klenie biorą wtedy kiedy żerują, a pobierać pokarm (tak jak my jeść) potrzebują przez cały rok - prawa biologii są nieubłagane. Teoretycznie więc dość sensownie jest próbować je łowić od stycznia do grudnia. Ty jednak poświęć im czas najbardziej korzystny. Taki, w którym szansa na złowienie ryby istnieje na pewno, a nie być może. Kiedy więc obiekt Twojego pożądania najchętniej łyknie przynętę? Kiedy szanse na sukces są największe? Jedni mówią, że w maju, a inni - w sierpniu. Wszyscy oni mają rację, ale nie pełną. Klenie bowiem żerują najlepiej w ciepłych porach roku. Koniec. Kropka. Nie w kwietniu, nie w lipcu ani nawet nie w czerwcu. Te ryby żerują nie według kalendarza. Kierują się naturą i zachodzącymi w niej zmianami. Oczywiście na początek możesz wyznaczyć sobie daty graniczne. Powiedzmy, że od kwietnia do września(bo rzeczywiście jest to okres charakteryzujący się wysokimi temperaturami), ale jeżeli wiosenne ocieplenie przyjdzie później/wcześniej, tak samo jak jesienne ochłodzenie, to przeoczysz czas dobrych brań albo zmarnujesz wiele godzin na urokliwe co prawda, ale jednak bezowocne spacery z wędką. Wzrost temperatury i słońce (jednym słowem: ocieplenie) to magnes wyciągający ryby z głębokich, trudnych do obłowienia, zimowych pieleszy. W okresie wiosna/lato/wczesna jesień zdecydowanie łatwiej namierzysz ryby i podasz im przynętę. Dlatego obserwuj przyrodę – ona powie Ci więcej niż ktokolwiek inny. Osobiście preferuję zasadę, że ryby należy łowić w najkorzystniejszych ku temu porach roku. Zły czas na połów jakiegoś gatunku to często okres dobrego żerowania innego. Wykorzystaj to. Do rozstrzygnięcia, jeżeli chodzi o czas, który poświęcisz połowom kleni, pozostają jeszcze dwie kwestie: pogody i pory dnia. Nie będę Cię namawiał abyś wędkował rano lub wieczorem, w deszczu lub słońcu, ponieważ osobiście nie zauważyłem reguł dotyczących tych zagadnień. Z równą intensywnością wędkowałem przy zachodzącym na czystym niebie słońcu, jak i w dżdżysty poranek. Zdarzały się, choć najmniej licznie, dobre popołudnia i może tylko je właśnie mogę wskazać jako gorsze, choć moim zdaniem mimo wszystko i tak godne wykorzystania, pory dnia. Zwłaszcza jeżeli wędkujesz nie wtedy kiedy chcesz, ale kiedy możesz. Na co? A więc możesz wędkować w marcu lub sierpniu, w słońcu lub deszczu, rano albo wieczorem a nawet w południe. Rób więc to! Nieważne: kijem za 1000 zł czy 50 zł (mój akurat kosztował 150 zł). Jeżeli Twój budżet jest skromny zakup tylko te rzeczy, które wpływają na skuteczność a nie komfort wędkowania – wydasz na nie kilkanaście złotych! Możesz bowiem łowić skutecznie choć niekomfortowo, ale już komfortowe a nieskuteczne wędkarstwo nie istnieje – wtedy po prostu stoisz przy brzegu i machasz kijem. Dobierając sprzęt wędkarski wpływasz zarówno na komfort i skuteczność. W jaki zatem sposób dokonać wyboru? Dobytek, który planujesz zgromadzić, proponuję Ci podzielić na trzy kategorie: rzeczy, które oceni ryba; rzeczy, które oceni wędkarz; rzeczy które oceni i ryba, i wędkarz. Najważniejsze z wędkarskiego punktu widzenia są te elementy, które w dużym stopniu wpływają na skuteczność wędkowania: przynęty i linka – a więc te, którym opinię wystawi Twój przeciwnik (w przypadku linki ocenisz również i Ty – w kontekście tego czy będzie ona sprzyjała wykonywaniu dalekich rzutów). Są to jedyne części zestawu, które bezpośrednio przenikają do świata kleni: znajdują się w wodzie, są blisko ryby, podlegają wnikliwej obserwacji. Dlatego od ich wyboru najwięcej zależy. Żyłka nie powinna być grubsza niż 0,18 mm, przede wszystkim dlatego, że pozwoli na wykonywanie dalekich rzutów lekkimi przynętami (bo na takie przyjdzie Ci łowić) oraz jest słabo widoczna dla ryb. Nie twierdzę też, że nie połapiesz na plecionkę. Zdarzało mi się to, gdy w drodze na pstrągi zapragnąłem nagle jechać na klenie (ale prawdą jest, że brań notowałem mniej). Nie wiem jednak czy grubość i kolor żyłki/pletki ma aż tak wielki wpływ na ich ilość (nie jestem rybą), ale skoro przeźroczysta "osiemnastka" się sprawdza, pozwalając przy tym rzucać dalej, to po co niepotrzebnie pogrubiać zestaw? W kwestii przynęt mogę dać Ci jedną, ważną radę: w pudełku miej tylko te, które sprawdzają się na Twoim łowisku. Innych używaj wówczas, gdy wszystkie one zawiodą. Wiem, słaba i oklepana rada, ale innej nie ma. Osobiście posiadam może cztery modele 3-4 cm woblerów i jednego smużaka. Stawiam na kolory naturalne z ewentualną domieszką czerwieni. To wszystko w zupełności MI WYSTARCZA. Dla Ciebie mogą one, ale nie muszą, okazać się bezużyteczne. Woblery na Pasłękę. I coś na klenie z Łyny. Oczywiście początkowo chodziłem po klenie z całym majdanem różnych przynęt w plecaku (Ciebie to nie ominie), ale w końcu doszedłem do miejsca, w którym jestem. Zawierzyłem mocy selekcji konsekwentnie odstawiając przynęty złe, czyli takie, na które nic nie brało – tak to sobie przez długi czas tłumaczyłem. Z perspektywy czasu widzę to jednak nieco inaczej: moja wiedza na temat kleni równała się zeru, a ryby zacząłem łapać nie na przynęty dobre, ale na te, którymi najwięcej łowiłem. Przynęta jest skuteczna, ponieważ na nią łowisz dużo więcej niż na inne. W każdym (no może prawie) woblerze ukryty jest "killer", czyli jak mówią niektórzy: dusza woblera. Ja zaś nazywam to umiejętnością prowadzenia odpowiedniej przynęty. Odpowiedniej w sensie wielkości, pracy i koloru, ale przede wszystkim czasu, w którym jej używasz i dopasowania tych parametrów do preferencji ryb, na które polujesz. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że na mojego najlepszego woblera, mój znajomy na tym samym co ja łowisku, nie ma żadnych efektów, za to ma je na wirówkę, która w całej mojej wędkarskiej karierze obdarzyła mnie imponującą, okrągłą liczbą 0 złapanych ryb? Wszystkie inne elementy wędkarskiego zestawu, wliczając w to zarówno wędkę, kołowrotek i ubrania, wpływają przede wszystkim na komfort wędkowania. Na efektywność oczywiście w pewnym zakresie też. Wędką o odpowiednich parametrach rzucisz łatwiej i dalej, w woderach wejdziesz głębiej, okulary polaryzacyjne pozwolą lepiej przejrzeć dno. Ich odpowiedni dobór nie jest jednak niezbędny abyś łowił skutecznie. To Ty, nie ryba, ocenisz czy wędka z wyrzutem max 10 g dobrze miota smużaka pod drugi brzeg, a kołowrotek marki X równiej nawija żyłkę niż młynek marki Y. Zaś każdy kolejny, przepływający obojętnie obok przynęty kleń, da Ci do myślenia: czy lepiej poświęcić trochę pieniędzy oraz czasu na zakup i naukę prowadzenia przynęty, czy może jednak spożytkować je na kupno najnowszego modelu kamizelki wędkarskiej. Dla mnie wybór jest prosty. Jeżeli chciałbyś mieć jakiś punkt odniesienia przy zakupie sprzętu podam Ci parametry najczęściej przeze mnie używanego: Wędka Konger Iri Lucky 3-10g 275, żyłka 0,16 Trabucco T Force Spinning Perch lub Dragon HM 80, kołowrotek Spro passion 720 FD, wobler Horn 4 Andrzeja Lipińskiego. Teraz, gdy już masz za sobą lekturę pierwszej części poradnika, a więc wiesz gdzie szukać kleni oraz dowiedziałeś się z części drugiej kiedy i na co je łowić, czas abyś wziął sprawy… to znaczy wędkę w swoje ręce i ruszył nad wodę! Jak łowić klenie? O tym już niedługo!
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.