Skocz do zawartości
tokarex pontony

Ranking

  1. RSM

    RSM

    Użytkownik


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      1 094


  2. Don Gucak

    Don Gucak

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      281


  3. DawidSokołowski

    DawidSokołowski

    Redaktor


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      155


  4. sina2

    sina2

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      128


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 03.10.2018 uwzględniając wszystkie działy

  1. jakiś czas temu męczyłem tu na forum budowę łodzi aluminiowej, wątek się wyczerpał łódka stoi i czeka na chętnego, a że idzie zima to czas pomysleć nad czym nowym na razie to projekt, w miare postepów bedę informował , idea aby była lekka około 70 kg, raczej jedna osoba max 2 , długość do 3 m, szerokość w burcie około 1,35 m
    1 punkt
  2. Pasiak trzydziestak na poleconego woblerka, przywalił jak głupi Oczywiście dalej sobie Cwaniak pływa po powodziowym
    1 punkt
  3. 25 październik Odra. Cześć. Wieczorem ze dwadzieścia razy studiowałem stronę www.meteo.pl Z mojego punktu widzenia wszystko na nie. Wiatr upierdliwy, temperatury w lutym były znośniejsze, a ciśnienie? Jeszcze jakieś deszcze mogą się do tego przyplątać. Brr, jednym słowem-dom. Oo nie. Nie odpuszczę takiej okazji. U mnie działa to trochę inaczej. Gdy są jakieś przewałki w pogodzie, to i we mnie zachodzą jakieś zmiany. Od środka jestem rozdygotany. Bym zapomniał, ponoć w pełni grzyby nie rosną. Kolejny element, który u wielu wędkarzy brany jest, jako przyczyna powrotu o kiju. Wieczorem, przy rozmowie telefonicznej z kolegą wymienialiśmy wszystko, co mogłoby nas zniechęcić. Ubaw był, bo on wieczorem a ja z planami na rano. Jeszcze nie minęło kilka minut, gdy pojawił się nad wodą i dostaję SMS-a ze zdjęciem ryby. I tak co chwilę. Dobrze, że rano ma do pracy, bo całą noc by mnie katował;) Z myślą złowienia upragnionego wielkiego okonia melduję się rano nad wodą. Zimowa czapka, kaptur, rękawiczki, dodatkowy polar. Przy przenikliwym i zimnym wietrze ubrałem się jak na lutową wyprawę. Zaczynam od popperów. Nie mogę, panują prawie zimowe warunki, a ja plumkam popperami. Okoni nie widać. Zamiana na obrotówkę i gumkę. Zaczęły się pierwsze brania. Okoń, później szczupak i okoń. Cisza. Pokazały się dyskretnie bolenie. Zmieniam plany i zapinam przynętę "ślizgacza". I to była dobra decyzja. Prawie w każdym miejscu coś chciało go zjeść. Widziałem kilkanaście ryb, które podganiały woblera, a nawet próbowały go skubnąć. Rzuty powyżej stanowiska i naprowadzanie na pysk dały najlepsze efekty. Tego dnia złowiłem dwa szczupaki, kilka okoni, dwa klenie (większy 48 cm), pięć boleni (największy 70 cm). Trzy ryby spadły i miałem wspomniane kilkanaście wyjść do woblera. Żeby nie było tak różowo, to musi być jakaś spora porażka, abym zapamiętał ten dzień jeszcze bardziej. Rzut kilka podbić i czuję…właściwie nic nie czuję. W pierwszym momencie myślałem, że podstępny szczupak zjadł woblera. Zwijam linkę a na końcu dynda odpięta agrafka. Wpatruję się w wodę i widzę dryfujący wobler. Jeszcze obok niego zakręcił się kleń i powoli zaczął znikać mi z oczu, płynąc na wzburzonej rzece. Próbowałem łowić jeszcze przez godzinę. Nawet trącenia, nawet podejrzenia, że coś się zainteresowało.
    1 punkt
  4. Wczoraj komercja, od 11.30 - 20. Ponad 30 kg ryb przewaliłem Na mielonkę tylko jedno branie pod sam wieczór , jesiotr 96 cm, w ciągu dnia nawet skubnięć nie było, co dziwi bo do tej pory na mielonkę brało wszystko co siedzi w wodzie. Druga wędka "na metodę" i mikro kulki. Pomimo tego że ciepło i woda jeszcze nie jest zimna, owocowe smaki wzbudzają małe zainteresowanie. Był okres gdzie nawet 2 godziny nic się nie działo. Rewelacyjnie sprawdził się dip "Mussel" Tandem Baits (gęsty, czerwony , śmierdziel ) nawet kulka o smaku śliwkowym zanurzona w dipie kilka minut po zarzuceniu została pobrana (wcześniej leżała 2 godziny bez brania) Poniżej 50 cm były dwa karpie + 54 , 55 , 58 , 63 , 76
    1 punkt
  5. Dzisiaj wreszcie pokazałem miejscówki synowi. Wieczór obfitował w wędkarzy, ale nikt na szczęście nie uznał upatrzonego wcześniej przeze mnie fragmentu nabrzeża za atrakcyjny. Nie pomyliłem się w wyborze. Klenie co chwila z przyłowami małych sumów. Rozmiar 45-47cm. Zestawy zrobiłem troszkę grubsze. Kleniom nie przeszkadzało a w końcu pojawił się przyłów, który przeczówałem. Sumik 77cm, na mięciutkiej gruntówce z cw do 70g - fajne uczucie.
    1 punkt
  6. Po prawie 2 tygodniowej przerwie, przed 6 nad wodą. Jedno branie i zawijka, od 7 lampa niemiłosierna. Duża porcja bobiku i łubinu - bezpośrednio na haku. Wzdręg w toni nie odnotowano...
    1 punkt
  7. Moje podejście do kleni okazało się skuteczne, a efekty powtarzalne. Mając niecałą godzinkę przed lub po pracy, cieszy fakt, że w tak krótkim czasie dużo się dzieje. Dzisiaj kilka klusek. Miałem wrażenie, że łowię tą samą rybę, bo wszystkie równo 47cm. Ale jak takie biorą, to wierzę, że jest potencjał na większego. Warunki: hałas, przepływające statki, pobierające próbki wody uczennice jakiejś szkoły. Miasto stłumiło osławioną ostrożność kleni. Przyłowem były dwa niewymiarowe sumy, co mnie trochę zaskoczyło.
    1 punkt
  8. Hej Panowie i Panie! Wrzucam tekst do poniedziałkowego obiadu. Tym razem na moim blogu http://zwedkowani.pl poruszam kwestię niełatwą. Ideologia Catch and release budzi kontrowersje. Rodzi spory - w tym rodzinne (pozdrawiam, Cię Tato ) Jedni ryby wypuszczają, inni zabierają, bo "karta musi zwrócić" albo po prostu lubią rybkę zjeść. Swoim tekstem chciałem zwrócić uwagę nas wszystkich - wędkarzy - na inną stronę C&R. Nie etyczną i nie finansową. Dyskusji na tej płaszczyźnie mam powyżej... nosa. Są jałowe, bo każdy upiera się przy swoim zdaniu. A czemu? Różnimy się wiekiem, jesteśmy wychowani w różnych czasach, mamy na pewne sprawy całkiem inne poglądy. Tego raczej nie zmienimy. No, ale w końcu wszystkim nam chodzi o to samo - łowienie jak największej liczby, jak największych ryb, prawda? Dlatego może kiedy zastanowimy się czy C&R przynosi wymierne korzyści (w postaci większej ilości ryb, które mamy szansę złowić) to może jakoś się w końcu dogadamy. A przynajmniej przestaniemy sobie skakać do gardeł (z Tatą nie dyskutuje aż tak mocno jak co niektórzy w internecie, ale też bywa nieźle ) Może ktoś, po przeczytaniu tego co mam do powiedzenia, zacznie ryby wypuszczać. Ale czy warto? Czy catch and release działa? Przeczytajcie! Link do tekstu oryginalnego: https://zwedkowani.pl/index.php/2018/09/09/catch-and-release/ Chciałbym tym tekstem obalić mit ,,Catch and release”. Jego zbawiennego wpływu na rybostan naszych wód – ryb wcale przecież nam nie przybywa. Nie mam przy tym zamiaru bronić stwierdzenia, że C&R nie przynosi efektów – widzę je, pomimo że ryb jest coraz mniej. Paradoks? Żaden paradoks. Posłuchajcie co mam do powiedzenia w tej sprawie. W Polsce źle się dzieje. Za komuny ryby były. W latach 90. jeszcze też. Im bliżej teraźniejszości tym bywało gorzej. Prawda jest taka, że polscy wędkarze przez kilkadziesiąt lat łowili, waląc przy tym (sorry za określenie) w łeb wszystko to co złapali, a ryb i tak nie brakowało. Do czasu. Dziś, kiedy wielu z nas wyznaje ideologię ,,złów i wypuść”, ryby oczywiście są, ale jest ich mało. Nieporównywalnie mniej niż kiedyś. Czy na tej podstawie możemy pokazać ideologii C&R czerwone światło? Dla niektórych jest to główny argument ku temu. Mamy w Polsce cholerny problem z gospodarowaniem zasobami wodnymi – ja natomiast tylko taki wniosek mogę wyciągnąć z owej spadkowej tendencji, z którą C&R nie ma nic wspólnego. Gospodarka niegospodarności. W roku 2014 NIK sporządził raport o sposobie prowadzenia ,,gospodarki” rybackiej na jeziorach mazurskich. W cudzysłowie, bo to o czym się czyta, z gospodarką – a więc racjonalnym zarządzaniem powierzonym dobrem – nie ma nic wspólnego. ,,Z roku na rok spada wydajność rybacka jezior” – taki wyciągnięto wniosek z kontroli – a więc i wydajność wędkarska również leci na łeb na szyję. Jako przyczyny wymienia się: rozrost populacji kormoranów, nieprzestrzeganie limitów odłowów rybackich i połowów wędkarskich oraz ogólną niegospodarność (z całkowitym brakiem zarybień włącznie)! Taką oto ,,gospodarkę” rybacką prowadzi się obecnie w Polsce. Gorszą nawet od tej, która była centralnie sterowana. I dlatego złowione ryby możemy sobie wypuszczać – ile komu dusza zapragnie. Sto na rok, dwadzieścia pięć na godzinę, pięćset w miesiącu, a nawet wszystkie – zawsze i wszędzie. Ale i tak przy panujących realiach nie sprawimy, że będzie ich więcej. Smutne, prawda? Ale nie smućcie się za bardzo, bo jednak COŚ tam zdziałać możemy. ,,Catch and release” daje radę nawet w polskich warunkach! Tak jak mówiłem, choćbyśmy wypuszczali 100% złowionych ryb, nie zatrzymamy toczącej naszych wód choroby. Żeby tak się stało potrzebnych jest nam kilka ustawodawczych zmian, setki kontroli i idących w dziesiątki tysięcy złotych kar – jestem tego aż nadto świadomy. Wiem też, że możemy czekać na czas ich nadejścia na dwa sposoby: z założonymi rękoma, lub z rękoma… wypuszczającymi złowione ryby. I ja wybieram tę drugą opcją, bo… Wypuszczając jedną rybę świata co prawda nie zbawimy. Sprawimy jednak, że ryb z danego akwenu ubędzie mniej. Czysta matematyka? No nie do końca, ponieważ nie ratujemy w ten sposób tylko tego jednego życia. Zwracając wolność, ofiarujemy rybie również możliwość przystąpienia do tarła, z którego przyjdzie na świat liczony w setkach, a nawet tysiącach narybek. I o te nienarodzone jeszcze zwierzątka, dzięki naszej postawie, polskie jeziora, rzeki i stawy również nie ubożeją. Post scriptum 3 marca 2018 roku, w świetlicy Instytutu Rybactwa Śródlądowego Uniwersytetu Warmińsko Mazurskiego w Olsztynie odbyło się coroczne, Walne Zgromadzenie członków Towarzystwa Miłośników Pasłęki “Passaria”. Spośród przemówień wielu moich kolegów w pamięci zapadło mi szczególnie jedno. Rzutnik zaświecił, a na ścianie pojawił się wykres. Czerwona (jak dobrze pamiętam) linia szła po skosie, wysoko, wysoko, aż do samej góry – …rok 2014, 2015,2016, 2017… Od kiedy klubowy odcinek Pasłęki stał się odcinkiem ,,no kill” liczba łowionych ryb zaczęła lawinowo rosnąć – tak podsumował to, co widzieliśmy nasz klubowy kolega. Jaki z tego wniosek? Catch and release działa! Inaczej na wodach takich jak ,,moja” Pasłęka, gdzie kłusownika widać z rzadka, a rybaka wcale. Tu efekt jest namacalny i przekłada się wprost na zwiększenie liczby pstrągów – tych pływających w rzece no i tych łowionych. Inne skutki przyniesie tam, gdzie presja na rybie mięso jest duża – w takich przypadkach wyniki wędkarskie mogą być nawet coraz słabsze. C&R działa jednak również i tu, mimo że tego nie widzimy. I na koniec ,,wisienka na torcie”. Na Pasłęce wędkarze łowią te same ryby, spod tego samego kamienia przez kilka lat. Cholera, jakie to piękne!
    1 punkt
  9. Magiczne linowe jezioro dziś zapłaciło. Z ziomkiem we dwóch złowiliśmy 22 liny, 16 wymiarowych. Poprawiłem życiówkę, która teraz wynosi równe 50 cm złowiłem jeszcze rybę 42 cm, kilka w przedziale 34-38 cm. Kumpel złowił dwie solidne czterdziestki, szczególnie jeden z nich był grubiutki. Kapitalny dzień, kapitalne ryby. Pozdrowienia
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.