W sobotę rano rozstawiliśmy z synem 4 gruntówki w centrum miasta.
3h ciągłych brań. Rzadko kiedy wszystkie cztery wędki leżały na podpórce. Cztery gatunki ryb zameldowały się na brzegu. Najlżejszy zestaw, jedyny z koszyczkiem i zanętą oblegany był przez krąpie. Po dziesiątym przestaliśmy liczyć.
Przyjemny był fakt, że mało który miał poniżej 30cm, więc nie drażniły tak jak zazwyczaj drobnica. Pozostałe zestawy uzbrojone w kawałki rosówki, także skubane przez krąpie, dawały też inne gatunki. Jazie niestety pochodziły z jakiegoś młodszego stada i nie trafił się żaden w rozmiarze zachęcającym do fotki. Klenie już lepiej:
Widoczny na zdjęciu stojak z lidla, miał szansę wylądować w wodzie wraz z wszystkimi opartymi wędkami. Jedno branie było gwałtowne i bardzo silne. Gościem odpowiedzialnym za zamieszanie okazał się wymiarowy sum. Jeszcze na nie przyjdzie czas
W niedzielę poszliśmy za jaziem. Dwie gruntówki i muchówka. Zamienialiśmy się z synem metodami i oboje mieliśmy frajdę. Gruntówki były "pechowe" - bardzo dużo nie wciętych brań i spady kilku cholowanych ryb i zerwanie zestawu przez jedną. Zakładam, że przyczyną były błędne zestawy, ale nie miałem ochoty bawić się w przewiązywanie i korygowanie. Trochę szkoda, bo odrobina pracy mogła zmienić obraz zabawy. Na muchówkę natomiast czepiało się sporo uklei, ale oglądaliśmy też sporo wyjść jazi. Udało mi się jednego skusić i jest to moja pierwsza ryba na muchę.
Coś pod 30cm, ale pierwsze kroki nie muszą być rekordowe, żeby cieszyć.
Rozpiszcie się co tam u was, bo nie wierzę, że w tak fajne dni wędki leżały w domu