Skocz do zawartości
Dragon

Ranking

  1. Marienty

    Marienty

    Moderator Grand Prix haczyk.pl


    • Punkty

      7

    • Liczba zawartości

      1 556


  2. DawidSokołowski

    DawidSokołowski

    Redaktor


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      155


  3. jaceen

    jaceen

    Redaktor


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      5 359


  4. RSM

    RSM

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      1 094


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 30.12.2019 uwzględniając wszystkie działy

  1. Dzisiaj dwa wypady nad wodę. Pierwszy, poranny to totalna porażka. Poza małym szczupaczkiem była tylko złamana wędka. Rozpacz totalna. Nawet nie wiem jak to się stało. Dodatkowo wróciłem z długiej świątecznej przerwy więc nawet nie byłem świadomy, że woda w Odrze jest tak mętna. Po południu zmieniłem łowisko. Opłaciło się. 6 okoni, wszystkie >20cm, w tym dwa 26 i 29cm. Dla mnie patrząc na ten słaby okoniowy rok, to sukces 😎
    5 punktów
  2. Siemka! Zapraszam do lektury ostatniego w tym roku wpisu na blogu http://zwedkowani.pl😊 Tym razem - a raczej powinienem rzec: po raz kolejny - zajmuję się problematyką C&R. Dlaczego ideologia to nas dzieli zamiast łączący (i dlaczego uważam iż jest ona bliska wszystkim, nawet tym, którzy lubią rybkę zjeść)? O tym w artykule😉 Catch and Release: dlaczego nas dzieli choć powinno łączyć? Ideologia Catch and Release ma w Polsce wielu zwolenników, jak i przeciwników: dzielimy się na wypuszczających wszystkie złowione ryby i lubiących rybkę zjeść. W toku dyskusji na temat obu postaw ostro nieraz wojujemy językami. Przy okazji wiele sobie nawzajem wytykamy. Ja natomiast – choć gorliwy propagator zasady C&R – zauważam coś zgoła innego: to jak niewiele w zasadzie się od siebie różnimy! Przede wszystkim, wbrew temu co sobie nieraz zarzucamy, wszyscy my postępujemy zgodnie z przepisami: one bowiem dopuszczają zabieranie pewnej części złowionych ryb z łowiska, lecz nie nakazują tego. A skoro tylko ograniczoną ich ilość wziąć na obiad można, to żadnemu wędkarzowi zwracanie rybom wolności nie powinno być czynnością podczas wędkarskich wypraw nieznaną (w końcu chyba każdemu z nas zdarza się połowić więcej niż to tylko, co na patelnię wrzucić regulamin pozwala). Czyli – co z całą stanowczością stwierdzam – w zasadzie wszyscy zasadę Catch and Release w jakimś zakresie stosujemy. A przynajmniej wszyscy szanujący przepisy prawa. Przy czym zdarza się, że nawet najbardziej prawi wędkarze często podważają sens stosowania bezwarunkowego Catch and Release. Swoje zdanie argumentują zazwyczaj tym, że część ryb wypuszczanych przez catchandreales’owych zapaleńców i tak nie przeżywa (z którym to faktem notabene się zgadzam). Przypominam jednak w tym miejscu pewien zapominany “szczegół”: ryby, które wędkarze uwalniają jedynie ze względu na obowiązek wynikający z przepisów, również w jakiejś części nie przeżywają. A nikt przecież nie uznaje tego za argument przemawiający za zniesieniem limitów, wymiarów czy okresów ochronnych (choć żeby być konsekwentnym trzeba by i je w tej sytuacji zanegować). Czy więc naprawdę jest o co się kłócić? Cóż, wygląda na to, że tak… Catch and release a kwestia etyki w wędkarstwie. O tym wszystkim bowiem co powyżej napisałem dyskutujemy, wylewając przy tym – w sposób nieraz bardzo dosadny – swoje żale. Ale najwięcej jednak chyba emocji i niesnasek pomiędzy nami budzą nie kwestie praktyczne, a etyczna strona sporu: która postawa jest bardziej słuszna? Wychodząc z założenia, że wędkarstwo do końca etyczne nie jest (zawsze trzeba rybie hakiem po pysku przecież przejechać) stwierdzam, że etyczny wędkarz to ten, który wędkując stara się minimalizować cierpienie ryby: to czy ją zje, czy wypuści nie ma nic do rzeczy. I jeżeli Wy tak do sprawy podchodzicie, i jeżeli ja też tak robię, to znaczy że wszyscy my gramy fair. Jesteśmy całkiem do siebie podobni. Przede wszystkim wędkujemy, bo to lubimy. Jaramy się wędkarstwem, które – o co apeluję! – niech nas nie dzieli, a łączy! PS oczywiście nie bronię dyskutować, a wręcz przeciwnie: o pozytywnych i negatywnych skutkach zabierania/wypuszczania ryb rozmawiajmy – bo dysputa bywa zarzewiem pozytywnych zmian. Zachęcam jedynie, abyśmy – biorąc pod uwagę to co w niniejszym artykule napisałem – wykazywali przy tym minimum przyzwoitości i kultury
    3 punkty
  3. Dzisiaj 6 okoni, wszystkie >20cm, w tym 26 i 29cm, które trafiają do tabeli. Dzisiaj na lekko - kajtek 2" +2g.
    2 punkty
  4. Piątek, piąteczek. Ciemno. Nie wytrzymałem i pojechałem:) Jak Odra na miejskim odcinku już mnie nie ma czym zaskoczyć, tak w piątek się udało. Woda podniesiona, mętna, niosąca z nurtem zielsko. Gumy w kolorze "żarówy" widoczne do 30 cm. Miałem zamiar zrezygnować. Na dokładkę wiatr i temperatura poniżej 4*C prawie przelało czarę goryczy. Wiecie, jak to jest. Wmawiam sobie, że kilka rzutów i zwijam się do domu. I tak ponad dwie godziny obiecanek:) Po godzinie już prawie zapadła decyzja a tu nagle "strzał" w różową gumę. Niestety ściągnięta. Zrobiło się natychmiast ciepło:) Pozostały czas spędziłem na obławianiu opaski woblerem. Sytuacja podobna do poprzedniej. Prawie zapadła decyzja o zakończeniu łowienia i w jednym z ostatnich rzutów następuje branie. Hol spokojny i kilka metrów od brzegu pokazuje się dość fajny sandacz. Oceniam na 55-60 cm. Problem w tym, że jest zapięty dosłownie za "skórkę" jednym grotem. Oceniam, że nie mam szans go podebrać. Starałem się podciągnąć go bliżej, by zrobić chociaż zdjęcie. Jednak się nie udało. Z perspektywy czasu, grudzień okazał się dość łaskawym miesiącem. Kilka ryb wyjętych. Kilka wygrało walkę. Jeszcze spróbuję coś wskórać na ostatnią chwilę starego roku;)
    1 punkt
  5. Ostatni feeder w tym roku. Możliwe, że ostatnie ryby w tym roku, choć nie jest to przesądzone, bo jeszcze w planach wyjścia że spiningiem. Dzisiaj metoda. Okno pogodowe długie, więc poczułem się jak jesienią. Ryby chyba też i w trzy godziny zaliczyłem sporo brań. Karpie ponad wymiar, jednak w większości tylko lekko przekraczające. Jeden średniak, ale za to ślicznie złoty. Frajda z synem spora.
    1 punkt
  6. To nie tak. Ze swojego marudzenia sam się często śmieję. Jednak nie zamierzam robić rewolucji. W sprzęcie wiele się nie zmieni. Dojdzie jedna solidniejsza wędka, kilka przynęt pod niego i ewentualnie picker. Lubię łowić na "chodzonego", więc nie będę zajmował stanowisk na pół dnia przed innymi wędkarzami:) Swoje kilometry muszę wychodzić;) Zamierzam odpuścić sandacze. To jest u mnie największe wyzwanie. Nie, żeby całkowicie zrezygnować, tylko bardzo mocno ograniczyć czas na ich łowienie. Mucha też będzie mocno ograniczona. Już nie pamiętam, kiedy coś ostatnio ukręciłem na imadle. ___________________ 2019.12.21. Odra Przygotowany na koniec sezonu byłem dość dobrze. Pewnie nie miałem szczęścia albo byłem w nieodpowiednich miejscach. Setki złotych zainwestowane w silikonowe cudne przynęty nie przełożyło się na zadowalające wyniki. Gdyby nie znajomy sandacz, którego łowię od czasu do czasu, to od miesiąca byłbym z nimi na zero. A tak złowię, wypuszczę, złowię... W nocy zostałem jeszcze na jednej z miejscówek. Spędziłem tam sporo godzin na jej rozpracowanie. Popularne miejsce, oblegane, a jednak coś w sobie ma. W dzień omijam. W nocy jest bardzo przyjemnie i prawie świątecznie. Dziwię się, że od listopada nikogo tam nie spotkałem. Po drugiej stronie Odry tak, bo wygodniej. Ze strony, gdzie ja podchodzę, trzeba ruszyć trochę z buta i tu pewnie wychodzi lenistwo i wygoda innych:) Wczoraj coś drgnęło i miałem więcej brań. Wyjąłem dwa krótkie bolenie i holowałem większego sandacza. Szkoda, że najechał linką na sporą spływającą kępę trawy i podczas wyplątywania plecionki z tego zielska uwolnił się. Miałem jeszcze w międzyczasie kilka strzałów, ale nie zdołałem zaciąć.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.