Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 14.10.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
Dobry... Jestem stanowczo przeciw udostępnianiu tego typu "dojazdów dla wędkarzy do wody". Przez las, przez lub po wałach przeciw-powodziowych i ogólnie wjazdu samochodami lub motocyklami (itp. pojazdami) w lub przez miejsca, gdzie taki ruch jest zabroniony. Czy osoby domagające się wjazdu w takie miejsca są tak na prawdę krótkowzroczne??? Na swoje poparcie mam choćby dwa, pierwsze z brzegu argumenty: 1. Udostępniony przez las dojazd szybko zmieni się w rozjeżdżoną, zaśmieconą drogę ze zdegradowanym poboczem. Nawet jeśli wędkarz będzie tą drogą jeździł uważnie, rzadko i nie zaśmiecał jej, doceniając przyrodę i otoczenie, to inny "turysta" już całkowicie nie będzie miał w poważaniu dbania o las i przyrodę jako taką. Wjedzie, nasyfi, zniszczy bo przecież inni tędy jeżdżą i mogą, więc i on może. 2. Jeśli sprawia Ci przyjemność wędkowania w urokliwym, czystym i niezdegradowanym przyrodniczo miejscu, z wolną od śmieci wodą, to czy chcesz aby to "twoje" miejsce takie pozostało? Nie mam wątpliwości, że zarówno udostępniona droga i jak i "udostępnione" łowisko, najdalej po 2-3 latach, będzie zaśmieconym, rozrytym kołami, z pozostałościami po ogniskach, połamanymi lub obciętymi gałęziami, butelkami, plastikowymi opakowaniami, puszkami i całą resztą - syfem, do którego już nie będziesz mieć ochoty wracać. Pozostanie tylko wspomnienie, o tym jak fajnie i przyjemnie łowiło się kiedyś okazy na "swoim" miejscu, po których zostały wspomnienia i złość na innych "użytkowników" i pozostawione po nich "pamiątki" na "twojej" miejscówce. Takich argumentów może być dużo więcej, jeśli tylko pomyśleć dłuższą chwilę.2 punkty
-
Od rana buro i ponuro. Poranna kawka z żonką, rozmowy o szkole, pracy, a w głowie już coś się roi. Niby miało padać, za oknem wszystko pozaciągane z każdej strony… ale nie pada. Może to ostatnie dni zwolnienia, wypadałoby to wykorzystać. Poza tym lekarz zalecał spacery, więc w sumie wypad nad wodę z pewnością wyszedłby mi na zdrowie. Sprawdzam jeszcze lokalną prognozę pogody. Póki co niby może padać, ale szanse niewielkie, rozpada się natomiast na dobre między 15 a 16tą. Jakbym zaraz pojechał to jeszcze bym zdążył „pospacerować” przed deszczem. Jadę. Zabieram też ze sobą psa, co ze względu na kleszcze nie zdarza się często. Pomyślałem, że ja się wyspaceruję, pies się wybiega, żonka nie będzie musiała wozić jej na pola w taką pogodę – wszyscy będą zadowoleni. Nad wodą ląduję przed 11tą i od razu wbijam na pewniaka w ulubioną miejscówkę. Może nie jest to wędkarski ideał, ale teraz mam inne priorytety. Tu mogę podejść blisko do wody, mam łatwy dostęp, mogę nawet usiąść w razie potrzeby, a i ryby się zdarzały czasami, więc nie jest źle. Widzę, że od ostatniego razu woda jeszcze bardziej poszła w górę. Zaczynam więc od pstrokacizny. Na pierwszy ogień idą LC Shaker z dużą ilością brokatu, potem małe rippery Relaxa, Keitechy, Shad Teezy, a gdy wszystko zawodzi nawet wahadłówki. Nic. Macham tak niemal 1,5 godziny i kompletnie nic się nie dzieje, nawet nie pstryknie. Siadam na trawie i daję odetchnąć plecom obserwując wodę. Po dłuższej chwili wstaję i chcę zacząć od nowa. A więc Lunker City – perłowy z brokatem. Pierwszy, drugi, trzeci rzut i nic, za czwartym coś go jednak zassało. Wyjmuję pierwszą rybkę – okonka 23 cm. Ufff, może wreszcie zaczną. Mieszam przynętami, kolorami, ciężarem główek i po kilkunastu minutach następne branie. Ooo ten już fajnie walczy. Na brzegu ląduje okonek 30+. Plecy znowu zaczynają boleć, więc dalej łowię kucając. Minął może kwadrans i znów mam okonka – prawie 30. Coraz bardziej mi się to podoba. Do deszczu zostały jeszcze dwie godzinki, więc walczę dalej. Cały czas zmieniam przynęty – pomyślałem sobie, że skoro nie zmieniam miejsc, to przynajmniej regularnie będę zmieniał przynęty, żeby co chwilę zaskoczyć potencjalnie bytujące tu ryby czymś nowym. Gdy na agrafce był akurat Shad Teez poczułem niesamowicie mocne uderzenie. W pierwszej chwili pomyślałem, że to będzie medalowy okoń. Po chwili jednak zrozumiałem, że to nie ten gatunek. Luzuję hamulec, a nawet wstaję z kucek, bo zapowiada się ciekawie. Najbardziej martwi mnie ten wolframik do 2 kg. Jeszcze godzinę temu kląłem pod nosem, gdy kolejny okonek odbił mi się od gumy, że nie wziąłem okoniowego kija z żyłeczką. Teraz z kolei zacząłem myśleć co mnie podkusiło z tą cieniutką plecionką i jeszcze cieńszym przyponikiem. Weź tu człowieku bądź mądry i ogarnij wszystko jednym zestawem. W mojej głowie biły się takie myśli, podczas gdy na końcu zestawu pięknie walczył …. chyba szczupak. Teoretycznie robił co chciał, w praktyce oznaczało to że hasał po zalanych przybrzeżnych trawach, zbierał plecionką pływające gałązki, a ja tylko w skrajnych przypadkach delikatnie przytrzymywałem szpulę palcem. Po kilku minutach się wyhasał i w miarę grzecznie dał się podebrać ręką. Piękna, gruba niemal osiemdziesiątka. Opstrykałem z każdej strony, z trudem odczepiłem przynętę zakręconą kilka razy w nożycach pyska i odniosłem rybę do wody. Poczułem się spełniony, a plecy poczuły że tym holem trochę przegiąłem. Siadam na tyłku i składam kij. Siedzę jeszcze z kwadrans rozkoszując się zdjęciami i wspomnieniami samego holu. Jesień jest jednak cudowna. Wokół przepięknie, nad samą wodą cicho, a pod nią naprawdę zaczyna się dziać. Plecy odpuszczają więc można wracać do samochodu. Przeszedłem parę kroków i coś mnie tknęło – a wrócę i rzucę jeszcze kilka razy – w końcu planowałem „pospacerować” do deszczu, a póki co nic nie pada. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Z kilku rzutów zrobiła się ponad godzina. Co prawda rzucałem już mniej, więcej za to siedziałem i obmyślałem gdzie i czym rzucę, ale w tym czasie dołowiłem jeszcze 3 okonki. Około 14:30 brania całkowicie ustały, około 15-ej zaczęło kropić. Tym razem chyba na to czekałem. To był pretekst, by już skończyć i dać odpocząć obolałym plecom. Kocham to nasze hobby!2 punkty
-
1 punkt
-
1 punkt
-
- Gatunek ryby: szczupak - Długość w cm: 77 - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 13.10.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 12:55 - Łowisko: Odra - Przynęta: Westin Shad Teez 7cm - Opis połowu: pochmurno, wiaterek, przed deszczem, Trafiłem na dobry moment, brania trwały niespełna 2h - wsześniej i później kompletna cisza.1 punkt
-
Trzynastego października a ja jeszcze nic znaczącego nie zwojowałem. Meteo.pl straszyło deszczem i silnym wiatrem od południa, to zmobilizowałem się rano i pojechałem na okonie. Wziąłem travela Mikado Da Vinci z kołowrotkiem 2000 i plecionką 0,10. Liczyłem również na sandacze i ten zestaw miał im w razie czego sprostać. Pierwsza godzina bez brań. Jestem na jednej z odnóg Odry z wartkim uciągiem. Miałem wrażenie, jakby przed moim przybyciem otworzono jaz. Płynące liście i konary mocno przeszkadzały w prawidłowym prowadzeniu jiga. Łowiłem na poczciwe kopyta relax-a w kolorze marchewki. Trochę na keitecha, też z dodatkiem marchewkowego koloru i na gumkę z "ali" w kolorze różowym. Dzisiaj było wybitnie na czerwono. I opłacało się. Miałem sześć brań i pięć ryb wylądowało na brzegu. Jeden byczek, okoń i trzy sandacze (z jednego rocznika). Ostatniego sandacza złowiłem na boczny trok z ciężarkiem 10 g. Pozostałe na jigi 4-6 g. 👊1 punkt
-
Witam wszystkich.Czwartek 08.10.2020.był moim ostatnim wypadem na rybki w tym sezonie.Ryby odeszły już od brzegu na swoje przedzimowe żerowiska a został tylko "drobiazg".Teraz przy brzegu buszują szczupaki,ale mnie drapieżniki nie interesują.Złowiłem 29 rybek,w tym 7 płotek.Pozostałe to leszczyki.Największy 33cm.,pozostałe nie przekraczały 25cm.Teraz nadszedł czas dla spiningistów łowiących drapieżniki.Wszystkim kolegom łowiącym tą metodą życzę "POŁAMANIA". Pozdrawiam.1 punkt
-
U mnie ostatnio kilka wypadów bez ryby na brzegu.. dopiero dzisiaj rano małe przełamanie za sprawą zębatego przyłowu przy nocnym sandaczowaniu. Pierwszy sensowny w tym roku1 punkt