Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 23.11.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
Sobota 21.11.2020 Wstałem późno i na ryby wybierałem się dopiero około 13:00. Tego dnia planowałem klasyczny feeder. Zawalna, Barki nie dość że przewidywałem sporą presję to i godzina już nie najlepsza na te miejscówki. Zacząłem rozważać, może Oławka, może za kleniem w centrum, może za Wrocław. Ostatecznie postanowiłem poświęcić parę godzin na przydomowy odcinek Odry. Szerokie koryto, bez główek, o przekroju trapezowym i głębokością 4-5m z lokalnymi przegłębieniami i górkami. Teoretycznie idealny odcinek zimowy lub wręcz cało sezonowy, jednak kapryśny gdyż uciąg jest zależny od jazu Rędzińskiego. Obecnie dość spory bo koszyczek 80g przesuwał o kilka metrów. Jednak już tak kiedyś łowiłem i da się ustawić ryby w określoną lokalizację. Początkowo drobnica - krąpie po 10cm, z czasem do czarnej płociowej zanęty zaczął wychodzić dedykowany gatunek i to właśnie płotki najczęściej okazywały się smakoszami czerwonej pinki. Około godziny odławiałem regularnie małe płoteczki, ale przy takim łowieniu ważna jest cierpliwość. Wzbogaciłem podawane koszyki o więcej pinki i rzeczywiści drobnica nasyciła się. W łowisku meldowały się regularnie płocie 20-25cm i pomiędzy nimi pojedyncze okonie. Okonie to dobry znak, bo często towarzyszom dużym płociom. Momentami w łowisko wpadało stado leszczy i zaliczałem 4-5 sztuk takich 30-40cm. Nie zostawały jednak na dłużej i nie walczyłem o ich zatrzymanie. Nęciłem stałym tempem, utrzymując mniej więcej jednolitą intensywność powstającej smugi zanętowej. Po 15:00 zacząłem wątpić. Niby ładne ryby, płoć 28cm wydawała się rybą dnia, ale nie czułem szansy na zimowe medalowe okazy. Dodatkowo otwarta przestrzeń gwarantowała intensywny wiatr, a to potrafi zmęczyć w chłodny dzień. Mamy porę roku gdy słońce zachodzi wcześniej i zbliżałem się do tej godziny. To ostatecznie był argument żeby zostać, bo jeżeli ma się coś wydarzyć to właśnie na godzinę przed zachodem jest ogromna szansa. Nie pomyliłem się, tuż przed 16 na dosłownie chwilę weszły duże płocie i odłowiłem dwie z nich. Smuga zanętowa zapewne była długa, więc nie miałem szans utrzymać ich w miejscu. Musiałbym inaczej przygotować mieszankę, a nie byłem na to nastawiony. Te dwa okazy są bardzo obiecujące, ale w poszukiwaniu rekordowych muszę jeszcze popracować. Niedziela 22.11.2020 Syna stęsknił się za karpiami. Ekipa z fb połowiła trochę mniejszych karpi na łowisku w Wilczycach i znając tą wodę, stwierdziliśmy, że rzeczywiście w późnojesiennym okresie jest tam sporo miejsc obiecujących aktywność tych ryb. Ja jednak mam już karpi dość w tym roku i postanowiłem pobawić się z innymi gatunkami klasykiem. Wziąłem dwa delikatne feedery, jednak nad wodą zmieniłem koncepcję. Jedną wędkę zmontowałem do klasyka a na kolejnej zrobiłem metodę. Wszyscy szukali ryby daleko od brzegu. Ja swój zestaw postawiłem tuż koło trzcin. Zdecydowały o tym następujące argumenty: - widziałem już jak karpie siedząc na głębokiej wodzie, "na stołówkę" wychodziły na płytsze okoliczne stoki i górki. - obok tych trzcin jest kilka głębokich dołów i spodziewałem się, że to z nich ryby będą startować. - przy samych trzcinach widziałem dwa spławy. Jeden agresywny (może szczupak a może spłoszony karpik), drugi "majestatyczny" - raczej karp. - Przy trzcinach było latem około 1,5m głębokości, a obecnie woda około 50cm wyższa, więc głębokość stołówki ok. Nie pomyliłem się. Jednak branie nie sugerowało karpia. Szczytówka drgała jakby krąp lub leszcz pokusił się o mikro kuleczkę skisłego masła. Najzwyczajniej zacząłem zwijać zestaw z myślą o wypuszczeniu przyłowu. I nagle opór. Po paru minutach ląduje 10,2kg: Był jeszcze drugi podobnych rozmiarów i z tego samego miejsca. Niestety złamała się stopka kołowrotka i mimo prób ratowania sytuacji we współpracy z synem, przy brzegu nastąpiła spinka. Na klasyka natomiast miałem regularne brania płoci. Wszystkie z przedziału 20-30cm ale bonusem był inny gatunek. Na dwie czerwone pinki skusił się śliczny okoń 32cm:7 punktów
-
Lubię zwiedzać nowe miejsca, o godzinie 11 ruszyłem w stronę Kobierzyc na tamtejszy stawik - obszedłem dookoła. Niestety bez kontaktu z rybą. Zagadnąłem zarówno feederowców jak i spinnigistów i ich rezultaty były takie same jak moje. Próbowałem łowić na boczny trok oraz woblerki szczupakowe. Na zegarku 13~ więc stwierdziłem, że jadę dalej. Padło na Zalew na Krzywuli w Łagiewnikach. Na miejscu sporo ludzi, zagadałem miejscowego i ruszyłem w bardziej odosobnione miejsce. Piękna woda, sporo ptactwa, ale bez kontaktu z rybą. Próbowałem głównie na boczny trok jak i na Cannibale na wędce szczupakowej. W końcu na kolejnej miejscówce przy zwalonym drzewie zauważyłęm pod taflą wody atak szczupaka na Nimfę (boczny trok). Niestety byłem mocno zdziwiony i nie udało się zaciąć. Szybko rzuciłem w to samo miejsce i zacząłęm powoli zwijać - uderzył ponownie ! Po krótkim, acz emocjonującym holu udało się wyciągnąć 55 cm szczupaka. Pięknie wpięty za wargę - nie miałem przyponu stalowego. Po tym małym sukcesie dalej probówałem łowić na boczny trok mimo ryzyka utraty kolejnej ryby - branie nastąpiło w 5tym rzucie i znowu szczęśliwie na brzegu ląduje kolejna zdobycz - 45 cm. Niestety szczupaki odgryzły jedną płetwę nimfy i na inne kolory już nie reagowały. MIałem jeszcze branie na obrotówkę, ale niestety nie wcięte Aczkolwiek wyjazd w nowe miejsce uważam za całkiem udany.2 punkty
-
Ciemno. Federowcy zwijają sprzęt i pomykają do domów. Nie wszyscy, ale wystarczająco, by zrobiło się miejsce dla nocnych niespokojnych spinningistów. W termosie gorąca herbata. Na przekąskę słodka bułka. Przed wyruszeniem na wyprawę sprawdzam siłę i kierunek wiatru. Dla mnie to bardzo ważne. Przy obniżonej temperaturze podmuchy w twarz z prędkością 4 m/s są już bardzo dokuczliwe. Nie walczę wtedy z naturą. Staram się mieć go w plecy a najlepiej, gdy jestem osłonięty wysokim wałem lub parawanem drzew. Tym razem myszkuję na wodzie stojącej. Zrobiłem trzy nocne wyjścia, by mieć wycinek, czy opłaca się tam zaglądać. Zmieniłem w travelu szczytówkę na delikatniejszą. Gramaturę główek jigowych obniżyłem do 5-7g i zapakowałem kilkanaście ripperów o bardziej wyczuwalnej pracy. Pierwsze branie mnie zaskoczyło. Ważne, że było i dało bodziec i nadzieję na sukces. Później mam jeszcze dwa delikatne pstryki. Wreszcie jest konkretne branie i krótka walka. Szczupak tym razem jest górą. Łowiłem na gumę Westin Shad Teez 9 cm. Następną przynętą na 7 gramowej główce jest Savage Gear Cannibal 8 cm Fire Tiger. Na delikatnej szczytówce zaobserwowałem dwa lekkie tracenia. Mocno się skoncentrowałem, by nie przegapić kolejnego trącenia. Nie było takiej potrzeby. Branie było zdecydowane. Zdążyłem z zacięciem i zastałem mały betonik po drugiej stronie. Po kilkunastu sekundach, w świetle lampki dojrzałem dwa świecące się punkty. Po to właśnie tu przyszedłem. Po takie emocje. Kapitalna ryba. Mimo że listopad dał mi sporo emocji, to ten sandacz jakoś szczególnie mnie podniósł na duchu. Wszystko, co sobie wyobraziłem, to się sprawdziło. Nie było łatwo i kilka godzin spędzonych w zimnie wynagrodziło mnie taką ładną rybą. Kolejna wyprawa. Znowu nie zdążyłem. Chciałem być kilkadziesiąt minut przed zmierzchem. Ciągle coś stoi na drodze i nad wodę zachodzę o zmroku. Ostatni stacjonarny pakuje sprzęt do samochodu. Taktyki nie zmieniam i podążam tą samą trasą. Mam jedno uderzenie. Kolejna wyprawa. Mam jedno trącenie. Po godzinie kolejne branie. Sprawa się wyjaśnia. Niewielki szczupak połasił się na SG Cannibala. Może już nic się nie wydarzy, ale mam zamiar jeszcze kilka razy tam spróbować szczęścia. 2020-11-19 godz. 20:25 pzdr jaceen 👊2 punkty
-
To się porobiło- naciskam @Marienty na najniższym stopniu podium. 😉 Teraz już nie wypada odpuszczać, choć biorąc pod uwagę plany- realnie mam szansę jeszcze zapunktować max. 4 gatunkami: szczupak, sandacz, okoń, płoć (jeśli zetnie stojącą wodę) i być może tęczak. Ryby chimeryczne, 3-4 wypady bez brania a potem 2-3 brania w ciągu godziny.1 punkt
-
dzięki. Ale myślę że prawdziwy specjalista wyciągnąłby z tych miejscówek znacznie więcej niż ja i byłby lepiej przygotowany. Ja sporo improwizuję i czasem się udaje, czasem lipa.1 punkt
-
...żeby jeszcze było co wklejać Ja póki co łowię piękne widoki - ten akurat z podwrocławskiej Czernicy. Spinning u mnie to ostatnimi czasy mierne wyniki. Przerzuciłem się chwilowo na inne metody i tu efekty ciut lepsze. Ostatnie trzy wypady i za każdym razem 2 sandacze na kiju. Trochę kombinuję.... Trochę testuję... Do zobaczenia nad wodą!1 punkt
-
1 punkt
-
Wczoraj godzina 16 melduję się nad Odrą nie daleko zimowiska Barek. Nastawiałem się na sandacza. Miałem dwa brania i jedno udało się zaciąć równe 80 cm trafia na brzeg. Próbowałem z opadu na różne przynęty, jednak dwa brania dało jednostajne prowadzenie. Oba brania na 12 cm gumy od westina na 10 g główkach. Największą aktywność ryb zaobserwowałem między godziną 16:30 a 17:30 poźniej woda zamarła. Jeszcze kilka wypadów planuję w tym roku, może uda się trafić coś fajnego;-)1 punkt
-
2020-11-03 Odra Przez kilka dni otrzymywałem wiadomości o fajnych połowach. U mnie niestety nie było różowo. Coś się działo, ale gdy siadło na kiju to małe, albo szybko spadło. Mimo że pogoda dla mnie bardzo łaskawa, to nie spodziewałem się rewelacji ze strony ryb. Zaglądając na meteogramy pogodowe tak właśnie pomyślałem. Z drugiej strony, gdzieś w głowie kołatała myśl, że nie raz wszystko przemawiało przeciw sukcesom. Jednak upór i konsekwencja potrafią wynagrodzić trud. Wybrałem się z myślą złowienia sandacza. Za dnia łowiłem na wszelkie silikonowe przynęty. Gramaturę jigów dobierałem najmniejszą, z jaką mogłem poprawnie kontrolować zestaw. Zaczynałem od 20 g i schodziłem po drodze na 17, 12, 10 i najmniej, jak się dało, to 7 g. Bezwietrzny dzień dawał szansę przy najmniejszej gramaturze zaobserwowanie opadu. Najdłużej łowiłem na "Kopyto" Relaxa. Mam duże zaufanie do tych gum. Mimo oferty wspaniałych silikonowych przynęt nie wyobrażam sobie nie zabrać ze sobą "Kopyt", gdy nastawiam się na sandacze. Żeby nie być uzależnionym od wąskiej grupy wabików, sięgam czasami do czegoś innego, czego jeszcze nie próbowałem. Starałem się wykonywać rzuty w miarę blisko, by mieć pełną kontrolę nad zestawem. Przy takich rzutach wyczułem kilka drobnych pstryknięć. Niestety nie dało się tego zamienić na rybę. Im dalej rzucałem, to opad się wydłużał, a zmiana na cięższe główki kończyła się zanikaniem tych delikatnych sygnałów. Wreszcie jest ryba. Skromnie ponad wymiar, ale bodziec w tym momencie był potrzebny. Do zmroku postanowiłem łowić na gumy a wieczorem woblerem. Liczyłem, że o zmierzchu drapieżniki podejdą za białorybem pod powierzchnię. Niestety było słabo. Czasami było tak, że nie wiadomo było, w które miejsce podrzucić, tak atakowały drapieżniki. Tym razem było prawie bez tych oznak. Kilka razy coś się zakręciło, jednak nie napawało to optymizmem. Brak optymizmu spowodował, że branie było mocnym zaskoczeniem. Humor bardzo się poprawił i na jakiś czas ból kręgosłupa poszedł w zapomnienie. Wobler Jaxona nie zawiódł. Kolejny raz potwierdził swoją łowność. Sporo czasu jeszcze do powrotu, to myślami powędrowałem, wręcz poszybowałem, ile to jeszcze się będzie działo. No tak, minęła godzina, minęła druga i nic. Zrezygnowałem z woblerów i wróciłem do silikonów. Główka 7 g i "Kopyto" miało zmienić, coś poradzić i przynieść wyniki. Wróciły delikatne trącenia. Zmieniałem miejsca o kilka metrów i kąt podawania gum. W dalszym ciągu starałem się oddawać krótkie rzuty. Lepsza kontrola i nadzieja na ryby penetrujące przybrzeżne tereny to była moja strategia na kończący się czas. Miałem jedno silniejsze łupnięcie i po kilkunastu minutach zmieniłem na gumę Savage Gear Pink. Ponownie podrzucam w miejsca pod różnym kątem i na tle rozświetlonych chmur obserwuję szczytówkę. Dostaję w końcu mocne uderzenie i szczęśliwie zacinam. Od samego początku wiem, że będzie niezła walka. Gdy zobaczyłem przewalające się cielsko ryby, pomyślałem, że mogę się spodziewać swojego rekordowego sandacza. Po chwili wiem, z czym mam do czynienia. Drugi odjazd, trzeci odjazd i znowu pod nogami. Tak było kilka razy. Jazda na ogonie też była. Szczupak pokazywał cały arsenał swoich sztuczek. Nawet przy brzegu układał się tak, by było jeszcze trudniej go podebrać. Jak by to powiedział w takiej sytuacji Brunner ze "Stawki większej niż życie"? Mam nadzieję, że kolejny łowca tego szczupaka, będzie się cieszył ze złowienia metrowego okazu. Tego życzę, bo niewiele brakuje, by ten wymiar osiągnął. 👊1 punkt