Poszedłem na sandacze i złowiłem sandacza. Wieczorem sprawdziłem pogodę i nie wytrzymałem. Decyzja zapadła. Jadę. Na zimowe warunki, jak dla mnie, było bardzo przyjemnie. Nad Odrę dotarłem przed godz. 7:00. Było jeszcze ciemno, bezwietrznie, z lekkim przymrozkiem. Wziąłem ze sobą małe pudełko z przynętami i na początek założyłem gumę Shad Teez na główce 6 g. Chciałem wykorzystać kilkanaście minut aktywności białorybu a przy okazji liczyłem na pojawienie się drapieżników. Jeżeli do ósmej nic nie złowię, to dopiero po dziesiątej jeszcze coś może się ruszyć, ale dzisiaj niestety będę musiał wcześniej zejść z wody. Kilkanaście rzutów i wiem, że łatwo nie będzie. Co chwilę muszę czyścić oblodzone przelotki i zdążyłem już jedno gniazdo plecionki rozplątać. Okazało się, że linka przymarzała na szpuli. Podczas rzutów, zamiast wysnuwać się swobodnie, zabierała dodatkowe zwoje, tworząc supły. Zacząłem skracać rzuty. Ryzyko złamania ostatniej nieuszkodzonej szczytówki w travelu było spore. Robiło się jeszcze chłodniej. Pojawiły się "placki" spływającej kry. Stojąca woda zamarzała.
Dobrze, że branie nastąpiło dość szybko i mogłem się cieszyć udaną spontaniczną wyprawą. Branie dość mocne. Szczytówka zasygnalizowała zdecydowanie i dodatkowo poczułem mocniejsze szarpnięcie przez blank. Walka była krótka. Pomiar dał 57 cm. Fajny poranek. Rozgrzałem się na dobre. Takie właśnie zakończenie sezonu sobie wymarzyłem.
pzdr., 👊