Gdy złożyłem już kij i wracałem do auta zacząłem się zastanawiać co ja w ogóle robię - ani to praktyczne, ani nawet nie do końca etyczne... no cóż, ale skuteczne.
Pomny ostatniego wyskoku nad Odrę po pracy na chybił trafił, dziś wiedząc, że będę miał podobną okazję - postanowiłem się lepiej przygotować. Zrezygnowałem z kija do 15g, zastępując go nieco solidniejszym, mały kołowrotek z cieniutką plecionką też poszedł w odstawkę. Jego miejsce zajął większy, z większym przełożeniem, a przede wszystkim mocniejszą plecionką. Fluo też zastąpiłem wolframem i tak uzbrojony wylądowałem nad rzeką - tym razem w okolicach Ścinawy.
Nie jestem z tym odcinkiem rzeki na bieżąco, ale miałem wrażenie, że woda jest wysoka, a przez to jeszcze szybsza, niż ją zapamiętałem. Postanowiłem obławiać spokojniejsze klatki w poszukiwaniu szczupaków. Po bezowocnym przeczesaniu kilku z nich, zauważyłem jakiś subtelny popłoch wśród narybku na skraju warkocza. Co prawda sprzęt nie był na subtelne ryby, ale tym razem byłem mądrzejszy i do plecaka wrzuciłem kilka pudełek z różnymi wabikami. Na końcu topornego zestawu zakładam małą srebrną obrotóweczkę Nr 1. Daleko to to nie lata, ale tam gdzie chciałem sięgam i od razu wyciągam bolenia - takiego z 15cm. Czyżby to on tak ganiał narybek? Następne zamieszanie zauważam na końcu tej samej klatki. Dwa rzuty i tym razem ledwo wymiarowy klenik. Skoro biorą takie "rybska", to może jednak wypadałoby chociaż zdjąć ten wolfram, bo słabo to wygląda i nawet ja bez polaroidów widzę go w wodzie przed obrotówką. Przepraszam więc fluo i od razu czuję się lepiej. Niestety ryby chyba tego nie zauważyły, a może właśnie zauważyły, bo kolejna godzina mija na niczym. Wracam więc w stronę samochodu obławiając praktycznie jeszcze raz te same miejsca ale "subtelniejszym zestawem" i w przeciwną stronę. W ostatniej klatce, na jej środku był kawałek spokojnej wody między prądami. To tam właśnie doczekałem się fajnego łupnięcia. Od razu wiedziałem, że to będzie dzisiejsze PB, ale nie spodziewałem się leszcza, choć nie ukrywam, że w trakcie holu, miałem taki przebłysk, ale szybko go wyparłem 😀
Wracając do wstępu - lubię czasami po skończeniu łowienia przysiąść na chwilę, popatrzeć na wodę i niekoniecznie analizować swoje wędkowanie, ale czasami zwyczajnie pomyśleć, albo i nie. Dziś zacząłem się właśnie zastanawiać co ja właściwie robię. W ciągu lata maksymalnie wyszczuplałem swój sprzęt i mówiąc szczerze nie łowiłem nic. Wystarczył jeden przypadkowy szczupak, bym dziś wybrał się właśnie na nie z dobranym pod nie zestawem i zamiast nich złowiłem 15cm bolusia, niewiele większego klenika i leszcza. W każdej chwili mogłem wrócić do samochodu i wziąć lżejszy zestaw, ale zwyczajnie mi się nie chciało. Pesel, czy lenistwo... a może po prostu wchodzę w etap, kiedy człowiek woli pobyć nad wodą w ciszy i spokoju nawet za cenę dodatkowego brania, niż biegać jak kot z pęcherzem po brzegu i co chwila zmieniać kije? Chyba tak 😊