Nie było co wstawiać. Ciężko ostatnio. W niedzielę były zawody spinningowe i na 33 zawodników złowiono jednego bolenia, dwa klenie, dwa szczupaki i około pięćdziesięciu okoni. Wychodzi średnia po niecałe dwa okonie na głowę. Zawody były w rejonach, po których się często poruszam. Dwa lata wcześniej było 54 osób. Wyniki niby lepsze, ale więcej startujących i średnia wychodziła podobna.Gdy się ktoś dokładniej przyjrzy rezultatom, to może pomyśleć, że tam nie powinno się organizować zawodów.
To teraz coś o październiku. Obserwuję Odrę i nie dowierzam. Nie pamiętam takiego sezonu, gdzie rzeka jest taka cicha. Praktycznie trwa to cały sezon. Może gdzieś indziej wygląda to inaczej? Tam, gdzie ja się kręcę, można mówić o martwicy. Gdzie te przedwieczorne 15 minut boleniowych ataków? Gdzie te nocne gonitwy sandaczy za drobnicą? O kleniach nie wspomnę, bo powierzchniowe zbiórki obserwuję tylko gdzieś na środku rzeki. To nie znaczy, że ryby gdzieś całkiem wymiotło. Są, tylko coś ten sezon taki dziwny. Październik udało się skromnie otworzyć kilkoma gatunkami. Na sam początek skoncentrowałem się na sandaczach. Pojechałem w nocy i zaliczyłem dwa na lekko obciążone gumy. A dwa spady na woblery.
To było w sobotę w nocy. W niedzielę zaliczyłem komplet zer. A w poniedziałek wziąłem lżejszą wędkę, kilka kleniowych woblerków, gumek i przypony do bocznego troka. Gdy zajechałem nad wodę, było po 17:00. Pierwsze branie zaliczyłem po dwudziestu minutach. Na Instyncta4 złowiłem okonia. Po dziesięciu minutach mam mocne branie i nie wiem, co mam. Trzepie jak okoń, ale coś wydaje się, że za duże na okonia z tego miejsca. W końcu go widzę i miałem cichą nadzieję, że dołożę choćby centymetr do swojej tabeli. Niestety zabrakło trochę i taki oto pasiasty rozbójnik (33cm) wrócił do wody siać postrach wśród drobnicy.
Były też inne, mniejsze okonie, też na Instyncta i na łamanego swojaka.
Próbowałem zmieniać woblery i szukałem tego najskuteczniejszego. Największą rybą dnia okazał się szczupak. Branie jak na szczupaka przystało, było miękkie i początkowo nie byłem pewien, z czym mam zamiar się zmagać.
Nie miałem zamiaru dłużej zostać. Specjalnie nie brałem cieplejszego polaru, aby szybciej zejść z wody. Ale co miałem zrobić, gdy jest taka ciepła noc? Żal. Zakładam nocnego łamanego "duszka" i po cichu liczę na klenia lub jazia. Nie minęło kilkanaście minut i sprawdziło się. Delikatne przytrzymanie i wędka wygięła się ponownie. Pochlapało się to coś i stawiałem na 99%, że to będzie jaź.
Ten biały, mocno już sfatygowany łamaniec pływa przy powierzchni. Właściwie smuży. Nie da się go zanurzyć w leniwym nurcie. W pewnych sytuacjach jest niezastąpiony.
Wcześniej jeszcze miałem bolenia na Instyncta. Po kilku bezrybnych dniach w końcu zrobiło się ciekawie. Oby tak pozostało na dłużej.
👊