Tak jak wczoraj pisałem dzisiaj wyskoczyłem z bratem na łowisko gdzie nie byliśmy od sierpnia..
Ja wędkowałem od około 09:15 do 13:15, a brat został do tej pory bo dojechał do niego jeszcze nasz znajomy..
Około 10 mam branie na kopyto relaxa 4 cale na 12,5 g główce i ryba obcina ogon w gumie.. Zmieniam przynętę na węgorza od Savage gear w tych samych kolorach oraz na tej samej główce, kilka rzutów i mocne branie na prowadzonego jednostajnie tuż nad dnem węgorza..
Wołam brata, ale ten był dość daleko więc podebrałem rybę sam. Miarka pokazuje 87 cm, kilka fotek i ryba wraca do wody
Godzinę później znów mam branie na tą samą przynętę, brat podbiera rybę szybkie mierzenie kilka fotek i do wody.. Ryba ma 79 cm
Rzucamy jeszcze chwilę w tym samym miejscu i postanawiam przejść kawałek dalej, nie zdążyłem dojść do kolejnej miejscówki a brat woła że ma rybę.. Robię mu parę zdjęć szybkie mierzenie i do wody. Miarka pokazała 81 cm, ryba strasznie chuda dawno nie widziałem takiego wyścigowca
Ja przez kolejne dwie godziny nie mam już żadnego kontaktu, brat tuż przed moim odjazdem wyjmuje rybę pod 60 cm i ma wyjście ryby grubo ponad 90 cm jak nie metr do jerka lecz ta finalnie nie uderza tylko zawija się pod nogami.. MASAKRA
Życzę każdemu takiego weekendu jak mieliśmy z bratem po prostu nie do wiary jak drapieżniki się u nas odpaliły..
Dziś już nie wędkuję, ale jutro jest plan na popołudniowo-wieczorne wiślane podchody