Skocz do zawartości
tokarex pontony

Ranking

  1. jaceen

    jaceen

    Redaktor


    • Punkty

      11

    • Liczba zawartości

      5 357


  2. Elast93

    Elast93

    Użytkownik


    • Punkty

      5

    • Liczba zawartości

      2 857


  3. MarianoItaliano85

    MarianoItaliano85

    Użytkownik


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      168


  4. tomek1

    tomek1

    Administrator


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      10 657


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 19.07.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Czy 13 musi być pechowe? Kolejna wyprawa za sumem z wielkimi nadziejami. Zapowiadane upały nie zostawiały wątpliwości, że na ryby będę wybierał się tylko w nocy. Dotarło do mnie kilka nowych powierzchniowych przynęt i będzie okazja je testować. Niemal zachwycony jestem z Whopper Ploppera River2 Sea 13 cm/39 g. W porównaniu do mniejszych braci w.ploppera ten góruje przynajmniej o klasę. Bezbłędnie startuje śmigło. Dźwięk jest niski i „głęboki”. Bardzo ładnie ustawia się podczas pauz. Mam nadzieję na dobre z nim wyniki. Noc z poniedziałku na wtorek jest już cieplejsza. Po kilku przegranych wyprawach, gdzie sumy nie trafiały w przynęty, postanowiłem postawić na sprawdzoną Cicadę 58 mm/12,5 g. Zdecydowanie wiedzie prym wśród moich sumowych zabawek. Część z nich nie ma w opisach, że są dedykowane sumom, ale ryby o tym nie wiedzą i dają się czasami zwieść. Nad wodą byłem po 22:00 i w planach było zostać do 2:00. Pierwsza godzina minęła z jednym kleniowym braniem. Chwilę miałem go na wędce, ale na takim sprzęcie często się spinają. Do północy mam pięć brań i tylko jednego pod 40 cm udaje się wyholować. Klenie są bardzo częstym przyłowem na crawlery, którymi łowię. W zasadzie to one podtrzymują mnie na duchu w poszukiwaniu sumów. Gdy mija kilka dni bez kontaktu z tą wielką rybą, to klenie wypełniają tę pustkę. Gdyby nie one, to prawdopodobnie zarzuciłbym to sumowe szaleństwo. Mijają dwie godziny. Doliczyłem się kolejnych pięć brań. Wszystkie wyglądały na kleniowe. Jedno okazało się niewielkim sumkiem pod 60 cm. Zadzwonił alarm. Czas zawijać się do domu. Nagle, około 10 m ode mnie jest „wodna bomba”. To był sum. O rany, znowu pudło. Jakaś klątwa mnie dopadła ostatnio. Kilka brań już nietrafionych. Można z tego powodu popaść w załamanie. Ryzykuję i zostaję godzinę dłużej. Przynętą ciągle jest cicada. Dziesięć brań to nie jest mało. Najwięcej w tym sezonie. Postanowiłem zmienić troszeczkę sposób prowadzenia. Do tej pory rzucałem cicadą niewiele powyżej swojego stanowiska i z leniwym nurtem sprowadzałem do siebie po szerokim wachlarzu. Teraz rzuty wykonywałem poniżej siebie pod kątem 45° i jeszcze wolniej wprowadzałem crawlera w taniec na wodzie. Mija 2:30 i łubudu! Wędka w ręku mi faluje, ale nie czuję szarpnięcia. Trwa to ułamki sekundy i nie wytrzymałem, zacinam. Crawler wylatuje w powietrze i już po wszystkim. Gdybym nie spanikował, to może by powtórzył? Tak kilka razy się zdarzyło. Tej nocy, to było dwunaste branie. Zbliża się nieuchronnie godzina powrotu. Mam jeszcze piętnaście minut łowienia i zostaje w zapasie trzydzieści na powolny powrót do autobusu. Teraz się uśmiecham na myśl, która mi zaświtała w głowie. Podobna sytuacja była, gdy złowiłem swojego największego wąsa. Wziął tuż przed trzecią i już nie zdążyłem na ostatni nocny autobus. Musiałem zostać do dziennej komunikacji. Ale nie narzekam. To była ciekawa akcja. Gdyby teraz było branie, to już trzynaste tej nocy. Mało prawdopodobne. Dochodzi godz. 2:45. Zaglądam częściej na zegarek. Może się jednak powoli zbierać do drogi? A może jeszcze kręci się ten sum w pobliżu? Nie ukłuł się, to jest szansa, że nie odpłynął. Nie zdążyłem skończyć tej myśli, gdy około kilkunastu metrów od mojego stanowiska jest niezbyt głośne ”klop” w miejscu tańczącego crawlera. Poczułem lekkie szarpnięcie. Nastąpił bezwarunkowy odruch i wygarnąłem wędką za siebie, czując nagły betonowy opór. Zaczęło się. W pierwszym momencie nastąpił odjazd na kilka metrów. Zatrzymał się i dał podciągnąć. O, to może jakaś metrówka? Szybko się uporam i na jednej nodze spokojnie zdążę na autobus. Jak ja się myliłem. Znowu się zaczęło. Szybkie susy pod nurt uświadomiły mnie, że metrowy sum by mi tego nie robił. Spoglądam na szpulę, ile zostało plecionki. Dochodzi do połowy zapasu. Jeszcze chwilę poczekam i najwyżej przejdziemy się na spacer. Z tym nie będzie problemu. Wolę mieć hamulec trochę luźniejszy i korygować ręką. Tak właśnie robię teraz. Czas go zatrzymać. Nieoczekiwanie wystrzelił ogonem w powietrze. Co się dzieje? Bark pracuje, jakby był na testerze amortyzatorów. Chwila niepewności mija i zaczynam powoli kontrolować sytuację. Zaczęło się pompowanie. Cała walka trwała około dziesięciu minut. Najtrudniejsze zadanie dopiero mnie czekało. Gdy już go zobaczyłem w całości, to oceniłem na 200 cm. Chyba nie dam rady. Cicada wpięta lekko z boku szczęki. Jest miejsce na rękę. Gdy nie dam rady, to będę starał się wypiąć ją w wodzie. Prawą ręką zagarnąłem grubą wiązkę trawy, jakbym chciał rżnąć sierpem. Szarpnąłem dla sprawdzenia, czy mnie nie zawiedzie podczas poślizgu z nabrzeża. Lewą klepnąłem suma kilka razy w czoło i za trzecim razem udało się złapać go za dolną szczękę. Nogą znalazłem jeden jedyny kamień wbity w miękki brzeg. Zaparłem się nogą, ścisnąłem mocniej trawy i lewą rękę na szczęce. Raz, dwa, trzy i hop! Do połowy jakoś poszło. Ogon jeszcze w wodzie a mi zaczyna w ręce brakować mocy. Dla faceta o posturze XS to spore wyzwanie. Wszystko oceniam błyskawicznie. Cały czas mam z tyłu głowy ostatni odjeżdżający autobus. Już po wszystkim. Wąsal leży i strzela oczkami jakby chciał powiedzieć: - Stary, daj spokój, zrób sobie zdjęcie i wracamy każdy do swojego domu. Tak właśnie postąpiłem. Szybka seria zdjęć z samowyzwalacza, obowiązkowe mierzenie i sum wraca do wody. To już trzecie PB w tym sezonie. Ryby rosną u mnie w tym roku jak inflacja. Co będzie dalej? Miara pokazała na nierównym terenie trochę ponad 180 cm. Podczas holu obserwowałem bacznie zachowanie nowej wędki. Łowię w dość komfortowych warunkach i mogę sobie pozwolić na sprzęt dość delikatny, jak na podchody na sumy. DAM Yagi 269/12-42 g sprawił się dobrze. Nieźle współpracuje pod crawlerami i to jest drugi sum, na jakim przeszła test. Klenie niestety dalej odpadają. Nie da się pogodzić wszystkiego i mam tego świadomość. Myślałem, że te dolne cw 12 g będzie sprzyjało na hol z większą amortyzacją ryb o mniejszej masie. Nic z tego. Za to dokładnie jest tak, jak opisywana jest ta seria wędek z cw powyżej 42 g. Można je przeciążać dość znacznie. Moc też wyczuwa się podczas holu na więcej niż na sucho. Przez jakiś czas wędka zostanie ze mną i jeszcze będę chciał ją sprawdzić na kilku rybach. Oby tylko szczęście mnie nie opuściło, bo mam jeszcze kilka woblerów do testowania. pzdr., jaceen👊
    10 punktów
  2. Gratulacje @jaceen ja mam pecha do tych większych wąsów z wód stojących, a te na rzece mnie za każdym razem przewożą i przecierają plecionkę lub zrywają zestawy.. Ja wczoraj zaliczyłem pół nocki z nastawieniem na węgorze, wyczaiłem sobie nową miejscówkę więc trzeba było sprawdzić.. Wędkowałem od około 20:00 do 01:30 w nocy, do zmroku złowiłem kilka płoci leszczyków i okoni do 25cm.. Ale gdy zrobiło się ciemno podeszły mi węgorze, złowiłem w sumie 4 sztuki 60-70 cm w nieco ponad 2 godziny.. Normalnie szok, to był jeden z lepszych węgorzowych wypadów w moim życiu Wrzucam tutaj jedno pamiątkowe foto a reszta leci do GP : PS. Dzisiaj robię powtórkę tym razem z bratem
    5 punktów
  3. Jak już pisałem ten sezon podporządkowuję kleniom, a właściwie nawet nauce lowienia kleni. Dobrze, że mam wokoło siebie przeżyczliwych Kolegów, którzy potrafią mi wytłumaczyć co i jak, dodając od siebie nieco szydery, która miała za zadanie mnie zmobilizować. Założenie na ten sezon było niejedno. Nowa życiówka spinningowa jazia( udało się poprawić na 45cm), zakładając, że trafi się przyłów boleniowy również nowa życiówka(udało się podciągnąć do 69cm) No i czekanie na klenia min 45cm. Niejedno wyjście takich ryb widzialem(jedna ryba, która nie trafiła mi smużaka była oceniana przez wprawnego łowcę kleni na około 60-65cm (ryba wyskoczyła nad wodę), to na zawodach rozwiązało mi się fluo po braniu ryby +/- 55cm, to operacja przez którą byłem wyłączony z wędkowania przez prawie 2.miesiące... cały czas coś... niedzielny wyjazd, gdzie czasu jak na lekarstwo było, był bez przekonania. Wytypowana miejscówka, kilka rzutów ale zero życia w wodzie... postanowiłem smużakiem dość mocno szarpać przy prowadzeniu. Jak przydzwonił i odjechał z nurtem to modliłem się zeby to jednak był kleń. Przy podbieraku na glos wypowiedziałem zdanie "Marcin nie sp***dol tego bo nikt Ci nie uwierzy"(wyjątkowo nie zabrałem kamerki). Ryba wcięta za jeden hak z kotwicy ale jest! Miarka pokazuje 50,5cm. Coś, co przed sezonem w ogóle nie było nawet w mojej głowie stało się rzeczywistością już w pierwszym sezonie kleniowania 💪🎣👌
    3 punkty
  4. @jaceen ryba i opis połowu klasa! Czułem jakbym był tam z Tobą.
    1 punkt
  5. I co?! Może jeszcze komarów nie ma?! 😉 Piątkowy wypad. Słabo. Tylko jedna spinningowa płoć, z tych mniejszych. Ale... to jest mój chyba drugi w życiu wypad, gdzie z przynętami byłem na+. Przy samym brzegu, zaczepionego o trawę wyłowiłem takiego o to Caperlana. Dzisiaj szybki wypad z chlebkiem na dryfującym zestawie spławikowym. Dwa brania i przyzwoity kleń na brzegu.
    1 punkt
  6. Nowy kolor Adusty Yajirobee sprawdza się:) Dobę wcześniej pięknie przywalił sum i kolejny raz branie na pusto. Następna wyprawa i trzy brania kleniowe. Jeden trafiony i miarka wskazała 51 cm. Jednostajne prowadzenie z "wachlarza" i atak kilka metrów poniżej mojego stanowiska. pzdr. 👊
    1 punkt
  7. Pierwsze dni w nowym miejscu zawsze są trudne, ale już wymacałem dobre miejsce na wieczorne łowy. Są i pierwsze fajniejsze ryby. Dorady i pierwszy w życiu rekinek psi. Właśnie przeczytałem, że w kraju 11 stopni. 😲 Ja siedzę o pierwszej w nocy w krótkich spodenkach i koszulce.
    1 punkt
  8. Ruszyłem wczoraj wieczorem na Odrzańską opaskę w Bobrownikach. Ok.21 doszedłem do wody. Lekkie zdziwienie że na opasce nikogo nie widzę. Maszeruje na sam koniec. Najpierw ze 20 minut obawiałem smużakami okolice rzecznego progu. Po cichu liczę że uaktywni się boleń ale słyszę raptem może ze dwa ataki. Mimo wszytko idę na sam koniec opaski, gdzie można obłowić zatoczkę i napływ ostrogi za opaska (któregos razu woda wręcz się gotowała tam od boleni, ale maluchów). No i znalazlem tam Bolenia, ale maluch, 36 cm. Ok. 22 cofam się kawałek wyżej i próbuje za Sandaczem. Po 15-20 minutach udaje się coś skusić. Po reakcji na kiju przypuszczam że to Sandacz. Niestety przy samych nogach się spina i odpływa. 20 minut później następne branie. Tym razem wszytko poszło idealnie i udało się wyciągnąć z wody bolenia 42 cm. Ćwiczyłem dalej gdzieś do 0:30, ale już nic nie wzięło.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.