U mnie wczoraj kolejne Wiślane wieczorno-nocne podejście..
Wędkowałem z kolegą i bratem od około 18:00 do 23:15. Brat łowił w innym miejscu niż ja i mój znajomy, poszedł kilkaset metrów niżej ale zakończył wypad bez ryby na brzegu. Kumpel który łowił dosłownie 50m ode mnie też nie doczekał się ani jednej ryby na brzegu chociaż brań kilka zaliczył..
Ja do zmroku łowiłem na lekko obławiając płytki szybki przelew z nadzieją na klenie. Jednego 35 cm udało się wyjąć i miałem jeszcze dwa kleniowe brania. Następnie w przeciągu może 10 minut wyjąłem 3 nieduże może 30-40 cm sandacze na kleniowego woblera..
Od zmroku już łowiłem mocniejszym zestawem i większymi woblerami..
Ok 21 spiąłem pod brzegiem szczupaka około 55-60 cm.. Dosłownie 15 minut później na sandaczowego kenarta zacinam bolenia, doholowałem go pod brzeg ryba może 60 cm więc stwierdziłem że podbiorę go ręką.. Skubany tak mi się wyśliznął że zaczepił drugą kotwicą woblera o zielsko i mi się wypiął
ok 22 mam kolejne branie na 8,5 cm sieka, rybę wcinam ale odjechała mi w dół rzeki w przelew i się spina.. Nie wiem sam co to nawet było, na pewno nie wąsaty.. Kilka rzutów później mam sandaczowe branie rybę zacinam i po paru sekundach spada..
Ok 22:30 mam kolejne branie na sieka, branie 100% sandaczowe lekkie puknięcie w woblera.. Rybę wcinam ale nie walczy jak sandacz, chwilę później podbieram grubego bolenia. Miarka pokazała 72 cm Przed 23 miałem jeszcze jednego sandacza na kiju i też mi się spiął..
To jakiego ja mam pecha w sierpniu, ile ryb mi się w dziwny sposób wypina to przechodzi ludzkie pojęcie.. Tylko wczoraj miałem w sumie 12 brań, 10 ryb na kiju a wyjąłem tylko 5..
Wrzucam jedno pamiątkowe szybkie foto bolenia z wczoraj :