Odgrzeję kolejnego kotleta, bo tu też łowiłem
To było jakieś 20-25 lat temu, więc sposób pisania nieco inny niż dziś, sprzęt nieco inny, zdjęcia też na pewno nie z komórki... w ogóle wszystko było inne. Mimo to, a może właśnie dlatego swoją relację pisaną zostawiam w oryginale, zdjęć też nie podkręcam, niech wszystko zostanie tak jak było
Przed 17-tą zajechaliśmy z bratem nad Zalew Nowy Witulin (Terebela). Szybkie pompowanie pontonu i wypływamy uzbrojeni w lekkie spinningi w poszukiwaniu okoni. Czyste niebo i niemal idealnie gładka powierzchnia wody nie wróżą zbytnich sukcesów. Po około godzinie kombinowania z kolorami paproszków, wreszcie udaje mi się zaciąć pierwszego okonia. Jest w świetnej formie i wspaniale walczy na delikatnym zestawie.
Jakieś pół godziny później trafia się drugi - jeszcze ładniejszy, więc jednak trafiłem w ich gust - podoba im się 3 cm kopytko Predatora na 1,5 gr. główce, prowadzone nierównym tempem tuż nad dnem. W pewnym momencie mam przytrzymanie, zacinam i od razu czuję na kiju coś większego. Ryba stanowczo odjeżdża na hamulcu. W pierwszej chwili myślę, że to szczupak, jednak szybko przekonuję się, że to coś innego. Ryba uparcie trzyma sie dna.
Zaczynamy zastanawiać się z bratem czy przypadkiem nie podpiąłem jakiegoś karpia, czy innej białej ryby. Niepewność trwa około 10 minut. Ręka zaczyna boleć, a ryba wciąż przyklejona do dna pływa w promieniu 30 metrów od pontonu. Wreszcie czuję jakby ryba na chwilę dała się nieznacznie oderwać od dna. W tej samej chwili na powierzchni wody pojawiają się bąbelki powietrza…Więc to sum! Zaraz jednak wraca do dna i dalej spokojnie robi szerokie koła wokół pontonu. Sytuacja zaczyna sie robić patowa. Ryba robi co chce, ja staram się tylko by cały czas była w ruchu. Nie chcę pozwolić jej na chwilę odpoczynku.
Gdy tylko czuję, że staje w miejscu od razu delikatnie próbuje podnieść ją do góry na co odpowiada kolejnym odjazdem. Po około 30 minutach widzę na żyłce ślady śluzu, a więc słabnie. Chcę go podnieść możliwie najbliżej powierzchni, by zobaczyć z kim mam do czynienia.
Wreszcie pod wodą zaczyna majaczyć biały kształt. Brat jest już gotowy do zrobienia fotki. Sum pokazuje się na powierzchni. Ręka zaczyna już porządnie boleć, co chwila przekładam kij z ręki do ręki, a sum jakby nabrał nowych sił. W międzyczasie na brzegu zbiera się spora grupka wędkarzy. Woda niesie ich rozmowy. Uśmiechamy się do siebie z bratem słysząc niektóre spekulacje dotyczące wielkości ryby. W ciągu kilku minut ryba rośnie z 5 do 20 kg. Nikt na brzegu nie wie jednak co to za ryba. W międzyczasie sum kilkakrotnie bąbelkuje. Teraz obrał nową taktykę - wolno lecz stanowczo kieruje się do brzegu, który jest wyłożony faszyną. Nie mogę do tego dopuścić, dlatego podkręcam co chwila hamulec do granic wytrzymałości. Po którymś z takich manewrów widzę, że sum podchodzi pod powierzchnię.
Spokojnie podprowadzam go do pontonu z myślą, że chwycę go za żuchwę. Niestety tuż przed pontonem zaciska pysk i daje susa pod ponton. Jesteśmy dosłownie kilka metrów od brzegu. Któryś z wędkarzy zgromadzonych na brzegu proponuje podbierak. Rozkłada go i wchodzi do wody podając rękojeścią w naszą stronę. Brat ostrożnie ustawia ponton w sposób umożliwiający sięgnięcie po niego. Na szczęście sum w tym czasie wypuszcza się daleko w kierunku środka zbiornika. Mamy już podbierak. Jeszcze kilka minut i udaje się po raz kolejny podnieść rybę do powierzchni. Wolno wynurza się niedaleko burty. Gdy jest w zasięgu podbieraka, podnoszę mu nieznacznie głowę, a brat szybkim ruchem zagarnia rybę do podbieraka. Udało się.
Spływamy do brzegu. Wszyscy oglądają rybę i sprzęt. Nie mogą uwierzyć, że udało się wyciągnąć suma na tak delikatny zestawik. Zbieram pierwsze gratulacje. Mierzymy rybę "komisyjnie". Ma równo 100 cm. Kilka pamiątkowych fotek i odnoszę rybę do wody. Mimo około godzinnej walki, odpływa w świetnej formie Za plecami słyszę, że ktoś zaczyna klaskać. Inny wędkarz podchodzi do mnie bliżej i mówi, że to był wspaniały hol.
Ten dzień z pewnością na długo zapamiętam.
Na koniec wypadałoby powiedzieć coś o moim sprzęcie:
Łowiłem starym kijem Mikado Magic Spin 300, uzbrojonym w stary kołowrotek Shimano Catana 2000R, na który była nawinięta też nie pierwszej świeżości żyłka York Exclusive o średnicy 0,14. Przynętą było wspomniane wcześniej 3 cm kopytko Mannsa uzbrojone w 1,5 gr główkę na haku nr 6 wyprodukowaną przez Trapera.
Dziękuję Bratu za cierpliwość, a także profesjonalną obsługę - zarówno aparatu jak i podbieraka