W tygodniu wypad na staw, przekrój gatunków duży. Dwie bardzo duże ryby niestety tym razem nie dały mi szans na spławikówce.
Po tym wypadzie w ostatni deszczowy dzień niestety zmokłem i zmarzłem i do tej pory męczy mnie przeziębienie i ambitne plany na długi weekend wzięły w łeb. Dziś jednak postanowiłem przez południe uderzyć chyba ostatni raz w tym roku na muchę. Skłoniły mnie do tego obiecujące odczyty wodomierzy. Ustabilizowana po deszczach, wysoka woda, dawno nie widziana latem. Z tyłu głowy miałem też dorzucenie pstrąga i lipienia do GP.
Żar leje się z nieba, plażowicze moczą się w rzece, no ale taka woda ... Początek z niezliczoną ilością małych kleników. Potem wreszcie pierwszy pstrąg.
Przenoszę się na fajną rynienkę gdzie woda bystro płynie, zupełnie jak nie latem. Katuję rynienkę dobre dwadzieścia minut nimfą. W tym czasie mam dwa bardzo delikatne puknięcia. Wtem zatrzymanie i zaczyna się jazda w silnym nurcie. Widzę że nimfa bez zadzioru siedzi w nożyczkach, powinno się udać. Po chwili zagarniam rybę podbierakiem. Miara pokazuje 47 cm. Ryba jest gruba i pięknie wybarwiona.
Zmęczoną przytrzymuję dłuższą chwilę w nurcie i wraca na swój rewir. Do 16 łowię jeszcze kilka pstrągów około miary. Całkiem nieźle jak na takie warunki. Niestety po powrocie do domu znów 38 stopni gorączki. Sumowe zrywki znów muszę odpuścić....