Skocz do zawartości
Dragon

Ranking

Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 17.05.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Trochę popadało i Odra na wodowskazie w Oławie, a więc jeszcze przed Wrocławiem, przybrała o 30 cm. Nie polecam obserwacji wodowskazu w Trestnie, bo ten pokazuje przeważnie w miarę stały stan, a zależy to chyba głównie od tego, ile wody puszczą kanałem powodziowym. Myślę, że robi się tak, żeby na pozostałych odnogach rzeki w mieście utrzymać w miarę równy poziom wody. Na przybraniową wodę miałem wytypowane trzy miejscówki, a że nie mogłem się zdecydować gdzie pojechać, postanowiłem odwiedzić wszystkie trzy. Na pierwszym miejscu, mimo ładnej, nieco podniesionej i żywo płynącej wody nic się nie działo. Postanowiłem przemieścić się dalej, na miejsce, w którym co prawda byłem już raz w tym roku, ale bez efektu. Teraz jednak, przy lekko podniesionej wodzie czułem, że spotkam tam klenie. I rzeczywiście, pierwszy rzut - dwa skubnięcia i za trzecim mocniejszym skubnięciem siedzi ryba. Kleń 43 cm. Myślę sobie jest dobrze. Drugi rzut i po chwili melduje się drugi klenio 41 cm. Oba silne i grubaśne. Myślę sobie - jest eldorado. Przesunąłem się trochę niżej i po kilku rzutach siada trzeci kleń, nawet większy niż poprzednie, ale spina się przy wyciąganiu go na brzeg. Narobił przy okazji hałasu i chyba tym spłoszył stado, bo brania się skończyły. Trochę jeszcze pozostałem na tej miejscówce, ale czas się już kończył, więc pojechałem jeszcze w trzecie zaplanowane miejsce. Tam niestety znów cisza, spokój i żadnych brań. Myślę sobie, że gdyby nie ta niżówka, co ostatnio cały czas panuje we Wrocławiu, to częściej można by było dobrze połowić.
    5 punktów
  2. We wtorek zrobiłem sobie przywitanie z Odrą po podlaskiej majówce. Nie byłem nad nią równo miesiąc, więc nie wiedząc co i jak przygotowałem się na wszystko. Klasycznie trzy pierwsze godziny z feederem. Woda skakała, więc co chwilę zmieniałem ciężar koszyków, a i tak na niewiele sie to zdało. Skutek trzech godzin to jeden "kwadratowy" krąp, który gdyby nie czerwonawe płetwy załapałby się do Ligi jako leszcz . Następne dwie godziny miały być na lekko za kleniem, żadnego nie uświadczyłem. Rzutem na taśmę oszukałem obrotówką na opasce fajnego bolenia, który bezwstydnie zaczął buszować w zalanych trawach. Wczoraj mądrzejszy o te doświadczenia i o lekturę na Forum, gdzie @andrutone pisał o miejscówkach na podniesioną wodę zmieniłem plan. Feedery zostały w samochodzie, miejscówkę też zmieniłem na wiosenną, bo jakoś w wyobraźni bardziej mi pasowała na wysoki stan. Tradycyjnie na takiej wodzie zaczynam od obrotówek. Długo nie dzieje sie nic, więc zaczynam kombinować ze sposobem prowadzenia. Przechodzę na sposób "jaziowy". Tak nazywam podawanie przynęty pod prąd i prowadzenie łukiem pod nogi i to w końcu skutkuje pierwszym kleniem, który chyba wypłoszył kolegów. Mam trochę czasu więc robię spacerek. Deszczyk co chwilę przypomina o sobie, a to w połączeniu z trawami do pasa i kamieniami na główkach sprawiło, że po około kilometrze przedzierania się przez ten busz, byłem przemoknięty do pasa, a na kolejnej główce zaliczyłem glebę. Spodnie mokre, plecy w błocie... zacząłem się czuć jak w swoim żywiole Dobrze, że ludzi tu nie było. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że plecak, który standardowo w moim przypadku bywa ostatnio dobrze objuczony jest jakiś lekki. Odruchowo co chwila macam plecy, by sprawdzić czy wszystko jest na miejscu i tym razem też było. Okazało sie jednak, że noga od mojego "spinningowego stołka" odkręciła się i gdzieś zniknęła. Złożyłem więc kij i starając sie iść po swoich śladach ruszyłem w drogę powrotną. Nogę znalazłem, ale z uwagi na fakt, że zrobiło sie późno, nie kontynuowałem już spaceru. Postanowiłem pokręcić się do zmroku tu gdzie zacząłem. Obrotówka nie działała. Sztuczne robaki też nie. Rybkopodobne woblerki, które robiły tu robotę kilka tygodni temu, tym razem też nie działały. Założyłem więc imitaję sporego żuka, a z uwagi na fakt, że chciałem łowić "jaziowo" z nurtem - wybrałem agresywnego z dużym sterem. Woblerka podawałem na godzinę 11tą, czasami na 10tą. Na 9tą to już się nie sprawdzało, bo ciężko było go ożywić. Dwa, trzy obroty szybkie, żeby wkręcił się na odpowiednią głebokość, a później prowadzenie takie, by mieć z nim kontakt i co chwilą wprowadzić w lekkie drżenie. Taki zagubiony, spływający z nurtem owad, próbujący się ratować (tak to sobie wyobrażałem). Podziałało. Branie dokładnie takie samo jak kilka godzin wcześniej na obrotówkę, czyli czujesz delikatne pstryknięcie i w tym samym momencie przestajesz czuć przynętę. Ten scenariusz powtórzył się chyba siedem razy w ciągu półtorej godziny. Dwa razy nie zaciąłem, bo tak ekwilibrystycznie ustawiałem szczytówkę, by maksymalnie wydłużyć "życie" woblera, że gdy trzeba było zaciąć ja waliłem kijem w trawę nie mając miejsca na zacięcie. Jeden walnął dosłownie pod nogami i spadł, kolejny zabrał mi woblera z całym przyponem fluo. Byłem w takim....kleniowym amoku, że nawet nie myślałem o tym, by uważać na węzeł, sprawdzać jego przydatność. Nagle wszystko sie skończyło. Zmieniałem żuki, zmieniałem prowadzenie, przeprosiłem obrotówki, a nawet silikonowe robaki - nic. Po prostu skończyły. Trochę po 21ej cały mokry i ubłocony (glębę zaliczyłem jeszcze dwa razy), ale szczęśliwy wróciłem do auta. Wypad skończył się 4 kleniami w podbieraku, jeden nawet złamał barierę 5 z przodu, co u mnie nie jest standardem więc wieczór był naprawdę udany.
    4 punkty
  3. Odra minimalnie u mnie w górę poszła, poziom taki, że na upatrzonej w zeszłym roku mini rafce wraunki optymalnie w mojej ocenie na klenia z muchą. Wczoraj więc powalczyłem trochę z muchami. Idąc do miejsca docelowego na 3 czy 4ech przelewach tylko dwa odprowadzenia woblerka, bez szczęścia. Na rafce udało się. Ale tylko jedna sztuka. Na Black zulu uczepił się kleń 44cm. Na pianki i goddarda tym razem bez szczęścia. Kawałek dalej na goddarda skusił się boleń 40cm. Wypad udany. W końcu na muchę w tym roku coś większego niż 30cm kleniki.
    3 punkty
  4. Wczoraj znowu szukałem okoni ale tych większych nie mogłem znaleźć. Wszystkie w okolicy 20 cm a tylko jeden zakwalifikował się do tabeli.
    3 punkty
  5. Ha, a ja wczoraj byłem na kleniach. Znaczy się, chciałem być na kleniach. Próbowałem na Odrzańskich przelewach mniej więcej od 19ej. Muchami i woblerkiem. Mucha na zero, wobler na zero (było jedno odprowadzenie). Przy sporej już szarówce, jeden z ostatnich rzutów na napływ mini rafki i potężny strzał zaraz po wpadnięcia woblerka do wody. Ryba nie mieści się do podbieraka, a ja notuje życiówkę bolenia.
    3 punkty
  6. Woda wciąż podniesiona, więc znów odwiedziłem tą miejscówkę. Scenariusz podobny. Szybko zaliczam trzy brania, a potem cisza. Na brzegu dwa klenie 43 i 37 cm.
    2 punkty
  7. wczoraj dotarło parę cukiereczków 😜 z firmy mfly lures , dwie muchy na szczupaka ( 16 cm. trzeba do tego podłączyc czebaruszke) + drobnica , wirujące ogonki i smigiełka , wszystko w gramaturze od 0,4 - 0,7 gr. śmigiełka , wirujące ogonki od 1,0 gr. do 2 gr. może miał ktoś okazję łapać tymi przynętami ? jestem bardzo ciekawy tych śmigiełek ( pod białoryb ) jeżeli uda mi się w tym tygodniu w końcu uzyskać duplikaty zezwoleń ( po kradzieży) to w niedzielę testy. pozdrawiam Wasyl
    2 punkty
  8. Dawno nikt nic nie pisał, właśnie odebrałem przed premierową książkę Marka Krajewskiego " Cyklop " z moim ulubionym bohaterem Edwardem Popielskim , w ramach kumulacji w sobotę idziemy z żoną do Capitolu na musical " Mock czarna burleska " na podstawie książek Krajewskiego ps. w lipcu wychodzi nowa książka A. Pilipiuka o przygodach kłusownika , bimbrownika i egzorcysty amatora czyli JAKUB WĘDROWYCZ w akcji tytuł to - Wojsławicka masakra kosą mechaniczną - mam całą serię tak że też zamówiłem 💪🤗
    2 punkty
  9. Wczoraj spining za okoniem i nic. Dzisiaj przystawka na małym dopływie i przez 5 godzin żadnego brania gdzie co roku trafiają się jazie i płocie. Teraz sam nie wiem na co jutro się się nastawić ale chyba będą okonie.
    2 punkty
  10. Leszcze są, mimo wysokiej specjalizacji, doskonałych przynęt i sprzętu u wędkarzy. Karpie są, płocie, klenie, szczupaki, sandacze i sumów też nie brakuje. Czy to nie dziwne, że nagle chłopom zachciało się wytępić w pień okonki? Bo przecież Wrocław nie stał dużymi okoniami. Mam inne doświadczenia i na swojej drodze spotykam w zasadzie dobrych wędkarzy i nie widzę w nich zła:)
    1 punkt
  11. W weekend wymęczony jeden okoń nadający się do tabeli. Całe 25 cm. Od czegoś trzeba zacząć 🙂
    1 punkt
  12. Wpadły mi w oko takie woblerki podczas buszowania po chińskich portalach. Długość 38 mm waga 2.6g Ciekawostką jest fakt że woblerki maja taką silikonową koszulkę pod którą można zassać wodę co dodatkowo zwiększy wagę przynęty i wydłuży rzuty. Wersja woblerka ze sterem i bez steru. Dodatkowo taki szerszeń 45 mm i 5.5 g też z silikonową koszulką na odwłoku. Woblerki nie były jeszcze nad wodą przez tą zrypaną pogodę , te małe widziałem na filmiku jak pracują , taka drobna ale wyraźna praca na boki.
    1 punkt
  13. Pozazdrościłem Marientemu bolenia i wieczorem pogalopowałem nad wodę po swojego. Niestety, czy to zmiana pogody, czy przynęty nie takie, czy w końcu umiejętności nie te, dość że bolka nie uwidziałem. Po zmianie miejscówki trafił się jedynie klenik pocieszenia (41 cm).
    1 punkt
  14. Na horyzoncie załamanie pogody, więc wczoraj szybka spontaniczna decyzja i już o 20:00 jestem na miejskim odcinku. Za dnia o dziwo aż sześciu spinningistów. Na szczęście jak przyszła noc zostałem tylko ja. Żmudne obławianie bankowej miejscówki zaowocowało pięknym kłapnięciem nocnego rozbójnika. Pierwszy w tym sezonie. Miałem jeszcze jeden spad ładnej ryby i klenia ok 35cm+.
    1 punkt
  15. Ostatnio wypatrzyłem w "chińskim markecie" na półce z akcesoriami i przynętami wędkarskimi ciekawy wynalazek, którego jeszcze nie znałem. W internecie można to znaleźć wpisując "bionic loach". Znacie takie przynęty? Ktoś używał?
    1 punkt
  16. Kolejna pozycja. Przelażała na półce dwa lata zanim wziąłem ją do ręki, ale jak już wziąłem to nie wypuściłem dopóki nie skończyłem. Opowieść o życiu wędkarza i ten wątek dominuje w tej książce. Jest też o rodzinie, przyjaźni i nostalgia za młodymi latami. Zaczyna się jeszcze przed IIWŚ, a kończy, gdy ulicami jeździły już Skody (wszystko dzieje się w Czechach, a właściwie w Czechosłowacji). Dla wędkarzy, którzy pamiętają czasy, gdy haczyk był na tyle cenny, że wchodziło się po niego do wody, by nie urwać, spławik robiło z korka i stosiny, a robaki się kopało, albo łapało nocą, a nie kupowało... może to być równie nostalgiczna podróż. Na zachętę kilka zdań z Epilogu: "...Kiedy czułem się lepiej, myślałem o tym co było w życiu najpiękniejsze. Nie myślałem o miłości, ani o swoich wędrówkach po świecie. Nie myślałem o nocnych lotach nad oceanem, ani o tym jak grałem w hokeja kanadyjskiego w praskiej Sparcie. Znów chadzałem nad potoki, rzeki, stawy i zapory. Uświadomiłem sobie, że to były najpiękniejsze chwile jakie przeżyłem. (...) Ciekawe było to, że wiele rzeczy z mojego życia zniknęło, ale ryby w nim pozostały. Były powiązane z przyrodą, w której nie podskakiwał po ulicy śmiesznie podrygujący tramwaj cywilizacji. Dziś już wiem, że wielu osobom nie chodzi w łowieniu tylko o ryby. Chcą po prostu pobyć sami jak w dawnych czasach, chcą jeszcze usłyszeć nawoływania ptaków i zwierzyny, chcą usłyszeć spadające jesienne liście. (...) I tak oto wreszcie dotarłem do tego najważniejszego słowa: wolność. Łowienie ryb to przede wszystkim wolność. Przemierzanie kilometrów w poszukiwaniu pstrągów, picie wody ze źródełek, bycie samotnym i wolnym choćby przez godzinę, przez dzień (...) To wędkarstwo nauczyło mnie cierpliwości, a wspomnienia pomagały mi żyć." Polecam
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.