Skocz do zawartości
Dragon

andrutone

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    841
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    60

Zawartość dodana przez andrutone

  1. Wczoraj i dziś krótkie poranne sesje nad Jeziorem Pilchowickim, w moich rodzinnych stronach. Bardzo dobre brania okonków, chociaż właściwie tylko między 8:00 a 9:00. W dwa poranki łącznie ponad 40 rybek, ale tylko cztery z nich miały ok. 20 cm, reszta mniejsza. Była też przy tym fajna przygoda. Jednego z tych okonków, metr od brzegu, coś chwyciło i nie chciało wypuścić. Obstawiałem oczywiście szczupaczka lub ewentualnie sandacza. Ryba murowała do dna i ostro kręciła młynki. Sięgałem już po podbierak, kiedy zobaczyłem, że to okoń i to taki koło czterdziestu centymetrów. Też musiał mnie zobaczyć, bo zaraz wypluł okonka i zwiał 😜
  2. W zeszłym roku postawiłem tezę, że krąp zdominował Odrę. Nie widziałem w tym nic dobrego, bo krąpik kojarzył mi się wyłącznie ze zdegradowanymi wodami. Jednak te krąpie, które złowiłem na spinning w zeszłym sezonie (a także już jednego w tym sezonie), jako przyłowy, to były całkiem sensowne ryby. Żartowałem w zeszłym roku, że czeka nas liga krąpiowa. Może to nam nie grozi, ale wydaje mi się, że przy zaniku drapieżników, całkiem do rzeczy wydaje się skupienie na białorybie. @jaceen ładnie to pokazał przy łowieniu wzdręg. Spróbuję następnym razem, może nawet dziś, dla odmiany, poszukać spinningowego krąpia. Mam dwie miejscówki na myśli. A krąpie koło czterdziestki to już naprawdę ładne ryby 😜
  3. A więc jednak sobie łowicie, tylko przez skromność się nie chwalicie...
  4. Hej. Jest tu kto? Czemu tak cichutko? Czy może idzie Wam tak jak mnie i nie ma co pisać? Właśnie pociągnąłem serię dziesięciu wyjść ze spinningiem nad wodę bez ryby. Raczej krótkie wypady nad Odrę i jej kanały w granicach miasta, na godzinę, góra dwie. Przeważnie wieczorną porą. Łowienie raczej grubsze, z nadzieją na bolenia lub sandacza. Raz wybrałem się na suma. I nic. Nawet konkretnego brania nie miałem. Na wodzie też cisza i spokój i nie ma jakiegoś punktu zaczepienia. Czy to jakaś ogólna tendencja, czy to tylko mi tak nie idzie?
  5. W nocy byłem na pierwszym wyjściu sumowym, chociaż krótkim. Liczyłem na przybór wody i że ożywi to rybska. Nie miałem żadnej akcji. Widziałem też tylko jedno "klaśnięcie" pod drugim brzegiem, ale za to takie, że fale doszły aż do mojego brzegu. I gdzieś z oddali było w międzyczasie słychać ze dwa, trzy razy jakieś łomoty. Będę jednak raczej czekał na lipiec, żeby się mocniej zaaangażować w takie łowienie. A na spotkanie jestem chętny, z tym że wolny weekend u mnie to dopiero ostatni czerwcowy. Najbliższe dwa będę miał zajęte. Chyba, że jakiś wieczór w tygodniu?
  6. Byłem drugiego, późnym wieczorem, na pierwszym wyjściu za sandaczem. Takie pierwsze koty za płoty 😉 Na razie zero, ale jestem dobrej myśli.
  7. Sumy są jeszcze zgrupowane tarłowo i raczej się ich teraz nie połowi. Po doświadczeniach z ostatnich dwóch sezonów zostawię sobie te emocje na lipiec i sierpień. Tymczasem też mam zamiar skupić się na złowieniu nocnego sandacza. Jeśli nie 1.06 to na pewno 2.06 ruszam do boju 😉
  8. Wczoraj wybrałem się nad wodę później niż zwykle. Dotarłem dopiero koło północy. Klenie jednak na mnie czekały 😉 Miałem ok. 7 brań. Trzy klenie 40+ w podbieraku 👊
  9. Nie chcę się wykłócać, bo co to zmieni, ale mimo wszystko będę nadal upatrywał w wędkarzach wszelkiego zła. I nie chodzi nawet o to, że zjedli te okonie. Prawdopodobnie kłucie i wyciąganie z wody bardziej szkodzi okoniom (i innym rybom), niż by chcieli to widzieć wędkarze C&R. Jeżdżę nad Oławą i Odrą do pracy, czasem spaceruję z psem. Widzę ilu wędkarzy jest nad wodą. Zmieniają się tylko na miejscówkach, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu i tak przez cały rok, bo nie ma już teraz, tak jak kiedyś, przerwy na jesienno-zimowe miesiące. Do tego są coraz lepsi w łowieniu, jak już wcześniej napisałem. Przecież sam jestem bardzo często na rybach. Żeby nie szukać daleko, to niektórzy koledzy z naszego forum, w zeszłym roku, trafiwszy nad małą rzeczkę na wschodzie Wrocławia, która była enklawą okonia, zgłaszali wyniki rzędu kilkudziesięciu okoni na wyjście. Czyli, że jednak są (były). Bo nie wiadomo jak jest teraz. Do tego dokładają się susza i niski stan wody przez cały rok, kormorany, zatrucia i powódź pewnie też, i wędkarsko jest to co jest. Każdy z nas przecież doskonale rozumie ideę tajnej miejscówki. A dlaczego? Bo nie jest to miejsce, które będzie darzyło rybami cały czas i każdego, jak fontanna obfitości. Jak tylko to miejsce przestanie być tajne, to zaraz inni "koledzy po kiju" sprawią, że ryby znikną w "tajemniczych okolicznościach", może w najlepszym wypadku tylko przepłoszone. Słyszeliście pewnie o łowieniu pstrągów w Patagonii, czy na Islandii. Jest ich tam ponoć tyle, że można łowić je dziesiątkami nie oddalając się prawie od namiotu. I czasem nawet nie ma tam takiej wielkiej rzeki jak Odra, z jej zatokami, kanałami i licznymi dopływami. Tylko, że jest pewna, łatwo zauważalna różnica, między tamtymi odległymi od cywilizacji miejscami, a centrum Wrocławia. Sorry, że przynudzam, ale takie jest moje zdanie i sobie ulżyłem wygłaszając je publicznie, sprowokowany Twoim pytaniem. Sam jestem tego ofiarą. Właściwie pozostaje nam jedynie cieszyć się tym, co jeszcze pozostało w rzece w rozsądnej ilości. Dla spinningistów to już właściwie jedynie klenie i wzdręgi - przecież ryby wcale nie "typowo" spiningowe.
  10. Woda wciąż podniesiona, więc znów odwiedziłem tą miejscówkę. Scenariusz podobny. Szybko zaliczam trzy brania, a potem cisza. Na brzegu dwa klenie 43 i 37 cm.
  11. Według mnie okonie stały się ofiarą ogromnej popularności Ultra Lighta i wysokiej specjalizacji wędkarzy w tej metodzie. No i licznych, doskonałych przynęt i sposobów ich podania - różne rigi, drop szoty i takie tam. A kiedyś to już nawet zapomniany teraz boczny trok to była wyklinana kilerska metoda.
  12. Trochę popadało i Odra na wodowskazie w Oławie, a więc jeszcze przed Wrocławiem, przybrała o 30 cm. Nie polecam obserwacji wodowskazu w Trestnie, bo ten pokazuje przeważnie w miarę stały stan, a zależy to chyba głównie od tego, ile wody puszczą kanałem powodziowym. Myślę, że robi się tak, żeby na pozostałych odnogach rzeki w mieście utrzymać w miarę równy poziom wody. Na przybraniową wodę miałem wytypowane trzy miejscówki, a że nie mogłem się zdecydować gdzie pojechać, postanowiłem odwiedzić wszystkie trzy. Na pierwszym miejscu, mimo ładnej, nieco podniesionej i żywo płynącej wody nic się nie działo. Postanowiłem przemieścić się dalej, na miejsce, w którym co prawda byłem już raz w tym roku, ale bez efektu. Teraz jednak, przy lekko podniesionej wodzie czułem, że spotkam tam klenie. I rzeczywiście, pierwszy rzut - dwa skubnięcia i za trzecim mocniejszym skubnięciem siedzi ryba. Kleń 43 cm. Myślę sobie jest dobrze. Drugi rzut i po chwili melduje się drugi klenio 41 cm. Oba silne i grubaśne. Myślę sobie - jest eldorado. Przesunąłem się trochę niżej i po kilku rzutach siada trzeci kleń, nawet większy niż poprzednie, ale spina się przy wyciąganiu go na brzeg. Narobił przy okazji hałasu i chyba tym spłoszył stado, bo brania się skończyły. Trochę jeszcze pozostałem na tej miejscówce, ale czas się już kończył, więc pojechałem jeszcze w trzecie zaplanowane miejsce. Tam niestety znów cisza, spokój i żadnych brań. Myślę sobie, że gdyby nie ta niżówka, co ostatnio cały czas panuje we Wrocławiu, to częściej można by było dobrze połowić.
  13. Pozazdrościłem Marientemu bolenia i wieczorem pogalopowałem nad wodę po swojego. Niestety, czy to zmiana pogody, czy przynęty nie takie, czy w końcu umiejętności nie te, dość że bolka nie uwidziałem. Po zmianie miejscówki trafił się jedynie klenik pocieszenia (41 cm).
  14. Już mam dwa wymiarowe na koncie w tym roku, a jeszcze sezon się nie zaczął. A kiedy bedzie już pora na sandacze, to znowu same maluchy będą siadać.
  15. Coś cichutko tu jak na maj. Nikt nic nie łowi? Próbuję wieczorami namierzyć aktywnego bolenia, ale coś nie mogę trafić. W zeszłym tygodniu udało się złowić jedynie klenika i przyłowić wymiarowego sandacza. W niedzielę próbowałem też z rana pomachać za szczupakiem na powodziowym, ale zupełnie bez kontaktu, nawet wzrokowego, z jakąkolwiek rybą. Potopiły się, czy co?
  16. Cześć. Za nami długi weekend majowy i początek sezonu szczupakowego. Szczęśliwie udało się w każdy dzień tego weekendu być na rybkach i chociaż szczególnych rewelacji nie było, to było sympatycznie i dwa nowe PB wpadły 😉 1 maja Długo wyczekiwane rozpoczęcie sezonu na prawdziwe drapieżniki. Kompletowany już od dwóch miesięcy sprzęt, nowe przynęty i duże nadzieje. Do tego zapowiadana dobra pogoda. Mimo, że tego dnia miałem w perspektywie rodzinny wyjazd na majówkę, postanowiłem z rana pojechać poza Wrocław, na upatrzoną pod szczupaki, stojącą wodę PZW. Nad wodą sporo ludzi, choć głównie stacjonarni, ale znalazłem dla siebie trochę miejsca. Już w pierwszym rzucie miałem okazję rozpocząć godnie sezon. Szczupak, na oko sześćdziesiątak, wyskoczył spod trzcin w momencie, gdy już wyciągałem z wody woblera. Narobił chlupotu, ale nie trafił. No to będzie eldorado, pomyślałem 😁 No, ale nie było. Udało mi się wypracować dwa szczupaczki poniżej czterdziestu i okonia. Na deser zaliczyłem PB. Takiej dużej i ciężkiej jeszcze nigdy nie wyciągnąłem, a kilka już się zdarzyło. Chwyciła za kotwicę i mocno trzymała. Co ciekawe trzymała też kawałek przyponu od zestawu karpiowego. Bardzo drapieżna 😁 2 maja Szybki wieczorny wypad na Zalew Wrzeszczyński, w miejsce gdzie wpływa do niego rzeka Bóbr. Celem miały być bolenie na przynęty powierzchniowe. Nie widziałem aktywności boleni i nic nie złowiłem, jednak miałem chwilę dużych emocji. Animowałem właśnie woblerka WTD, ściągając go w miarę szybko do siebie, gdy zauważyłem, że w ślad za woblerem podąża i wciąż wzbiera fala generowana przez dużą rybę. Im bliżej był woblerek, tym fala rosła, lecz gdy zostały już ostatnie dwa metry ryba zrezygnowała i zawinęła z powrotem. Został po niej tylko duży wir i trzęsące się ręce... 3 maja Zaplanowana od dawna wyprawa z moim ojcem i braćmi na pstrąga do Spindlerovego Mlyna. Pojechaliśmy typowo rekreacyjnie, aby uczcić urodziny mojego taty. W planie mieliśmy cztery godzinki łowienia na spinningi, a później jakiś dobry obiad w czeskiej knajpie. Na samym początku zaliczyliśmy potężną, ale krótką, burzę z ulewą. Na szczęście jeszcze nie zaczęliśmy wtedy łowić i przeczekaliśmy ją pod daszkiem. Później pięknie się wypogodziło i nad wodą zrobiło się wprost gorąco. Sporo ludzi tego dnia pływało na belly boat'ach, łowiąc na muchę i widzieliśmy, że co i rusz targali jakieś pstrągi. My z brzegu, na spinningi, mieliśmy problem żeby sięgnąć do ryb i skłonić je do brania. Ogólnie złowiliśmy trzy pstrągi i kilka spięliśmy, a do tego wpadło kilka okoni. Ja zaliczyłem cztery całkiem przyzwoite okonie. 4 maja Po powrocie do Wrocławia postanowiłem podsumować majówkę szybkim wypadem o zmierzchu nad Odrę. W planie miałem przetestowanie kilku zakupionych niedawno przynęt na bolenia. Znowu nie było widać żadnej boleniowej aktywności. Nic się nie działo, jednak dosłownie w ostatnim rzucie przydzwonił, tuż przy brzegu, niezły kabanik. Ale nie boleń 😉 Miarka pokazała 52 cm. Moje nowe PB 💪 To była dobra majówka. Było trochę przygód, było trochę emocji, będzie co wspominać 👊
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.