-
Liczba zawartości
575 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
117
Zawartość dodana przez moczykij
-
... moczykij Zgubiłem się nieco w kolejności zgłoszeń, więc dopisuję się jak powyżej
-
Teoretycznie używam trzech, w praktyce jeden jeździ w samochodzie, a dwa czekają w domu na specjalną okazję Te które czekają to kije Mikado ze zdjęcia. Oba do 35g, jeden 2,70 drugi 2,10. Można się zatem domyślić jakie było ich pierwotne przeznaczenie. Natomiast ten, który jeździ ze mną to kilkunastoletni już XT PRO 2,40 up 40. Nie wiem co w nim jest takiego, bo i cięższy od tych nowszych i nie tak "elektryczny" no i marka ogólnie rzecz ujmując mniej "popularna" (choć ten argument akurat na mnie nie działa) a mimo to najlepiej mi leży, a dodając do tego uniwersalną długość jest po prostu moim ulubionym. Swoje już razem przeszliśmy i to nad kilkoma dużymi polskimi rzekami, aczkolwiek muszę tu wspomnieć, że kotwicząc rok temu codziennie przez cały tydzień niemal od świtu do zmroku nad kilkumetrową rynną ciągnącą się wzdłuż kilku starych główek - Kamisori okazał się lepszym wyborem.
-
Większy - Westin Guma Shad Teez 7cm Dirty Harbor, mniejsze - SG Cannibal 6,8cm White & Black
-
Proszę o dopisanie okoni 32,24 i 22 cm
-
-
Grand Prix haczyk.pl- zgłoszenia II Tura
moczykij odpowiedział Marienty → na temat → Grand Prix 2020
- Gatunek ryby: okonie - Długość w cm: 24, 32 (zamiast 23 i 24) - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 14.10.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 14:19; 15:27 - Łowisko: Odra - Przynęta: SG Cannibal, Westin Shad Teez - Opis połowu: po deszczu, woda o metr wyższa niz wczoraj. -
Proszę o wybudzenie mojej rubryki i wpisanie okoni - 23,32,27,24,32,26 cm ☺️ Dziękuję.
-
Skoro na początku roku zadeklarowałem chęć uczestnictwa i w końcu coś złowiłem to też zgłoszę - chronologicznie 23,32,27,24,32,26 cm
-
Grand Prix haczyk.pl- zgłoszenia II Tura
moczykij odpowiedział Marienty → na temat → Grand Prix 2020
- Gatunek ryby: szczupak - Długość w cm: 77 - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 13.10.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 12:55 - Łowisko: Odra - Przynęta: Westin Shad Teez 7cm - Opis połowu: pochmurno, wiaterek, przed deszczem, Trafiłem na dobry moment, brania trwały niespełna 2h - wsześniej i później kompletna cisza. -
Grand Prix haczyk.pl- zgłoszenia II Tura
moczykij odpowiedział Marienty → na temat → Grand Prix 2020
- Gatunek ryby: okonie - Długość w cm: 23, 32, 27, 24, 32, 26 - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 13.10.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 12:22; 12:34; 12:41; 13:13; 14:05; 14:12 - Łowisko: Odra - Przynęta: Lunker City Shaker, SG Cannibal, Westin Shad Teez - Opis połowu: pochmurno, wiaterek, przed deszczem, Trafiłem na dobry moment, brania trwały niespełna 2h - wsześniej i później kompletna cisza. -
Od rana buro i ponuro. Poranna kawka z żonką, rozmowy o szkole, pracy, a w głowie już coś się roi. Niby miało padać, za oknem wszystko pozaciągane z każdej strony… ale nie pada. Może to ostatnie dni zwolnienia, wypadałoby to wykorzystać. Poza tym lekarz zalecał spacery, więc w sumie wypad nad wodę z pewnością wyszedłby mi na zdrowie. Sprawdzam jeszcze lokalną prognozę pogody. Póki co niby może padać, ale szanse niewielkie, rozpada się natomiast na dobre między 15 a 16tą. Jakbym zaraz pojechał to jeszcze bym zdążył „pospacerować” przed deszczem. Jadę. Zabieram też ze sobą psa, co ze względu na kleszcze nie zdarza się często. Pomyślałem, że ja się wyspaceruję, pies się wybiega, żonka nie będzie musiała wozić jej na pola w taką pogodę – wszyscy będą zadowoleni. Nad wodą ląduję przed 11tą i od razu wbijam na pewniaka w ulubioną miejscówkę. Może nie jest to wędkarski ideał, ale teraz mam inne priorytety. Tu mogę podejść blisko do wody, mam łatwy dostęp, mogę nawet usiąść w razie potrzeby, a i ryby się zdarzały czasami, więc nie jest źle. Widzę, że od ostatniego razu woda jeszcze bardziej poszła w górę. Zaczynam więc od pstrokacizny. Na pierwszy ogień idą LC Shaker z dużą ilością brokatu, potem małe rippery Relaxa, Keitechy, Shad Teezy, a gdy wszystko zawodzi nawet wahadłówki. Nic. Macham tak niemal 1,5 godziny i kompletnie nic się nie dzieje, nawet nie pstryknie. Siadam na trawie i daję odetchnąć plecom obserwując wodę. Po dłuższej chwili wstaję i chcę zacząć od nowa. A więc Lunker City – perłowy z brokatem. Pierwszy, drugi, trzeci rzut i nic, za czwartym coś go jednak zassało. Wyjmuję pierwszą rybkę – okonka 23 cm. Ufff, może wreszcie zaczną. Mieszam przynętami, kolorami, ciężarem główek i po kilkunastu minutach następne branie. Ooo ten już fajnie walczy. Na brzegu ląduje okonek 30+. Plecy znowu zaczynają boleć, więc dalej łowię kucając. Minął może kwadrans i znów mam okonka – prawie 30. Coraz bardziej mi się to podoba. Do deszczu zostały jeszcze dwie godzinki, więc walczę dalej. Cały czas zmieniam przynęty – pomyślałem sobie, że skoro nie zmieniam miejsc, to przynajmniej regularnie będę zmieniał przynęty, żeby co chwilę zaskoczyć potencjalnie bytujące tu ryby czymś nowym. Gdy na agrafce był akurat Shad Teez poczułem niesamowicie mocne uderzenie. W pierwszej chwili pomyślałem, że to będzie medalowy okoń. Po chwili jednak zrozumiałem, że to nie ten gatunek. Luzuję hamulec, a nawet wstaję z kucek, bo zapowiada się ciekawie. Najbardziej martwi mnie ten wolframik do 2 kg. Jeszcze godzinę temu kląłem pod nosem, gdy kolejny okonek odbił mi się od gumy, że nie wziąłem okoniowego kija z żyłeczką. Teraz z kolei zacząłem myśleć co mnie podkusiło z tą cieniutką plecionką i jeszcze cieńszym przyponikiem. Weź tu człowieku bądź mądry i ogarnij wszystko jednym zestawem. W mojej głowie biły się takie myśli, podczas gdy na końcu zestawu pięknie walczył …. chyba szczupak. Teoretycznie robił co chciał, w praktyce oznaczało to że hasał po zalanych przybrzeżnych trawach, zbierał plecionką pływające gałązki, a ja tylko w skrajnych przypadkach delikatnie przytrzymywałem szpulę palcem. Po kilku minutach się wyhasał i w miarę grzecznie dał się podebrać ręką. Piękna, gruba niemal osiemdziesiątka. Opstrykałem z każdej strony, z trudem odczepiłem przynętę zakręconą kilka razy w nożycach pyska i odniosłem rybę do wody. Poczułem się spełniony, a plecy poczuły że tym holem trochę przegiąłem. Siadam na tyłku i składam kij. Siedzę jeszcze z kwadrans rozkoszując się zdjęciami i wspomnieniami samego holu. Jesień jest jednak cudowna. Wokół przepięknie, nad samą wodą cicho, a pod nią naprawdę zaczyna się dziać. Plecy odpuszczają więc można wracać do samochodu. Przeszedłem parę kroków i coś mnie tknęło – a wrócę i rzucę jeszcze kilka razy – w końcu planowałem „pospacerować” do deszczu, a póki co nic nie pada. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Z kilku rzutów zrobiła się ponad godzina. Co prawda rzucałem już mniej, więcej za to siedziałem i obmyślałem gdzie i czym rzucę, ale w tym czasie dołowiłem jeszcze 3 okonki. Około 14:30 brania całkowicie ustały, około 15-ej zaczęło kropić. Tym razem chyba na to czekałem. To był pretekst, by już skończyć i dać odpocząć obolałym plecom. Kocham to nasze hobby!
-
Grand Prix haczyk.pl- zgłoszenia II Tura
moczykij odpowiedział Marienty → na temat → Grand Prix 2020
- Gatunek ryby: leszcz - Długość w cm: 56 - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 07.10.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 11:30 - Łowisko: Odra - Przynęta: SG Cannibal 6,8 White&Black - Opis połowu: https://haczyk.pl/forum/topic/59117-jak-dziś-było-na-rybach-październik/?tab=comments#comment-344052 -
Wychodząc z rehabilitacji poczułem niedosyt. Na ogół schodziłem na parking słaniając sie na nogach, cały obolały i zniechęcony do dalszej aktywności fizycznej. Dziś, mimo że rehabilitanci ci sami, ćwiczenia i zabiegi też juz przeze mnie oklepane, to jednak niemal zbiegłem po schodach. Wsiadłem do auta. We wstecznym lusterku zobaczyłem kawałek Dragonika, który zalega na tylnej kanapie... od dawna. Coś zaczęło nieśmiało chodzić po głowie. Ale zaraz, zaraz... na forach i innych mediach społecznościowych trąbią od kilku dni że na Odrze stan niemal powodziowy, że woda brudna, że kupa traw i gałęzi ... a ryby się pochowały. Ja w tym czasie w dresiku, w którym ćwiczę na tej rehabilitacji i do tego w krótkich adidaskach, a kalosze i wodery powyrzucałem z bagażnika jeszcze przed tym nieszczęsnym urlopem. Co robić? Jak przystało na „moczykija” na wszystko znalazłem wymówkę. Brodzić nie muszę, w ogóle nie musze wchodzić do wody, mam przecież 3 metrowego Moderate, więc ogarnę wszystko nawet zza zalanego brzegu. Z resztą jak pojadę to i tak cudów nie zrobię - rzucę parę razy jak to mam ostatnio w zwyczaju i obolały wrócę do domu. Odra niedaleko trzeba nad nią zajrzeć, żeby chociaż zobaczyć, czy rzeczywiście taka wysoka i nic się w niej nie dzieje. Zamiast w lewo do domu, skręciłem w prawo i po kwadransie byłem nad rzeką. Pierwsza główka - niewypał. Przerzucam w głowie kolejne, żeby cos skojarzyć, na którąś się zdecydować - przecież wszystkich nie obłowię. Wybieram jedną, która parę ryb mi dała. Jest do połowy zalana, ale przecież Moderate... Kij wystarczał akurat na tyle, by wystawać poza zalane krzaki. Na miejscu zapamiętanego niegdyś wypłycenia ze spokojniejszą wodą mam chyba skubnięcie. Poprawiam i znów dokładnie w tym samym miejscu skubnięcie, a nawet chyba przytrzymanie za koniec ogonka, bo kij dostał konwulsji. Znowu nic. Kolejne dwa, czy trzy rzuty bez kontaktu. Zmieniam Westin Shad Teez 9cm - Bass Orange, na bardziej agresywnego, bo woda rzeczywiście duża i bura. Wybór pada na takiego samego Fireflake. Obrzuciłem nim wszystko dookoła i nic. Znowu zmiana. Kiedyś zmiana przynęt była dla mnie konieczną stratą czasu – teraz rozkoszuję się tymi manewrami, bo mogę dać chwile odpocząć plecom. A więc może cos po środku? Niedawno trafiłem na ciekawe malowanie Shad Teeza pt. Pink Headlight – teraz on trafia na agrafkę. Niestety nie zmienia postaci rzeczy. Znowu grzebie w pudełku (z uwagi na stan zdrowia mocno odchudzonym) i nic mi nie przychodzi do głowy, więc wracam do tego, który zrobił na jakiejś rybie wrażenie. Pierwszy rzut w miejsce skubania i znowu drżenie szczytówki. Co jest? Taki maluch, że nie może zassać 9 cm gumki? Szukam czegoś mniejszego. Mam kilka Cannibali, tych najmniejszych i to najmniejszy kaliber jakim w tej chwili dysponuję. Może ze 2 cm mniejsze, ale główkę daje taka samą więc powinno być lepiej. Na pierwszy ogień Blue Pearl. Coś go chyba skubnęło, ale nie chce poprawić. Obrzucam jeszcze wypłycenie, ale tam też cisza. W międzyczasie wiatr ucichł, słońce też zaczęło się przebijać. Pora się chyba zbierać. Postanawiam dać rybkom jeszcze jedną szansę i niebieskiego Cannibala zamieniam na czarnego killera podlaskiego, czyli White And Black. Tzn. nie wiem czy to podlaski killer. Po prostu rok temu na wiosnę widziałem ten model u kilku osób spotkanych nad podlaskimi zbiornikami i tak go zapamiętałem. Rzut w okolice skubnięć (wypłycenia), gumeczka opada, zamykam kabłąk, ruch korbką i od razu drżenie. Nie zacinam w tempo, tylko ułamek sekundy później i … coś siedzi. Ryba idzie uparcie w lewo, potem w prawo… Raczej nie okoń. Może to szczupak? Profilaktycznie luzuję hamulec, bo plecionka cieniutka, wolframik jeszcze cieńszy, a dookoła gałęzie, trawy… Już widzę rybę, tylko jak ją wyjąć? Wszystko zalane, a ja w adidaskach i nie mam zamiaru wchodzić do wody, bo w tym stanie nie będę ryzykował, tym bardziej że pod wodą kompletnie nic nie widać. Na szczęście duża woda to dobry wyślizg i tym razem też zadziałał. Wreszcie złowiłem coś fajnego i od razu poczułem się lepiej. Spojrzałem na zegarek i niemal oniemiałem. Ostatnimi razy moje wędkowanie trwało 30-40 minut. Dziś zleciały prawie 3 godziny i nawet tego nie poczułem. Chyba zdrowieję.
-
Wiem, dawno nie zaglądałem na to Forum, jeszcze dawniej na nim nie pisałem. Teraz, gdy już piszę, to też robię to prawdopodobnie dla wielu z Was w sposób mało czytelny. Nie jest/ nie był to jednak mój wybór, ani moja decyzja. Nie umiem jeszcze o tym spokojnie mówić/pisać, więc tytułem wstępu posłużę się opisem i zacytuję za SORem: "Pacjent przyjęty z urazem klatki piersiowej i kręgosłupa doznanych w wyniku potrącenia przez samochód. Rozpoznano złamanie trzonów Th3 i Th4, złamanie wyrostków kolczystych Th4-Th10, złamanie żeber lewych VII-X z odmą opłucnową, krwiakiem opłucnej lewej i stłuczeniem płuca w wyniku wypadku rowerowego (został potrącony przez samochód)" Wracając jednak do tematu - wiem, że wciąż trwa kalendarzowe lato, ale od kilku dni czuję w powietrzu jesień. Nie tylko z resztą w powietrzu. Wystarczy spojrzeć na kąt pod jakim wpada światło przez okno do domu, wystarczy spojrzeć na roślinność za tymże oknem, albo jak ja ostatnio - przejść się lasem i nie usłyszeć kompletnie nic, by pojąć, że to już jesień. Ostatnio na tym właśnie "lesie" w okolicach miejsca zamieszkania sie skupiam. W cudzysłowiu go traktuję, bo nawet jak zaparkuję na jego skaju to spacerując około 2 km wyląduję na skraju przeciwnym. Jednak w aktualnym stanie i przy aktualnych możliwościach ten odcinek w zupełności zaspokaja wszystkie moje "przyrodniczo-wyprawowe" potrzeby. Wczoraj coś się zmieniło. Mimo, że była słoneczna pogoda z lekkim wiaterkiem to coś mi nie pasowało. Wyszedłem na zewnątrz, kilka razy głęboko odetchnąłem i poczułem to. Zapachniało jesienią i zatęskniłem za rzeką. Od wypadku minęło niemal 9 tygodni, powrót do pełni sił ma trwać około 24. Zdaję więc sobie doskonale sprawę w jakim jestem położeniu, na jakim etapie zdrowienia i co w tej chwili jestem w stanie zrobić, a czego nie zrobię na pewno. Jedną z rzeczy, które jeszcze dzień wcześniej należały do tych niemożliwych do zrealizowania był... samotny, czy może raczej samodzielny wyjazd na ryby. Tym razem poczułem taki zew natury, że byłem gotowy stawić czoła niemożliwemu. Pojechałem, a biorąc pod uwagę fakt, że w planie miałem (o ile w ogóle dojadę) jak najbardziej oszczędny tryb przemieszczania się i machania przedramieniem, musiałem sobie to wszystko dokładnie poukładać. Znalazłem więc miejsce, gdzie kiedyś widywałem się z okoniami, a jednoczesnie takie, gdzie mógłbym wygodnie usiąść na ziemi, co przy aktualnym, wysokim stanie Odry też nie było z góry możliwe do przewidzenia. Niemniej się udało takowe znaleźć. Pozycja spinningisty w wielkim skrócie wyglądała tak, że siedziałem na ziemi po turecku, zarzucałem przeważnie w kierunku otwartej wody (bo o precyzji póki co lepiej nie mówić), zamykałem kabłąk i czekając aż przynęta opadnie opierałem dolnik o udo i prowadziłem przynętę obracając korbką przy użyciu prawej ręki czyli przy użyciu mięśni (mniej poszkodowanej) strony ciała. Jakoś to nawet szło, choć po 2-3 rzutach, musiałem odpocząć, wyciągnąć się na trawie i popatrzeć w niebo. To z resztą też było miłe. Z czasem znalazłem inna wygodną pozycję w której między rzutami mogłem w miarę wygodnie obserwować wodę i planować co zrobię (gdzie rzucę) za chwilę. Cały mój pobyt na wodą trwał około 2 godzin, z czego zdecydowana większość czasu została spożytkowana na obserwację nieba, czy wody. Niemniej wreszcie poczułem coś czego nie czułem od miesięcy. Woda i przyroda wokół, w ręku kij a na jego końcu branie, a nawet dwa brania i dwa okonie w ręku! Mimo, że niewielkie to sprawiły mi w tej chwili więcej radości niz czterdziestaki rok temu o tej samej porze. Po prostu cieszę się, że ŻYJĘ - co wielu (w tym lekarzy) uznało za cud. P.S. Korzystając z okazji - może wykreślcie mnie z listy GP. Od początku drugiej tury i tak nie wędkowałem. Wczoraj był pierwszy raz, a widząc na co mnie stac łatwo przewidzieć, że prawdopodobnie nie zaistnieję czynnie w tej zabawie, więc po co mam się ciągnąć na końcu jako jedyny niepunktujący
-
- Gatunek ryby: szczupak - Długość w cm: 58 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 20.06.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 18:53 - Łowisko: Odra - Przynęta: Shad Teez - Opis połowu: lekki spinning, łowienie na skraju zalanych traw
-
- Gatunek ryby: płoć - Długość w cm: 35 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 20.06.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 18:43 - Łowisko: Odra - Przynęta: czerwony robak - Opis połowu: lekka spławikówka, łowienie na skraju zalanych traw
-
- Gatunek ryby: leszcz - Długość w cm: 44 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 20.06.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 16:19 - Łowisko: Odra - Przynęta: czerwony robak - Opis połowu: lekka spławikówka, łowienie na skraju zalanych traw
-
- Gatunek ryby: jaź - Długość w cm: 38 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 10.06.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 20:24 - Łowisko: wrocławski kanał - Przynęta: smużak - Opis połowu: opadająca woda, subtelna zbiórka.
-
Pomny wczorajszych doświadczeń (branie małego sumka na smużaka), postanowiłem nieco wzmocnić swój sprzęt na wieczór. Kij do 14g zamieniłem na taki do 20, plecionkę z 0,08 na 0,12, a fluorocarbon z 0,205, na 0,255. Teoretycznie więc najsłabszy punkt zestawu podkręciłem z 3,05kg na 4,60kg. Tak uzbrojony zameldowałem się nad wodą przed dwudziestą. Po jakimś czasie złowiłem pierwszego w tym roku jazika, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że zestaw jest ok, a grubszy zestaw nie przeszkadza rybom. Niestety później nie działo się nic. Woda od wczoraj opadła jakieś 10-15 cm. Zrobiło się rześko i cicho. Było fajnie, więc przed zmrokiem postanowiłem, że tym razem pobędę trochę dłużej. Wyszedłem z wody (łowiłem w woderach) i poszedłem do samochodu po czołówkę. Wróciłem, a gdy dalej nic nie interesowało się moimi smużakami, postanowiłem przejść na nieco większe przynęty z myślą o jakimś nocnym sandaczyku. Przerzuciłem kilka woblerków o długości +/- 7 cm, a gdy i one nie przyniosły wyników założyłem podobną wielkością lekką wahadłówkę. Branie nastąpiło jakieś 20m od brzegu. Po zacięciu usłyszałem plusk w miejscu gdzie spodziewałem się przynęty. Pierwszy odjazd niezbyt długi pod prąd. Dokręciłem hamulec i próbowałem lekko wyhamować rybę. Poczuła to i dopiero wtedy pokazała kto tu rządzi. Ekspresowy odjazd jakieś 30-40 metrów, potem lekkie wyhamowanie i te charakterystyczne walnięcia na kiju. Dopiero zrozumiałem z kim mam przyjemność. O dziwo ryba dała się zawrócić (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało). Ostrożnie podpompowałem ją na swoją wysokość – z nurtem jakoś to w miarę sprawnie szło. Niestety kiedy się zrównaliśmy sum obrał przeciwny kierunek i odjechał dobre 50m. Niestety trzymał się mojego brzegu, a ja stałem wśród zalanych traw w wodzie sięgającej 10cm poniżej końca woderów. Postanowiłem spróbować pójść za nim. Dobrze, że miałem tą czołówkę. Przechodziłem spokojnie uważając gdzie stawiam stopy z kijem wysoko nad głową, a sum niestety w tym czasie odpoczywał. Gdy w końcu jakieś 20m niżej znalazłem miejsce wydające się na dobre do ewentualnego podebrania, postanowiłem, że tu się z nim rozprawię. Wychyliłem się maksymalnie nad otwartą wodę, by nie pozwolić mu na zaplątanie plecionki w przybrzeżne trawy i zacząłem pompowanie. To była męka. Metr dla mnie, dwa dla niego i tak w nieskończoność. Po pewnym czasie dystans między nami tak się zwiększył, że musiałem porzucić to miejsce i szukać następnego – bliżej ryby. Ten manewr powtarzałem później jeszcze cztery razy. Gdy w końcu miałem rybę jak mi się wydawało blisko siebie i wychyliłem się żeby zobaczyć gdzie plecionka wchodzi do wody on dostał kolejnego kopa i znów odjechał na kilkanaście metrów, ale to już nie był ekspres. Zdałem sobie sprawę, że chyba światło tak go rozjuszyło, więc wyłączyłem czołówkę i tym razem zacząłem się przesuwać za rybą po omacku. Oczywiście zaraz nabrałem wody w wodery. Zszedłem kolejne kilkanaście metrów i stanąłem w kolejnym w miarę sensownym miejscu. Ręka bolała, nadgarstek dziwnie piekł… miałem dosyć. Naprawdę pierwszy raz w życiu przemknęło mi przez myśl, że ta walka nie ma sensu, że tym sprzętem nigdy nie wygram z taką rybą – miałem ochotę przeciąć plecionkę. Z drugiej strony cóż to by było za głupie zakończenie takiej przygody. Sum stał jakieś 20m poniżej mojego nowego stanowiska i wydawał się przyklejony do burty. Pompowałem go dosłownie centymetr po centymetrze. Bardzo powoli unosiłem kij i wybierałem luz, on odpowiadał równie powolnymi machnięciami łba, które też uruchamiały hamulec, ale miałem wrażenie, że skracamy dystans. W końcu zobaczyłem, że z wody wyjeżdża garść zielska i uświadomiłem sobie, że to mu być węzeł łączący plecionkę z fluorocarbonem. Chwilę po tym na powierzchni wody pokazały się wiry. Włączyłem czołówkę i zobaczyłem go wreszcie. Zabrzmi to dziwnie - wiem, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że ta ryba jest chyba większa ode mnie. On też mnie zobaczył i zareagował w sposób dla siebie charakterystyczny. To były chyba jego rezerwy mocy, ale wystarczyły. Zakotłowało się i poczułem luz. Nie wytrzymał najsłabszy punkt zestawu, czyli węzeł. Spojrzałem na zegarek była 23:48. Branie nastąpiło po 22ej. Hol życia i ryba życia, niestety tym razem bez happy endu. Nadgarstek boli mnie do tej pory.
-
- Gatunek ryby: kleń - Długość w cm: 37 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 09.06.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 20:49 - Łowisko: wrocławski kanał - Przynęta: smużak - Opis połowu: wysoka woda, agresywne branie przy brzegu. - Gatunek ryby: kleń - Długość w cm: 41 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 09.06.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 21:18 - Łowisko: wrocławski kanał - Przynęta: smużak - Opis połowu: wysoka woda, agresywne branie przy brzegu.
-
- Gatunek ryby: kleń - Długość w cm: 41 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 30.05.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 17:00 - Łowisko: rzeka Odra - Przynęta: Siek Bzyk (tonący) - Opis połowu: miejsce jak ostatnio - tym razem nie zbierały, ale były głębiej.
-
- Gatunek ryby: klenie - Długość w cm: 37, 33, 31 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 27.05.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 18:31, 19:55, 20:22 - Łowisko: rzeka Odra - Przynęta: Salmo Tiny - Opis połowu: trafiłem miejsce, gdzie rybki fajnie zbierały, inne owadopodobne były tylko odprowadzane, Tiny zadziałał.
-
Ooo, czyżby kolega z Koła w Smolcu?
-
Odgrzeję temat. Szukam miejsc, gdzie mógłbym zabierać syna na krótkie wypady, żeby się (mam nadzieję) "zaszczepił" wędkarstwem. Wczoraj wieczorem zajrzałem na tytułową wodę z lekką spławikóweczką. W promieniu rzutu 2g zestawem 2,5-3,0 metry wody, ale na dnie wszędzie roślinność. Są jakieś niewielkie gołe łaty, ale chyba nie takie, by się w nie wstrzeliwać gruntówką. Łowiłem nad tą roslinnością. Kilka kulek zanęty i nie trzeba było długo czekać. Płotki, krąpiki, małe leszczyki i wzdręgi. Złowiłem tych rybek kilkadziesiąt, ale wszystkie w wielkości jak na zdjęciach. Na kukurydzę brania słabe, delikatne, na kaszę manną spławik znikał momentalnie. Trochę głośno i spory ruch na brzegach, ale mimo wszystko to fajne miejsce, żeby zabrać młodego - tu bedzie mógł połowić i może sie wkręci Widać, że woda pilnowana - kontrolę miałem po godzinie łowienia.
-
- Gatunek ryby: boleń - Długość w cm: 53 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 21.05.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 17:03 - Łowisko: rzeka Odra - Przynęta: Gloog Hermes - Opis połowu: wydłubany z przybrzeżnych traw na prostym odcinku rzeki