W końcu udało mi się przełamać i wstać o 3 rano i wybrać się nam na ryby. Na miejscu byliśmy lekko po 4 z mega zaspanymi twarzami . Przygotowanie mieszanek zanęt, rozłożenie sprzętu oraz nęcenie miejscówek skończyliśmy po 5. Ryby w łowisko weszły efektywnie szybko, tak jak się spodziewaliśmy. Łowiliśmy na spławik w tym, że ja na metodę odległościową, a kolega tyczką. Efekt końcowy mówi sam za siebie i we dwójkę w 5h. łowienia mieliśmy 15,5-16kg. pięknych cert, płoci, jelców, leszczyków oraz krapików. Frajda była przednia, a zabawa mega. Pogoda była 100%owo na drapieżnika co wskazywało na częste ataki "krokodylów" oraz "rap" na ryby podczas holu do brzegu. Można sobie tylko wyobrazić jak krokodyl na oko 1,5-2kg. walczy na lekkiej matchówce oraz na tycze i wyczynia cuda nie do opisania. Na koniec kilka zdjęć z dzisiejszej wyprawy.
Zdjęcia kolegi za jego zgodą
Pierwsze zdjęcia, to kolega ze swoimi zdobyczami podczas dzisiejszego wędkowania
Ze względu, że ja swoje ryby ważyłem jako pierwszy i żeby ich długo nie męczyć zrobiłem zdjęcie tylko moim największym certom. Największa miała 36cm., a najmniejsza 33.
Na końcu pewien Pan, który łowił obok nas wpadł na pomysł, żeby nasze złowione ryby oddać w jego ręce "dla kotka", lecz gdy usłyszał, że my uznajemy zasadę C&R, to był mile zaskoczony i chyba pierwszy raz w życiu spotkał takich ludzi jak my co łowią dla sportu, a nie dla mięsa Także nasze ryby pływają dalej w wodzie całe i zdrowe