Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 27.07.2017 uwzględniając wszystkie działy
-
Drapieżniki na MASMIX. Od jakiegoś czasu w wolnych chwilach strugam powierzchniowe woblerki pod klenie i jazie. Jednak zauważyłem, że w „biżuterii” pod kontem drapieżników zaczęło robić się pustawo. Przyszedł, więc czas na zmianę.Trzeba działać zanim odpłyną ostatnie sprawdzone przynęty od rękodzielników i nie będzie, z czego czerpać wzorów. Wyciągnąłem z pudła woblery Spinnermana, J. Widła, Kreczmara, Gembale, Gloog i Jaxon. Obejrzałem je, sprawdziłem ich pracę i z dostępnych mi materiałów stworzyłem kilka woblerów na nocne wyprawy. Założenie było takie, że mają być pływające a praca powinna być w zakresie od zera do głębokości 1 metra. Pod konkretne łowiska. Prace trwały ponad tydzień. Dziennie poświęcałem kilkadziesiąt minut, ale każda warstwa lakieru potrzebowała spokojnego dobowego schnięcia. W końcu udało się je ustawić w prowizorycznym baseniku. Czekały kolejny tydzień na swoje pięć minut. Przez ten czas chodziłem koło nich, mlaskałem, podziwiałem i wychwalałem siebie, jaki to ze mnie spec od woblerów:) W duszy miałem świadomość, że mogę ponieść totalną porażkę. Może się okazać, że nie spojrzy na to nawet zabiedzony i mega głodny sandacz. I dlatego zwlekałem z ich wypróbowaniem w warunkach boju. Wtorek. Oglądam satelity z pogodą. Powinno do trzeciej wytrzymać. Dwa woblery przyozdobione złotkiem po Masmix-ie lądują w pudełku. W drodze nad wodę układam plan. Zaczynam na końcu siatki i obławiam opaskę do wlewu. Najdłużej zabawię w przewężeniu koryta. Zacznę od woblera 10cm i łowię do pierwszego brania. Później zmiana na następnego i tak aż na którymś zakończą się brania. Dobre, co? Ciekawe ile woblerów uda się zmienić? Może wystarczyło wziąć jednego?:) Jestem nad wodą. Stan się obniżył po ostatniej wizycie. Zakładam woblera i przy lampce sprawdzam, jak pracuje. Ten model nie zejdzie głębiej niż 15cm. Praktycznie smuży. To pobawimy się na wodzie po kolana. Przynajmniej przy zaczepie będę mógł go odzyskać. Po trzydziestu rzutach zaczynam tracić pewność siebie. Kolejne dwadzieścia i myśli kołatają, by zmienić jednak na fabrycznego i sprawdzonego. Przeorane jakieś 50m opaski i nagle po trzydziestu minutach następuje miękkie puknięcie. To nie było szarpnięcie linką przez nietoperza, które udawało się mi do tej pory ignorować. Błyskawicznie odpowiedziałem zacięciem. Poprawiłem jeszcze raz dla pewności. Jest opór i pulsujący ciężar daje znać, że wielkość ryby może wywołać „banana” na twarzy. Krótka walka i wiem, że mam na zestawie rybę, na którą się nastawiłem. O rany, ale się ucieszyłem! Mówię do niego, że – kolego masz szczęście, trafiłeś na mnie. Zrobię ci zdjęcie i wracasz do wody. Kusiło żeby zostać przy tym woblerze. Może jeszcze będą go gryzły inne sandacze? Oj! Kolego! A co z założonym planem? Nie ma rady. Zakładam ósemkę. Ten będzie schodził maksymalnie do metra. Przy wolnym prowadzeniu z uniesioną szczytówką dam radę zamieszać w górnych warstwach. Zmieniam miejsce, gdzie jest rynna. Przy jej obławianiu z wachlarza wobler daje znać pukaniem o kamienie, że jest na blacie. Podnoszę szczytówkę i zwalniam tempo. Przynęta idzie wyżej. I taka zabawa trwa kolejne 15-20min. Po jednym z takich manewrów przy jednoczesnym szukaniu Wielkiego Wozu na niebie następuje znowu znane szarpnięcie wędziskiem. Taki kop w łokieć. Niespotykanie skuteczny jestem tej nocy. Kwituję kopa swoim kopem i zaczyna się walka. Po pierwszej świecy wiem, że na końcu zestawu walczy szczupak. Kolejna świeca ( wszystkie przynęty w pudełku są z zagiętymi zadziorami) i ciekawe, czy utrzymam jegomościa i zdążę zrobić fotkę? Trzecia świeca. Zaciekle walczy. Raczej stoi na przegranej pozycji, bo w tym sezonie na każde nocne wyjście zakładam przypon wolframowy. Sam nie wierzę. Tak szybko woblery się sprawdziły? Przyjemne uczucie, gdy wszystko jest po myśli. Szczupak też niczego sobie. Nie taka „szwedzka mamuśka”, ale polski nad wymiar. Kolejny wobler, po którego sięgam, jest ze stajni Gloog. Duży i pękaty Kalipso lata między nietoperzami i bombarduje środek rzeki. Bomba, wachlarz i ściąganie. Bomba, wachlarz i sciąganie. Zaczynam przysypiać. I po którejś „bombie” następuje natychmiastowy atak w woblera. Niestety tym razem się nie udało. Zmieniam na Longusa firmy Jaxon. Krótki wachlarz. Tak mi te woblery najlepiej się sprawdzają. Wtedy mam najlepszą kontrolę nad ich pracą. Prawie, jak łowienie na krótką nimfę przez muszkarzy. Może długą? A licho wie, ważne, że sposób się sprawdza. Do trzeciej jeszcze czterdzieści minut. Nie ruszam się, więc z miejsca i dokładnie metr po metrze czeszę wodę. PUK! JEST! Szczytówka wariuje a ja zdziwiony, bo branie porządne a ryba chyba niezbyt duża. Po sekundach okazuje się, że to kleń. I mam trzeci gatunek na trzeciego woblera tej nocy. Zaczyna padać. Nie czekam do trzeciej. Zwijam sprzęt i wracam. Mordka się cieszy, bo wypad udany. Teraz trzeba wysmarować Masmix i kupić nowe pudełko. Będzie sreberko i powstanie nowy wobler do testów. Pzdr. PS10 punktów
-
4 punkty
-
4 punkty
-
Jak Jacolan wystartuje, to pierwszy stanę w kolejkę do rejestracji. W końcu byłaby okazja go pogrążyć Ale wieści się rozchodzą, że Ślęza go wykończyła. Ot, tak kończą krótkodystansowcy;) Ja łowię na "urvisy":)2 punkty
-
Jacek, nie bądź taki, idź na mistrza. Bede Ci przypony prostował,,wodę podawał i w głebsze miejsca na barana wezmę ale wystartuj 😆!2 punkty
-
Szczupaki czasami potrafią wystrzelić z wody i zrobić tzw. świecę. Jak wyżej kolega wspomniał, szczupak przy wyskoku próbuje pozbyć się niewygodnego gościa z pyska i trzęsie energicznie głową. Pierwszy raz przydarzyło się mi takie widowisko trzykrotnie podczas jednego holu.2 punkty
-
Odra. Dzisiaj 3h męczarni z #8 i streamerem 10cm w celu dorwania szczupłego. Niestety skusił się tylko jeden ładnie ubarwiony pasiak.2 punkty
-
Wyszedłem wczoraj znowu na wieczorno-nocne połowy. Odcinek miejski ale w innym miejscu niż ostatnio. Większy komfort łowienia bo oddalenie wody od ścieżki rowerowej i ławeczek większe a dodatkowo mniej "lansowy" dla młodocianych. Do zmroku jeden klenik pod 30 cm i zerwana wirówka . Po zapadnięciu zmroku cisza na wodzie zapanowała totalna, nawet małego chlapnięcia, tak jak bym spiningował na łące lub krytym basenie. Nie widać najmniejszych oznak życia w wodzie. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało a wędkuję już 30 lat. Zawsze coś tam się spławiło, jakaś ryba chlapnęła się w wodzie a tu nic przez 2 godziny tak stałem i rzucałem i .......martwa woda, nawet oczka na powierzchni nie było. Totalne zaciemnienie pomimo miejskiego rejonu. Zerwałem za to fajnego woblera w typie sandaczowym. Zwinąłem się i o 23.30 pojechałem do domu. Jako że mieszkam po drugiej stronie Wisłoka niż łowiłem podjechałem do oświetlonego mostu i widok wody skłonił mnie do rozłożenia wędki na nowo woda żyła i widać było cały czas oznaki żerowania. Kilka puknięć w małe wobki, klenik prawie 30 cm tez do ręki wpadł i nagle zaczęły się ataki drapieżników. Z częstotliwością 1-2 minutowa i dokładnością jak by miały zegarek podpływały 2-3 ryby i na przestrzeni około 20 metrów atakowały żerującą drobnicę. Atak zawsze z prądem , było widać nadchodzącą pod powierzchnią rybę bo robiła się fala i albo ściganie drobnicy albo ze dwa trzy wirki gdzie nastąpił atak i rozprysk. Następnie bezgłośnie i bez śladowo musiały zawracać pod prąd i po chwili sytuacja się powtarzała. Siedziałem i rzucałem tam do 1.30 i nie złowiłem nic rzucanie pod prąd i uciekanie woblerem przed rybą, rzucanie z prądem i podprowadzanie go pod atakującą rybę , rzucanie w przewidywany punkt ataku, rzucanie w już widoczne miejsce ataku i nic , kompletne zero. Nawet przypadkowego podczepienia. Nie wiem co to za ryby były, nie jakieś okazy raczej takie do 50 cm, podobnie atakują bolenie ale bardziej widowiskowo, w dzień mógłbym podejrzewać okonie (może to oświetlenie wody sprawiało że to jednak okonie były ) , nie wiem czy akurat sandacze tak długo by żerowały i ciągle w ten sam sposób. Całkowite ignorowanie przynęty sugerowało by jednak bolenie, nie wiem już sam. Nie byłem zbytnio widoczny, kucałem za kępką trzcin, siedziałem na betonowej opasce blisko , stawałem kilka metrów od rejonu ataków i rzucałem z daleka, nie złowiłem nic przez 2 godziny. Zwinąłem kija i pojechałem do domu a ryby wciąż atakowały. Pewnie to nie był mój dzień2 punkty
-
Witam! W tym roku odczuwam pewien niepokój ponieważ mamy już po połowie maja a miejsce zlotu pozostaje tajemnicą . Mam nadzieję że Tomek ma plan i zlot się odbędzie.1 punkt
-
1 punkt
-
Jacek, na barana wezmę, to w japonkach pokonasz wszystkich. Korek izolacją sie owinie, płótnem ściernym 250 nazwę sie zetrze i napisze: "urvis" i już bedzie gittara.1 punkt
-
Będę uparty. Nie!!! :))) Jak ja bym wyglądał z wędką z Caperlana z wytartym korkiem i gumowcami ze Stomilu? :))) A w nocy, to co innego;)1 punkt
-
dzieje się... oj dzieje....dziś mnie lokomotywy pokarały muszę żuków dokręcić1 punkt
-
Wydaje mi się, że to pionowe wyskoki nad wodę zwykle z szarpaniem pyska.1 punkt
-
Parę dni temu walczyłem z #7 i streamerami. Poległem:) Budek, jak będzie zaproszenie na nocne, to ja się piszę:)))1 punkt
-
Dzięki Na przestrzeni 10lat na forum już wspominałem o tym ale powtórzęNie jestem 100% wędkarzem "no kill",szanuję przyrodę i staram się jej nie szkodzić.Łowiąc kilka pięknych ryb zabieranie ich wszystkich uważam za idiotyzm,dlatego większość odpływa dalej.Sumy,szczupaki o te ryby jest u mnie naprawdę trudno,dlatego zabijanie ich sprawia że serce się kraje...Jeśli zaś widzę naprawdę rekordową rybę,zawsze zwracam jej wolność a to chyba daje największą radość.Zabranie z łowiska jednej ryby raz na naście,dziesiąt złowionych moim zdaniem to nie jest nic złego i takie jest moje zdanie którego nigdy nie bałem się powiedzieć.1 punkt
-
Byliśmy z kolegą trzy razy nad warszawską Wisłą i muszę Wam powiedzieć że chyba jest co raz lepiej. Pierwsze wyjście, rozpoczeliśmy rzucać spinningiem od 20:00, jakieś mniejsze drapieżniki ganiały pod powierzchnią wody białą rybkę, branie około 21:15 niestety.. spiął się jakiś okoń lub mały sandacz ewentualnie mały szczupaczek, ale grunt w tym że coś się działo Jeszcze oprócz brania były ze trzy bobry i z 6 dzików, na szczęście dziki nie okazały się agresywne w stosunku do nas. Dwa dni później to samo miejsce, kolega rzucał spinem 20min, trafił się sumik około 40cm Fotki zrobione, a sumik wrócił cały i zdrowy do wody. Trzeci wypad, start od godziny 5:00 po Praskiej stronie no i pierwsze spotkanie z naćpanymi młodymi, w kiepskim stylu wytatułowanymi młodzieńcami.. Z krwią na rękach, z bełkotliwą mową.. Na nasze szczęście poprosili tylko o papierosa i poszli sobie dalej.. (Bardzo zraziłem się do wyjść w niedzielny poranek w to miejsce...). Muzyka napierdzielała do 6:00 z drugiego brzegu, hałas i głośne rozmowy ludu niestety nie pozwoliły się zrelaksować i spokojnie posiedzieć nad wodą więc się przenieśliśmy w bardzie spokojne miejsce. Około godziny 9:00 branie szczupaka, pod wymiar, chwilę się z nim pobawiłem, a raczej on ze mną bo spiął mi się 1,5m od brzegu. Gdzieś musiałem popełnić błąd Oba brania które opisałem były na tą samą gumę, czyli rippera 7cm w kolorze zielony z brokatem. Pozdrawiam i życzę połamania kija!1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
ESSOX, opis wrażeń z Twojej wyprawy pasuje, jak ulał do każdego większego miasta. Mało się o tym wspomina, bo już "przywykliśmy" do takich klimatów. Każde wyjście po północy z wędką na wrocławskie bulwary, to dodatkowe emocje w stylu - czy wrócę do domu cały i zdrowy? Czy naćpana studencka młodzież pozwoli mi bez zaczepki na swobodne wędkowanie i czy stojąc w pobliżu któregoś z mostu uchronię się przed latającymi kubłami, butelkami a w najlepszym wypadku puszką od piwa? Mentalność społeczeństwa jest tragiczna. Traktują rzeki, jak kontenery na śmieci. To tak na marginesie. Główek w granicach Wrocławia nie uświadczysz. Dosłownie jest ich kilka i to już taki mniej miejski klimat. Myślę, że jak nie odpuścisz i poświęcisz kilka wypraw, może wydłużysz swój pobyt nad wodą, to i sukcesy zaczną się pojawiać. Pierwsze kroki poczyniłeś, to teraz powinno być tylko lepiej. O pewnych godzinach ryby potrafią pokazać swoją aktywność. Tym samym zdradzają swoje miejsca pobytu. Warto poświęcić kilka wypraw i odwiedzić kilka miejsc dla porównania. Sposób prowadzenia przynęt też ma wielkie znaczenie. Już trochę odkryłeś które i jak. Trzeba też mieć na uwadze, że przynęty większe mocno selekcjonują ilość brań. Ale jak coś przywali, to aż miło;)1 punkt
-
Ja się też wybrałem ze spinem wczoraj nad swój Wisłok. Zachęcony nocnymi relacjami z regionów wrocławskich zwłaszcza Po meczu Zagłębie - Śląsk wsiadłem na rower i po 10 minutach byłem nad wodą. Rzucałem do 23.45 Wybrałem odcinek miejski-bulwarowy bo blisko a że zaczęło się błyskać to zdążę do domu rowerem dojechać przed burzą . Na miejscu jak zawsze tłumy młodzieży gimnazjalno- studenckiej, alkohol pod każdą postacią spijany na każdej ławce, im robiło się ciemniej tym większa agresja wzajemna .......... wiadomo poziom procentowy we krwi wzrasta to i pamięć się poprawia i wcześniejsze krzywdy się przypominają ..........krzyki, śpiewy , drą japę z każdej strony, z przeciwległego brzegu słychać "przez Twe oczy zielone ", ........zza pleców "ona czuje we mnie piniądz "..........dziewczyny się szarpią i kurwują, jakiś chłopaczyna ucieka przed 3 kolegami z którymi przed minutą jeszcze pił piwo a którzy teraz krzyczą jak go zabiją i ile czasu będzie umierał, .........co 10 minut przejeżdża radiowóz pilnując aby się jednak nie pozabijali, .........co chwilą jakiś "Puszkin" zgniata butem na asfalcie swoje znalezione skarby.......ja czujny jak ważka bo nie wiadomo czy po ciemku jakaś butelka nie wyląduje na głowie,........a w głowie kołacze się myśl ...........ale ty dupek jesteś , 270 zł płacisz za takie walory wędkarskie ...............ale woda jednak przyciąga , bo coś tam w niej jeszcze żyje . Woda płytka,, zarośnięta, typowy kanałek z wybetonowanymi brzegami, dobrze że chociaż wajchowy na zaporze się nie uaktywnił to i poziom stały i jest szansa na rybę. Różne przynęty były w użyciu, na sandaczowo-boleniowe nic nie uderzyło, najwięcej pracowały małe woblerki kleniowo-jaziowe. Sporo puknięć nie zaciętych, ale raczej drobnej ryby, wyciągnąłem jednego klenia jeszcze jak było jasno i 2 już całkiem po ciemku. Nawet nie mierzyłem bo takie na oko 25-30 cm. Wrocławiaki zazdroszczę wam tej Odry z dużą wodą i główkami , gdzie kleń ma odpowiedni wymiar 50+ a i sandacz z boleniem często się wiesza na końcu żyłki1 punkt
-
1 punkt
-
W tym roku na wakacje wybrałem się do Chorwacji. Początkowo planowałem pobawić się z muchówką w słonej wodzie i zapolować na Mahi-Mahi , które zapuszczają się w okolice Splitu. Ostatecznie jednak wylądowałem wyżej, bo na wyspie Krk, a tam niestety już ich się nie spotyka. Jako że inne morskie ryby mnie nie interesowały ogarnąłem wodę górską. Wybór padł na rzekę będącą jedocześnie granicą ze Słowenią - Kupa . Ruszyłem do miejscowości( oddalonej zaledwie 70km) Brod na Kupi, gdzie w lokalnej kawiarni kupiłem licencję za 21E. Licencja upoważniała do wędkowania na 3 rzekach : Kupa, Kupica, Curak. Szybko wskoczyłem w wodery i powędrowałem nad brzeg Kupy. Widok piękny. Woda kryształ. Rzeka spora, szeroka, miejscami bardzo głęboka. Z internetów wyczytałem, że to głownie woda nimfowa i raczej tak należy szukać ryby. Tak też zrobiłem i kurczowo trzymałem się tej metody. Szukałem rynien i orałem dno. Nimfy musiały być ciężkie, bo tylko 1 muszka dozwolona. Już w 2 rzucie miałem 1 rybę. Zaraz kolejną. Zaczęło się super! Po przejściu w dół rzeki szybko doszedłem do ujścia Kupicy. Była zdecydowanie mniejsza, bardziej "obrośnięta" i zacieniona, dlatego też tam się udałęm. Dość szybko mnie zauroczyła i na niej już pozostałem. Woda rewelacyjna. A ryby? Jak z bajki! Silne i pięknie ubarwione. I ta ILOŚĆ fajnego lipienia... A poniżej muszki na 14(mniejszych nie zakładałem), które najlepiej działały. Kupa i Kupica pyknięte. Polecam wodę, bo robi wrażenie. Obfituje w fajne ryby. Kilka 40 wyjąłem, sporo 30 dziabniętych. Na 100% jeszcze tam wrócę.1 punkt