Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 18.06.2018 uwzględniając wszystkie działy
-
Niedziela. Trochę musiałem poczekać, aby zaczęło się u mnie dziać. Gdy przyszła magiczna godzina trzeba było mocno ściskać wędkę. Brania wyrywające z butów. Jeszcze czegoś takiego z muchą nie miałem. Czasem jedno się trafiło. Tej nocy naliczyłem sześć. Dwie ryby "zgubiłem" w czasie holu, pod dwoma padł zestaw. Kolejne ryby szczęśliwie holuję pod nogi w rozmiarze ok. 53 i 42 cm. Przynęta baitfish, sprzęt #6.10 punktów
-
Obiecana relacja z wyjazdu do Hiszpanii zorganizowanej przez przewodnicywedkarscy.pl. Nasza ekipa spotyka się na lotnisku Chopina. Jest trochę czasu, więc obserwując duży ruch na lotnisku dyskutujemy o rybach. W samolocie pozytywne zaskoczenie. Sebastian zarezerwował świetne miejsca- z dużą ilością miejsca na nogi. Szybko się przydało, bo samolot został opóźniony o godzinę ze względu na zbyt duży tłok w powietrzu... Wreszcie ruszamy i po trzech godzinach lotu podchodzimy do lądowania w Barcelonie. Ale gdzie to lotnisko? Mgła jak w Londynie. Oprócz mgły, dużo chłodniej niż u nas! Idziemy wypożyczyć samochód i tu przykra niespodzianka. Nie zarezerwowaliśmy wcześniej a na miejscu cena dużo wyższa niż w internecie . Wreszcie pakujemy się i ruszamy w drogę ok. 280 km. Hiszpania wita nas ulewnym deszczem i silnym wiatrem. I tu od razu dobra rada. Lepiej skorzystać z transferu z bazy, bo ta nocna podróż była naprawdę męcząca- po całym dniu w podróży. Padamy w łóżka i dopiero rano rozglądamy się po bazie. Kwatera bardzo komfortowa. Całość w drewnie + klima, trzy sypialnie + duże pomieszczenie wspólne z wyposażoną kuchnią. Nie trzeba nic więcej. Na placu duży zapas łodzi, gotowych do zwodowania. Przystań- ze względu na duże wahania poziomu wody, nie ma mowy o podestach. Pogoda nie rozpieszcza, nadal zimno i silny wiatr, ale ruszamy spinningować. Podziwiamy piękno otoczenia. Człowiek czuje się jakby płynął wzdłuż obrazu. Docieramy do mostu znanego z dobrych efektów. Niestety tego dnia nie notujemy ryb. Ja zaliczam tylko jedno sandaczowe pstryknięcie. Po dwóch dniach prób ze spinningiem siadamy na karpiową zasiadkę. Nadal wieje solidnie. Wreszcie jest odjazd- Darek wyciąga karpia ok. 14 kg. Sprzęt uzupełniamy w świetnie wyposażonym sklepie w Caspe. Również artykuły spożywcze można kupić w miasteczku np. w markecie "Orangutan". Wieczorem z rezydentem bazy Adamem ruszamy na nocną zasiadkę sumową. Po drodze Adam proponuje- macie ochotę na czereśnie? Dzwoni do właściciela- kumpla Hiszpana i po chwili objadamy się czereśniami. Siadamy w przepięknym miejscu. Od kilku dni siedzi tu świetna ekipa z naszej bazy- mają już na koncie suma 180 cm i dwa mniejsze. Łowią też sporo karpi. Wędki ustawione. Nie czekamy długo i na mojej wędce gwałtowne branie! Niestety sum nie trafił dobrze. Nawet go nie poczułem... Niestety więcej brań u nas nie było. Koledzy obok zaliczają suma 130 cm. Adam mówi, że niestety sum jest na spóźnionym tarle, stąd słabe efekty. Kolegom karpie przestały brać. Wkrótce dowiedzieliśmy się dlaczego. Wiatr się uspokoił, słońce przygrzało a woda podniosła się do końca naszego pobytu o dobry metr. Zaczął się spektakl- tarło karpia. Na każdej płyciźnie kotłowały się cielska wielkich karpi. Wręcz można było ich dotknąć ręką. Niesamowity widok. Niestety dla nas oznaczało to wędkarską klapę. Mimo tego nadal próbujmy łowić. Siadamy na karpie i sumy. Wyprawa całodobowa wymaga kupy sprzętu. Nęcimy pelletem kupionym w Caspe. Można go nabyć również u Adama w bazie. Wreszcie i ja zaliczam rybę. Darek łowi dwie ładne płocie. Próbujemy jeszcze z Mrukusem dalekiej wyprawy w stronę Mequinenzy. Obławiamy przepiękne zatoczki. Między zatokami przelatujemy nawet nad głębiami 25-30 metrów! Robimy mnóstwo kilometrów, ale jedyne efekty to puste branie Marcina i mój okoń ok. 35 cm, który spiął się przy podbieraniu i nie zapozował. Tymczasem Darek siedzi tuż koło przystani i przez telefon mówi nam o jednym wyjętym karpiu i zerwanym sumie, który po braniu na karpiowym kiju, nie dał się zatrzymać i wszedł w zaczep. Dosiadam się wieczorem i łowię kolejnego karpia. W dzień wyjazdu notuję jeszcze jedną rybę. I już musimy się zwijać. Podsumowując. Baza- na najwyższym poziomie. Adam z tatą i żoną- zawsze pomocni, dostępni od rana do nocy. Adam- człowiek dusza o wielkiej wiedzy o rzece. Słuchaliśmy go z przyjemnością! Na miejscu basen, bar z lanym piwem, świeżymi bagietkami, napojami i dla chętnych- obiadami. Sprzęt wypożyczony w cenie wyjazdu spokojnie wystarcza. Każdy z nas dostał przyzwoity komplet na karpie, spinningi i sumy. Ilość sprzętu dostępnego w bazie jest imponująca. Jeżeli coś nie działa jak należy- zgłaszamy ekipie- natychmiast dostajemy nowy element ekwipunku. Łódki solidne i stabilne. Silniki wystarczające. Przy dwóch osobach na pokładzie łódka z silnikiem 10 KM staje w ślizgu i osiąga ok. 30 km/h. Echosondy z GPS. Paliwo dostępne w bazie. Ryby. To jedyny element, który nie dopisał tak jak liczyliśmy. Późna wiosna spowodowała, że tarło suma i karpia przesunęło się z marca na maj. Dodatkowo poziom wody był wyjątkowo wysoki. Stali bywalcy podkreślali, że o ryby jest bardzo trudno. Mało kto z naszej bazy był zadowolony z efektów. Mimo licznych prób nie udało nam się złowić sandacza. W całej bazie słyszeliśmy o jednym złowionym sandaczyku przez cały pobyt. W tym roku ponoć sandacze zupełnie nie współpracują. Mieliśmy dwa kontakty z sumem- bez sukcesu. W całej bazie przez tydzień złowiono 3-4 sumy. W ostatnich dniach ekipa stałych bywalców miała jeszcze dwa inne na kiju, ale nie udało się wygrać walki. Jeszcze raz potwierdziło się, że nie ma 100% pewnych łowisk. Podkreślają to stali bywalcy- jest równe prawdopodobieństwo połowić do oporu, jak i przeżyć wielkie rozczarowanie. Świetna przygoda, doskonałe towarzystwo- zarówno w naszej niewielkiej ekipie, jak i w całej bazie. Super ludzie, dużo się dowiedzieliśmy i nauczyliśmy. Być może będzie jeszcze okazja zawitać na Rio Ebro i wykorzystać te doświadczenia6 punktów
-
6 punktów
-
Miałem zdjęć już nie wrzucać, ale podobno czeka na mnie koszulka haka więc....ten tego do rzeczy Maj przeleciał praktycznie bez wędki. Połowa czerwca też bez rewelacji, ale powoli staram się wrócić i spędzać czas nad wodą jak na wędkarskiego narkusa przystało Na mojej miejscówce byłem w tym roku może z 5x. Jak już dojechałem to nie miałem szczęścia do wody.... do dnia dzisiejszego! Woda idealna! Taka jak lubię! Działo się bardzo dużo. Łowiłem tylko na upatrzonego zakładając suchary i mokre. Siadały klenie, jazie, a i płoć z 3 wyszła i zassałą suchara jak należy. Miałem szansę pobić PB w kleniu, ale niestety przegrałem walkę. Ryba spokojnie pod 6dych poszłaaaaaa 😤 Nauczyli mnie liczyć do 10 więc nie jestem wstanie napisać ile czego wyjąłem.... Jazie w przedziale 25-35 Klenie od 30-52 Na fotach największe kluski 526 punktów
-
Borys oczywiście że wielu wędkarzy odchodzi znad Bystrzycy o kiju, ale są takie dni..i to już doznałem parę razy że ryby tłuką we wszystko jak oszalałe, musi się zgrać oczywiście pora i miejsce, ale to nie rzadkie przypadki. Dzisiaj udało mi się wdepnąć pod wieczór na 3 godzinki na ukochaną Bystrzycę, pierwsza godzina to same skubnięcia i niezacięte niemrawe brania, lecz im bliżej nocy tym ryby stały się bardziej aktywne, kilka kleni poniżej 30, lecz jeden piękny 56 Wziął pod przeciwległym brzegiem i nawet mocno nie walczył....później zmieniałem miejsca i w obiecującym dołku uderzył duży szczupak, żyłka nie wytrzymała jego zębów.....szkoda bo poszedł z woblerem w paszczy. To była porażka nr 1 a za chwilę w następnej rynnie z szybszym nurtem wzięła brzana i chyba też była duża bo żyłka wytrzymała, lecz nie kotwiczka, na kiju było czuć naprawdę duży ciężar ryby...jakbym ciągnął konar drzewa. Dzień udany bo przy tak niskim poziomie wody to naprawdę cud coś złowić.2 punkty
-
2 punkty
-
Wczoraj miałem istny emocjonalny rollercoaster na pajkach. Wjeżdżam na starorzecza koło 18, szybka analiza poziomu wody i jazda. Jest pochmurnie i kropi, miła odmiana po 2 tygodniach lampy. Jerki lecą po kolei do wody, mety strasznie trudne przez wyrastające wszędzie zielsko, za chwilę większość z moich ulubionych "staruchów" zamknie swe wody aż do października. Po 20 minutach atom nie branie, kij leci z ręki, szybko się ogarniam i zaczyna się jazda. Po 5 minutach holu wiem, że mam na kiju rybę życia i nie mam jak jej podebrać. Szybka decyzja, rozbieram się i wchodzę do wody. Pajk wychodzi mi za linią gęstych grążeli na powierzchnię. Jest większy niż ta 105 z października, szybko odchodzi kolejny raz. Mam jakieś 1,5 metra gruntu, mokre gacie i koszulkę. Dalej nie wejdę i już wiem, że muszę go jakoś przeprowadzić przez te cholerne grążele. Podciągam go kolejny raz, jerk zapięty za tylną kotwiczkę, reszta wisi mu z pyska. Wóz albo przewóz, staram się go wyciągnąć na grążele, wolna kotwica łapie liść, a ten bydlak jakby tylko na to czekał, macha łbem i się wypina 😕 Jestem zdruzgotany. Cały upier....ny i mokry. Masakra. Po kwadransie ogarniania postanawiam wejść po 2 jerki zaczepione na kłodzie 3m od brzegu kilka wyjazdów temu. I tak jestem cały jak wyżej odczepiam oba, przebieram suchy dres i walcze dalej. Zakładam jednego z uratowanych killerów i w 25 min mam 7 brań i wyciągam 4 szczupaki w przedziale 53-65 cm. W momencie jak chmury koło 20 się rozchodzą i wychodzi słońce brania ustają, jak by ktoś nacisnął przycisk off. Biczuję do 21.30 bez efektu i się zwijam. Wnioski: tylko czekać na kolejny pochmurny dzień2 punkty
-
W sumie to rację masz. Rozpędziłem się..... Nie zjedzą Ci wszystkich łatwo to nie jest tam o rybkę! 😎1 punkt
-
1 punkt
-
Seledyn dopiero dokupiłem i jedna taka mucha została zjedzona. Kilka ukręciłem dokładnie takim zestawem. Na hak naciągnięty mylar, brzuszek perłowy i grzbiet fioletowy. W nocy częściej sięgam po troszeczkę "bogatsze" w dubbig. Nie jest to regułą, ale tak robię. Główki zalewam distalem dwuskładnikowym. Ten klej pod UV powinien się pokazać. Nie mam obecnie czym sprawdzić, ale tak przynajmniej było kiedyś. A macie jakieś namiary na klej jednoskładnikowy do zalewania z lampą, ale nie w kosmicznych cenach?1 punkt
-
Booryss gratulacje!!! Proszę Was chłopaki o jedno.....dawajcie zdjęcia trochę bardziej okrojone, po co mają męczyć ryby na tych pięknych miejscówkach wędkarze co nie posiadają zasady C&R, to mała rzeczka a ze zdjęc wszystko widać....z góry dzięki i pozdrawiam.1 punkt
-
Dwa tygodnie bez kontaktu z rybą z zębami spowodowały, że postanowiłem odreagować na łowisku Moszczanica. Z rana połowiłem pstrągów. Na zdjęciu czterdziestak złowiony na woblerka od Jacolana. Potem porzucałem trochę grubszym spinningiem. W pierwszych rzutach wyszedł mi pod nogami szczupak dobra osiemdziesiątka, ale nie trafił w gumę i nie zapozował. Potem usiadłem z feederami i od 9 do 12 mimo upału nałowiłem się ryb różnych gatunków.1 punkt
-
Wszyscy coś piszą to i ja coś szrajbne , co prawda nie ma czym się chwalić ale .... o 4 rano jestem na 1 barkach , sprzętowo jak na mnie grubo , specjalnie nie zabieram żadnych małych przynęt , cel jaki se obrałem to spenetrować płynącą odrę ( prawie nie płynie ) za dużo miejsca na rzucanie nie ma ponieważ sporo ludzi jest na nocce , ale moje wcześnie upatrzone miejsce jest wolne , drugi rzut Okonek , po chwili spinka szczupłego , co drugi rzut to okoń , wszystko fajnie ale wytrzymałem półtorej godziny ? teraz powinien polecieć stek bluzgów 👿 powód to muzyka jaka leciała na cały regulator od strony plaży na popowicach , miałem dość tego techno ( nie o takie klimaty mi chodziło o czwartej rano nad wodą ) co ciekawe przez ten czas pod nogami połykały mi dwa bobry ( albo głuche albo fani 😜) zjawiam się na " moich" śmieciach , na początku nic się nie dzieje dopiero jak doszedłem na " płynący " odcinek to pobawiłem się okoniami , nie za duże ale dużo , co ciekawe nawet te najmniejsze były zapięte za trzy groty ( finezji w tym nie było bo sprzętowo to pletka 0,18 , przypon wolfram , kołowrotek rozmiar 4000 , i kij raczej na szczupaka ) dzisiaj skupiłem się na spin madach ( od 8gr do 16gr. ) oraz gunki i kajtki nr 4 , zdecydowanie żelastwo dzisiaj wygrało1 punkt
-
W sobotę znalazła się luka czasowa to muchnołem kilka brzydali na większego rybola. Kolory agresywne ale takie miały być 😎1 punkt
-
Sobota wieczór co robić? Gdzie jechać? Pół miasta odcięte przez jakiś nocny półmaraton! Długo Jacena nie trzeba było namawiać aby sprawdzić co tam słychać nad Bystrzycą. Ja dobry rok albo więcej tam nie byłem. Bystrzyca okazała się dla mnie łaskawa. Pianki w jedynym słusznym kolorze i mokre dały kilka fajnych rybek. Mały okonek, 5 kleni, i jaziu pod 40 całkiem fajny wynik biorąc pod uwagę że Jacen ma na koncie jednego okonia😀 Kilka foto1 punkt
-
1 punkt
-
@Goliat - nie mogę zdradzić to tajemnica Hehe Dokładniej to on jest czarny z błękitno/zielonkawymi boczkami Na tym zdjęciu lepiej widać Użyłem takiego wynalazku To fragmenty mieniącej się, przezroczystej folii - nałożenie na różne kolory daje różne efekty. Na czarnym tle folia robi się niebieska/zielona, na jasnym blado różowa. Ale nie można za grubo tego nałożyć bo wyjdzie białe. Po nałożeniu lakieru i przeszlifowaniu nierówności delikatnie cieniuje granice czarną farbą (prawie suchym pędzlem). Zakupiłem to w empiku na stoisku z art do decoupage Naklejam jak materiał i folię alu - na klej polimerowy.1 punkt
-
W tym sezonie rzeka dla mnie jest łaskawa. Bardzo rzadko schodzę o kiju. Nie ma gigantów, ale na takie też się nie nastawiam. Najbardziej interesują mnie ryby w przedziale 40-60 cm. Powyżej tej skali, to pojedyncze przypadki w całym sezonie. Teraz warunki takie, że do własnych statystyk i analiz trzeba szybko dokumentować zdarzenie. W tym celu namalowałem znaczniki na wędce. Nie tracę czasu na szukanie miary i skracam czas. Czerwony lakier = 30cm, kolejne w kolorze złotym są malowane co 10 cm (40,50...) np. muchowe 40 spinningowe 50 Najdalej maznąłem do 70cm. Jak przekroczę, to będę się martwił o pomiar, gdy się coś takiego wydarzy;) Przynęty, które zadziałały na prezentowane klenie Wobler 75mm, zbliżona kopia woblera Gembali.1 punkt
-
Od ostatniej wyprawy minęło już kilka dni więc wczoraj pojechaliśmy na kilka godzin zobaczyć co słychać nad Wisełką.. Wędkowaliśmy w pięciu od ok 19:45 do 23:00, standardowo każdy jakiś tam kontakt miał.. U mnie przez pierwszą godzine nic mimo tego że blisko ryby pokazywały swoją obecność, coś atakowało ukleje ale ataki ni to sandaczowe ni to boleniowe.. Kilka minut przed zachodem słońca zaliczam tępe branie na 7 cm salmo trilla, sprawcą zamieszania okazuje się.. Przyzwoity zębaty Trochę szczęścia było bo szczupak został wyholowany bez żadnej stalki zapięty na jeden grot Później tylko jeden z kumpli wyjął malutkiego bolaska pod 40 cm i tyle. Poniżej pamiątkowa fotka1 punkt
-
Zwyczajny groch siewny. Parzę go w markowym termosie 7-12h. Nie mocze go wcześniej, po prostu zalewam wrzątkiem i idę do roboty, wracam przesypuje do pojemnika i na ryby. Jeśli jeszcze go schłodzisz, będzie się lepiej nabijał. Pamiętaj żeby zalać niewiele więcej niż połowę naczynia. Nie używam kompletnie żadnych atraktorów, zapachów. Jedyne czego dodaję to odrobina pszenicy. Kiedyś dodawałem mieloną kolendrę, ale stwierdziłem że w tej sytuacji (łowiąc od czasu do czasu z doskoku po 3h na jeden zestaw) jest ona zbędna. Niewątpliwie wpływa ona jednak na trawienie ryb i ich nie odstrasza w żaden sposób więc... Warto ją stosować na dłuższe wypady albo o sporej częstotliwości. Lina kompletnie nie nęce, jedynie podsypuje małymi porcjami, To co wpadnie do wody i tak jest roznoszone przez drobnice, niewiele z tego dotrze w danym miejscu do dna - i dobrze. Lin ma sobie szukać pożywienia, niech się trochę wysili i popracuje! Zwracaj uwagę na nabijanie grochu, jak się będzie prezentował i czy nie będzie przeszkadzał w zacięciu.Tych szczegółów nie zdradzę, i tak powiedziałem już chyba wszystko. Powodzenia1 punkt
-
W większości przypadków Liny mają tarło pod koniec czerwca i ciężko go złapać do połowy Lipca Don Gucak dzięki wielkie za wyczerpującą odpowiedź, wyszukanie miejsca gdzie mogą być te ryby nie sprawia mi raczej problemu, metodę połowu również mam bardzo podobną, zastanawiałem się tylko skąd u Ciebie taka regularność w łowieniu - czy pisząc groch masz na myśli cieciorkę (ciecierzycę) czy jakąś inną odmianę, jeśli tak to jak ją przygotowujesz ?? Tym razem również i ja się trochę pochwalę, szybki trzy dni ze Śwagrem na Mazurach z nastawieniem na całodniowe siedzenie i wędkowanie - ogólnie spodziewałem się więcej, zero Leszczy, zero Okonia, zero Szczupaka, trochę płoci różnej wielkości gdzie zazwyczaj było tego zatrzęsienie. Udało się przechytrzyć kilkanaście linów - pare sztuk było takich wielkości niewiele większych od dłoni, kilka sztuk takich w okolicy 27cm trafiły się też takie koło 36-38cm1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Przyszedł czas na podsumowanie wyjazdu na Turawę. Od samego początku jakieś fatum ciążyło nad tą wyprawą i do samego końca pech atakował każdego z nas. Najmniej oberwało się mi. Największymi pechowcami okazali się Mateusz i Wojtek, którzy jeszcze dobrze się nie rozgościli na Turawie, a już musieli wracać do Inowrocławia. Paweł rozwalił telefon, zgubił ulubiony kijek, ponadto dwie największe ryby wyprawy spięły się mu podczas holu. Tomkowi i Michałowi zdefektowało autko i musieli zostawić prawie cały sprzęt z samochodem w Turawie. Na szczęście mogli liczyć na Sylwka, przepakowali najważniejsze rzeczy i ruszyli wspólnie w powrotną drogę. Ojciec w drodze na Turawę narzucił ze 100 km, a na powrót złapał kapcia w przyczepce. Ponadto wędkarsko wyprawa była najsłabsza od wielu lat. Rybki słabo żerowały. Pogoda była bardzo zmienna od tropikalnych upałów, poprzez burze i szkwały, aż do chłodnych i pochmurnych dni. Przez te parę dni udało mi przechytrzyć parę rybek, które poprawiały mi humor. Wszystkie rybki złowiłem na piórka, gramatura różna od 12 gr po 25gr, o dziwo najczęściej wieszały się szczupaczki w przedziale 45 - 60 cm. Ponadto jak zwykle mogłem liczyć na kolegów i nasze wieczorne wspomnienia, opowiadania z poprzednich wypraw. Za to właśnie lubię takie wyjazdy, ten klimat i tą wspólną pasje. No cóż wyprawa bardzo pechowa, ale i takie się zdarzają. Mam nadzieję, że kolejne okażą się szczęśliwsze, bo jak mówią po największej burzy przychodzi słońce, i tego życzę moim kompanom z tej wyprawy.1 punkt
-
Wczoraj powalczyłem do północy, wieczorem rybki zaczęły współpracować i na kulkę 20 doczekałem się dwóch odjazdów z czego jeden karpik 67cm. na brzegu drugi po kilku sekundach holu wypiął się. Jak się ściemniło przezbroiłem wędki i spróbowałem złowić sandacza na uklejke, niestety żaden mętnooki nie miał ochoty na takie specjały.1 punkt
-
Moja ulubiona miejscówka sandaczowa przestała wczoraj być moim eldorado, uwiesiły się tylko dwa kruciaki ok 48cm 😕 więc pojechałem dzisiaj sprawdzić czy sandacze zmieniają porę żerowania i chyba znalazłem powód zmniejszenie się ilości brań 😊 Na koguta 20g ładnie się uwiesił sum 120cm 11,564kg, po braniu odrazu wiedziałem co jest grane bo w momencie uderzenia natychmiast odjazd, ok 20min pięknej zabawy plus obolałe prawe ramię ale tak boleć to może mnie codziennie 😊1 punkt
-
Wnioski są, obserwacja jest, sporo czasu nad wodą i konsekwencja w tym, co się robi. W ostatecznym rozrachunku takie podejście musi przynieść efekty. Czasami sukcesy przychodzą szybciej, innym razem brakuje cierpliwości, bo przyroda serwuje nam opóźnienia i wkrada się wtedy nerwowość, że robimy coś nie tak. Łowienie z "partyzanta" i mówienie sobie - "dobrze, idę nad wodę, może coś się uwiesi", zazwyczaj kończy się miernymi wynikami. Oczywiście wędkarstwo to również zbiór przypadków i bywa miłe zaskoczenie, że w końcu coś się uwiesiło. Aż się prosi aby sobie dokładnie przeczytać te kilka zdań, które koledzy zmajstrowali kilka postów wcześniej. Kilka zdań a tyle informacji. To nie chodzi o pokazanie paluchem gdzie, bo to nie załatwi sprawy. Warto się wczytać i zrozumieć. U mnie wczorajsza nocka zakończona dwoma braniami. Odra, wyprawa za sandaczem, ale miejscówka mocno kleniowa i taką rybą się skończyło. Kleń skusił się na weterana ze stajni "Gębala" 75mm, wersja pływająca o agresywnej pracy. Wobler prowadzony z szerokiego wachlarza i przytrzymywany w nurcie. Branie nastąpiło w połowie drogi. Tym razem nie było atomowego strzału. Branie mocno wyczuwalne, ale bez fajerwerków. Walka zaś była emocjonująca. Spory nurt i ładny okaz po drugiej stronie wędki = mocno wygięty kij. Mimo, że w tym sezonie pobiłem swoje wszelkie rekordy w ilości poławianych kleni na spinning, to dopiero czwarty z piątką z przodu.1 punkt
-
Dzisiejsza pogoda pogoniła mnie tym razem nad Strzegomkę....może jakieś kropki się ruszyły bo słoneczko grzeje. Kilka godzin brodzenia po wodzie i zaglądania w znane miejscówki, woda lekko podniesiona ale czysta więc wszystko pasuje. Niestety od kilku lat a w zasadzie to od dwóch, czyli od czasu ostrego działania King Szajsu Klub, gdzie na forum umawiali się na wyprawy pstrągowe z ogniskiem i pieczeniem kiełbachy nad Strzegomką podając miejsca spotkań i zachwalając ...jakie to pstrągi połowią...Strzegomka się skończyła. Teraz chłopaki mogą zostawić wędki w domu i wybrać się nad rzeczkę tylko na kiełbasę z ogniska. Siła internetu jest ogromna i pewnie choć oni pstrągi złowione wypuszczali, to opisując łowisko dali szanse mięsiarzom co salmoidom nie przepuszczą i wszystkie pakują do siatki. Kiedyś nawet byłem zalogowany na portalu KF, ale wkurzyli mnie opisując łowiska wraz ze zdjęciami, opisując co i gdzie złowić. To lekkomyślne działanie doprowadziło do tego że teraz Strzegomka jest pusta a szkoda bo piękna rzeczka na której złowiłem mojego największego pstrąga dzikiego 52 cm...teraz można o tym już tylko pomarzyćStrzegomka nie ma dostępu do Odry tak żeby rybostan z dużej rzeki mógł wędrować zasilając ją swoją liczebnością, żyjące w niej ryby to endemity, głownie klenie i pstrągi, choć teraz to już rzadkość. Za to Bystrzyca wynagradza przyłowami, bo jak zbity pies wróciłem znad Strzegomki na godzinę przed zachodem wskoczyłem do Bystrzycy. Kilka rzutów i na wędce zapięty 62 cm bolek na malutkiego 2 cm bonito. Jednak nie taki zły ten dzień....pomyślałem, ale żal mi Strzegomki bo to mała i urokliwa rzeczka a nie wytrzyma dużej presji wędkarskiej.1 punkt