Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 16.11.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
W sobote wypad nad Oławkę w celu złapania jakiegoś szczupaka. Tylko jedno branie przy sanym brzegu i w końcu wymiarowy szczupak (55). Połakomił się na woblera na Oławce przed rozlewiskiem. Pływa dalej. #pike #szczupak #gdzieteokonie4 punkty
-
Pomyślałem, że można by listopadowy wątek zrobić taki bardziej "wypasiony" w sensie ilości zamieszczonych relacji? W grudniu nie wiadomo, czy będzie czas i czy C-19 nam pozwoli na swobodne wyprawy. Wklejajcie swoje rybki i zdjęcia z wypraw. Nie muszą to być rekordy. Te zdarzają się niezwykle rzadko. Nie zawsze też uda się coś złowić. U mnie niedzielne wędkowanie jeszcze po letniemu, przy powierzchni. Chwilę łowiłem metodą Drop Shot. Miałem jedno branie. Później do wody poleciały woblery płytko pracujące. Na woblera Spinnermana PanicZ/10 złowiłem krótkiego bolenia. Później zmieniłem przynętę na Jaxona HS Karasia UV i miałem dwa brania. Jedno dość solidne i szkoda, że nie udało się wyczarować z tego ryby. W miejscu, gdzie się ustawiłem, wiał nieprzyjemny wiatr. Mocno mi utrudniał obserwację i panowanie nad zestawem. Wróciłem mocno zziębnięty. Łowiłem na miejskim odcinku Odry między godz. 17:00-21:00. 👊3 punkty
-
Dzisiaj z kolegą Grzebas72 wyskoczylismy na rybki. Celem byly okonie. Po kilku pustych miejsówkach trafiliśmy gdzie stoją i udało sie pięknie połowić. Brania byly bardzo agresywne, na wszyatko co mialo w okolicach 5 cm i głoweczki 4 - 5 gr. Udalo się rownież rozdziewiczyć nasze nowe matomiary Okonki które zgłaszam do rywalizacji 29, 29, 30, 34 i 36 cm2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
1 punkt
-
1 punkt
-
...żeby jeszcze było co wklejać Ja póki co łowię piękne widoki - ten akurat z podwrocławskiej Czernicy. Spinning u mnie to ostatnimi czasy mierne wyniki. Przerzuciłem się chwilowo na inne metody i tu efekty ciut lepsze. Ostatnie trzy wypady i za każdym razem 2 sandacze na kiju. Trochę kombinuję.... Trochę testuję... Do zobaczenia nad wodą!1 punkt
-
Wczoraj po pracy znów szybki wypad za okoniami. Pogoda chyba pozytywnie wpłynęła na ich aktywność bo udało mi się namierzyć stadko. Na boczy trok udało mi się złowić 9 sztuk w ciągu 30-40 min. Wielkość średnio pod 20 cm ale zabawa była. Później zerwałem zestaw. Miałem się już zbierać ale postanowiłem jeszcze 15 min połowić. Nie chciało mi się wiązać nowego więc założyłem 3 g czeburaszkę z hakiem offset a na to 6 cm chiński easy shiner w naturalnych kolorach. Kilka rzutów i jedno puknięcie. Zmiana przynęty na 5 cm larwę. Pierwszy rzut, opad, krótkie podbicie i uderzenie. Od razu było wiadomo, że to nie kolejny maluch :). Po nim zrobiłem jeszcze 3 rzuty i do domu.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Czy siedem może być lepsze od ośmiu? 2020-11-12 Odra Prawdę mówiąc, to po wydarzeniach 5 listopada powinienem darować już sandaczom. Jednak kto upartemu zabroni? Kilka razy wracałem o kiju. Nie narzekam. Ciągle coś się działo. Trochę brakowało szczęścia, by niektóre ryby szczęśliwie doholować. Skoncentrowałem się na niedużym odcinku Odry. Chcę mieć obraz, jakie zachodzą zmiany. Nurt po wysokiej wodzie spowalnia, rzeka się klaruje. Ciśnienie wysokie, ale stabilne, temperatura bez dużych wahań. Bardzo ważna sprawa, to od kilku dni jest słaby wiatr. To mnie najbardziej cieszy. Chłodne dni z dokuczliwym wiatrem są dla mnie czymś na miarę katastrofy. Jestem nad wodą jeszcze za dnia. Próbuję opanować łowienie metodą Drop Shot. Po kilkunastu minutach mam branie. Pusto. Dość szybko się zaczęło, to do zmierzchu może uda się coś złowić? Niestety nie miałem już brań. Zrobiło się ciemno. Wiatr, którego według prognoz miało nie być, uspokoił się i zrobiło się mi przyjemniej i cieplej. Założyłem woblera i szukam szczęścia przy powierzchni. Łowienie sandaczy w listopadzie i grudniu z powierzchni, to jest coś, co mnie bardzo rajcuje. Znaczna część wędkarzy stuka, puka po dnie i tam ich szuka, a ja na przekór łowię wysoko. Nie wiem, czy w jeziorach i zaporówkach by się to sprawdziło. Nigdy na takich wodach nie łowiłem. W końcu przyszła noc, w której nie będę miał nawet jednego brania. Chyba się zaraz zwinę do domu. Zamrugała lampka. Przyszedł kolejny nocny poszukiwacz sandaczowych przygód. Pogadaliśmy chwilę. Nie miałem dobrych informacji, co do dzisiejszych wyników. Ja zaś usłyszałem o sytuacji, że w jednym z miejskich odcinków skończyło się na siedmiu braniach. To pięknie. Na miejskim odcinku trudno o takie efekty. U mnie skromnie, po jednym lub dwóch. Czasami było kilka skubnięć na jigi, ale tak delikatne, że nie było jak zareagować. Jeszcze przedłużyłem pobyt. Jak ktoś jest z boku, to jakoś weselej, raźniej. Nie idzie mi dzisiaj. Nie mogę się przyłożyć i jestem rozkojarzony. Dość. Zmykam do domu. Godzinę wcześniej niż zaplanowałem. Mam kawałek drogi, to przemyślałem, co wykombinować na następne dni. Jeszcze spoglądam na fragment Odry po drodze i… a mam jeszcze 10 minut, to rzucę woblerem parę razy kontrolnie na opasce. Po kilku minutach zaobserwowałem powyżej mnie jakieś zamieszanie w wodzie. Błyskawicznie podszedłem. Zostało jeszcze kilka minut. Sandaczowy wobler WOBI ląduje kilkanaście metrów od brzegu. Powoli ściągam go szerokim łukiem do siebie. Powierzchnia delikatnie marszczy się tak, jakby spływała ukleja. Momentami przyśpieszam kręcenie i wobler wchodzi delikatnie pod powierzchnię. Przestaję kręcić i robi się oczko na wodzie. Znowu delikatnie kręcę, brużdżąc wodę. Nagle, kilka metrów od brzegu robi się wir. Czuję szarpnięcie i zostaję z kocią miną. Powinienem już się zwijać. Miałem jechać przedostatnim tramwajem. Nie uśmiecha się mi zostać dzisiaj dłużej i wracać nocnym autobusem. Ostatnie piętnaście minut i wracam ostatnim tramwajem. Nieodwołalnie. Choćby brały same 90+. Woblera nie zmieniam. Nie kombinuję, bo nie ma czasu. Ponawiam rzut. Zaczynam znowu się nim bawić. To go szarpnę, to puszczę wolno z nurtem. Po tym lekko zakręciłem kołowrotkiem i wciągnąłem pod wodę. W tym momencie czuję delikatne przytrzymanie. Zdążyłem zauważyć na wodzie zawirowanie. Zacinam. Czuję opór. Krótki hol i sprawca zamieszania ląduje na brzegu. Dał mi dużo radości. Ostatnio wszystko mi spadało. Przynajmniej ten podtrzyma mnie na duchu. Rybka do wody a ja szybko łapię za wędkę i chcę wykorzystać pozostały czas. Kilka rzutów jest na pusto. Może pięć? Myślę sobie, że dwa brania z jednego miejsca, to powinienem już się powoli pakować, bo nic się pewnie nie wydarzy. Ledwo o tym pomyślałem a tuuu bęc! Coś znowu zebrało 11-centymetrowego Wobiego. Niech to diabli. Znowu pech. Poszalał i spadł. Szkoda. Przy brzegu było zamieszanie, to pewnie nic tu nie wskóram. Wydłużam rzuty. Kilka ruchów kołowrotkiem. Cmok. I znowu się wzajemnie szarpiemy. Ja mam jednak dużą przewagę. Sandacz ląduje na brzegu. Zostało jeszcze dziesięć minut. Tracę jeszcze raz po razie dwa sandacze. Sytuacje są bardzo podobne. Woblera prowadzę delikatnie po łuku, minimalnie nim pogrywając wędką i kołowrotkiem. Praktycznie cały czas go obserwuję podczas spływu. Tym sposobem również widzę brania. Nie są to końskie kopnięcia, tylko delikatne zebranie z powierzchni. Kolejne branie. Policzyłem, że było ich już sześć. I trzeci sandacz na brzegu. W niecałe 20 minut mam siedem brań i trzy złowione sandacze. Nie zważałem na ciche zachowanie. Błyskał z aparatu flesz, ryby z pluskiem lądują do wody i jakoś miejsce dalej darzy. Ostatnie trzy minuty i kończę. Twardo obstaję, że kończę. Bęc! Siedzi! Ósme branie i czwarty sandacz patrzy mi w oczy. Szalona noc. Takiego finału się nie spodziewałem. Kilka razy w tym roku miałem okazję się przekonać, że ryby potrafią bardzo zaskoczyć. Tak miałem z kleniami, tak też było z sumami a teraz, a w zasadzie drugi raz w krótkim czasie zaskoczyły mnie sandacze. Przechodzę tędy dość często, ale jakoś mnie nie ciągnęło w to miejsce. Może dlatego, że chciało mi się zawsze spaceru. Tu jakoś blisko i duża presja. W nocy, gdy jest ziąb, to nikogo nie ma. Chyba jeszcze tam zaglądnę. W dalszym ciągu nie wiem, czy siedem jest lepsze od ośmiu? pzdr jaceen 👊1 punkt
-
1 punkt
-
Wczoraj godzina 16 melduję się nad Odrą nie daleko zimowiska Barek. Nastawiałem się na sandacza. Miałem dwa brania i jedno udało się zaciąć równe 80 cm trafia na brzeg. Próbowałem z opadu na różne przynęty, jednak dwa brania dało jednostajne prowadzenie. Oba brania na 12 cm gumy od westina na 10 g główkach. Największą aktywność ryb zaobserwowałem między godziną 16:30 a 17:30 poźniej woda zamarła. Jeszcze kilka wypadów planuję w tym roku, może uda się trafić coś fajnego;-)1 punkt
-
Gatunek ryby: szczupak - Długość w cm: 93 cm (długość do oceny, podaję ile było w rzeczywistości;) - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 03.11.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): ok 21:12 - Łowisko: Odra - Przynęta: Ripper Savage Gear Cannibal 8cm"/7g - Opis połowu : Branie po pierwszym nie trafionym ataku w strefie kilku metrów od brzegu. Był aktywny od kilku dni. Nocne podejście skończyło się sukcesem i dało efektowną walkę. ______________________________________________________ Gatunek ryby: sandacz - Długość w cm: 96 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 05.11.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): ok 21:12 - Łowisko: Odra - Przynęta: Kopyto Relax 2,5"/7g - Opis połowu : Branie z podbicia na dalekim wysięgu. Było jak w wielu wędkarskich opowieściach, czyli tępe branie w opadzie, chwila zwątpienia i naciągania się z zaczepem. Po chwili zaczep ożywa i zaczyna się kilkuminutowe oddawanie i odzyskiwanie plecionki.1 punkt
-
2020-11-03 Odra Przez kilka dni otrzymywałem wiadomości o fajnych połowach. U mnie niestety nie było różowo. Coś się działo, ale gdy siadło na kiju to małe, albo szybko spadło. Mimo że pogoda dla mnie bardzo łaskawa, to nie spodziewałem się rewelacji ze strony ryb. Zaglądając na meteogramy pogodowe tak właśnie pomyślałem. Z drugiej strony, gdzieś w głowie kołatała myśl, że nie raz wszystko przemawiało przeciw sukcesom. Jednak upór i konsekwencja potrafią wynagrodzić trud. Wybrałem się z myślą złowienia sandacza. Za dnia łowiłem na wszelkie silikonowe przynęty. Gramaturę jigów dobierałem najmniejszą, z jaką mogłem poprawnie kontrolować zestaw. Zaczynałem od 20 g i schodziłem po drodze na 17, 12, 10 i najmniej, jak się dało, to 7 g. Bezwietrzny dzień dawał szansę przy najmniejszej gramaturze zaobserwowanie opadu. Najdłużej łowiłem na "Kopyto" Relaxa. Mam duże zaufanie do tych gum. Mimo oferty wspaniałych silikonowych przynęt nie wyobrażam sobie nie zabrać ze sobą "Kopyt", gdy nastawiam się na sandacze. Żeby nie być uzależnionym od wąskiej grupy wabików, sięgam czasami do czegoś innego, czego jeszcze nie próbowałem. Starałem się wykonywać rzuty w miarę blisko, by mieć pełną kontrolę nad zestawem. Przy takich rzutach wyczułem kilka drobnych pstryknięć. Niestety nie dało się tego zamienić na rybę. Im dalej rzucałem, to opad się wydłużał, a zmiana na cięższe główki kończyła się zanikaniem tych delikatnych sygnałów. Wreszcie jest ryba. Skromnie ponad wymiar, ale bodziec w tym momencie był potrzebny. Do zmroku postanowiłem łowić na gumy a wieczorem woblerem. Liczyłem, że o zmierzchu drapieżniki podejdą za białorybem pod powierzchnię. Niestety było słabo. Czasami było tak, że nie wiadomo było, w które miejsce podrzucić, tak atakowały drapieżniki. Tym razem było prawie bez tych oznak. Kilka razy coś się zakręciło, jednak nie napawało to optymizmem. Brak optymizmu spowodował, że branie było mocnym zaskoczeniem. Humor bardzo się poprawił i na jakiś czas ból kręgosłupa poszedł w zapomnienie. Wobler Jaxona nie zawiódł. Kolejny raz potwierdził swoją łowność. Sporo czasu jeszcze do powrotu, to myślami powędrowałem, wręcz poszybowałem, ile to jeszcze się będzie działo. No tak, minęła godzina, minęła druga i nic. Zrezygnowałem z woblerów i wróciłem do silikonów. Główka 7 g i "Kopyto" miało zmienić, coś poradzić i przynieść wyniki. Wróciły delikatne trącenia. Zmieniałem miejsca o kilka metrów i kąt podawania gum. W dalszym ciągu starałem się oddawać krótkie rzuty. Lepsza kontrola i nadzieja na ryby penetrujące przybrzeżne tereny to była moja strategia na kończący się czas. Miałem jedno silniejsze łupnięcie i po kilkunastu minutach zmieniłem na gumę Savage Gear Pink. Ponownie podrzucam w miejsca pod różnym kątem i na tle rozświetlonych chmur obserwuję szczytówkę. Dostaję w końcu mocne uderzenie i szczęśliwie zacinam. Od samego początku wiem, że będzie niezła walka. Gdy zobaczyłem przewalające się cielsko ryby, pomyślałem, że mogę się spodziewać swojego rekordowego sandacza. Po chwili wiem, z czym mam do czynienia. Drugi odjazd, trzeci odjazd i znowu pod nogami. Tak było kilka razy. Jazda na ogonie też była. Szczupak pokazywał cały arsenał swoich sztuczek. Nawet przy brzegu układał się tak, by było jeszcze trudniej go podebrać. Jak by to powiedział w takiej sytuacji Brunner ze "Stawki większej niż życie"? Mam nadzieję, że kolejny łowca tego szczupaka, będzie się cieszył ze złowienia metrowego okazu. Tego życzę, bo niewiele brakuje, by ten wymiar osiągnął. 👊1 punkt
-
Zabrałem się w końcu za klenie. Trudność polega na tym, że zanim zaczniemy fajnie łowić "zimne" klenie, musimy najpierw namierzyć stado i jego ścieżki. Tydzień temu zacząłem oczywiście od miejscówek, które dawały ryby w zeszłym roku. Bez efektów, ale to jeszcze nic nie oznacza. Przecież wodę mamy ciągle wysoką, pogodę zmienną a dodatkowo sprawdzenie miejsc o świcie i o zmierzchu nie daje gwarancji, że godzinę później/wcześniej by się nie pojawiły. Tydzień szybkich porannych i wieczornych wypadów i ciągle na 0. Z jednej strony to frustrujące, z drugiej przecież wiem co robię i spodziewałem się tego. Wczoraj sprawdziłem nowe miejsce. Kilka skubnięć nie do zacięcia rozbudziło pewne nadzieje. Miejsce wydało mi się logiczne - bardzo szeroki odcinek rzeki nieco łagodzi nurt wysokiej wody, partie wód z szybszym prądem, liczne miejsca spokojne na odpoczynek, sporo ptactwa nad wodą a więc i mniejsze ryby w otoczeniu. Postanowiłem spróbować o poranku i wreszcie udany strzał: Brania między 6:00 a 7:00. Na początku, gdy jeszcze ciemno ryba stała bliżej brzegu. Im jaśniej zaczynało się robić, tym bardziej stado przemieszczało w głębszą część opaski. Teraz będę miał codziennie przed pracą chwilę zabawy Już się pogubiłem, która to pięćdziesiątka w tym roku.1 punkt