Wczoraj wypad na wariata o 22 na wrocławskie centrum za kleniem. Przynęty tylko Libra Lures. Pierwszy rzut I pierwszy Opad, strzał i jest! Myślę No dobry początek będzie niezły kleń. Zapalam czołówkę, coś srebrnego przepływa pod nogami i ciśnienie idzie mi w górę. Myślę No fajny kleń na pewno 40+ a może i duży jaź? Po chwili patrzę a to leszcz 50+ któremu tylko czebu wystawało z pyska.
Drugi rzut, znowu pierwszy Opad, strzał!!! Myślę No nie wierzę odpaliły sie ryby w tak "cudowną" pogodę. Pewne zacięcie, czuję, że przeciwnik silniejszy od leszcza więc, od razu w głowie pewność że jest wymarzony kleń. Ryba nie chce dać za wygraną, chwilę się bawimy i zbliża się moment podebrania ryby, ryba ma około 45-50cm. No i rodzi się problem, który był już przy leszczu-mam podbierak ale krotki bez sztycy. Do lustra wody jakieś pół metra, dookoła sami nayebani więc nawet nie w głowie mi prosić kogoś o pomóc. Pierwsza próba a ja nawet nie sięgam do lustra wody(pas biodrowy z przynętami przekręciłem na brzuch zamiast na bok). Druga próba, połowa podbieraka juz pod wodą ale ryba zamiast do podbieraka to uderza ogonem w podbierak i robi odjazd. Myślę, do 3 razy sztuka. Ryba juz grzecznie jedzie do podbieraka, ja tracę równowagę i zamiast podebrać rybę uderzam o fluo i ryba się wypina. Szkoda ale nie tracę wiary. Niestety później jedno niewcięte branie i na tym cisza az do 1.30 na pewno powtórzę taki wypad
🖐🏼