Taka historia, rano wpadam na miejscówkę, jeden wymęczony ale wiem, że tu są, jakieś przytrzymania, otarcia....
Po południu łopata w dłoń i kilkanaście robaków ląduje w słoiczku. Znów na miejscówkę, pierwszy rzut i siedzi taki pod trzydzieści, drugi rzut i dobre dwadzieścia, trzeci, czwarty....dziesiąty i daję spokój.
Zakładam jiga i zaczyna sie powtórka z rana, normalnie paranoja....
Tych kilka wymęczyłem ale w porównaniu do robaków to jakaś nędza, no i brania tylko na chińskiego robaka w bordowym kolorze.