Kolejny raz wybrałem się na okonie. Wróciłem w to samo miejsce, bo utopiłem tam pudełko z przynętami i jigami. Szczęście dopisało. Woda delikatnie była niższa i zgubę dojrzałem. Wobler uczepiony na szczytówce załatwił sprawę. Prawie 10 minut mieszałem wędką w wodzie. W końcu zaczepiłem o rant i pudełko odzyskałem. Wody było po pas.
Podczas łowienia spadło coś do wody. Chlapie się i chlapie. Przypatruję się, a to gołąb stara się dopłynąć do brzegu. Im bliżej, a nie zważał na mnie, to okazało się, że tam są dwa gołębie. Wyglądało to, jakby jeden drugiego holował. Nie miały szans przeżyć. Nie wdrapałyby się na brzeg. Gdy był dość blisko, to wędką podgarnąłem je do siebie. Mam nadzieję, że nie nabawię się jakiejś zarazy. Okazało się, że ten od góry miał splątane łapki żyłką. Prawdopodobnie przysiadł na grzbiecie drugiego i splatał się w jego pióra. Sznureczki obciąłem i gołębie wypuściłem. Nie wiem, czy przeżyją. Ten drugi miał już delirkę i był całkowicie przemoczony. Był w trudniejszej sytuacji. Jak wieczorem wracałem, to próbował machać skrzydłami. Jak go koty nie dopadną, to może jeszcze polata.
A wędkarsko? Było bardzo przyjemnie. W ruch poszły woblery i metoda twitchingu. Ostatnio tyle o tym myślałem, że trzeba było spróbować potrenować. Okonie były bardzo zainteresowane. Mogłem doskonale to obserwować. Akurat światło i przejrzystość wody pozwalały podpatrzeć ich zachowanie. Kluczem były pauzy. Oczywiście rodzaj woblera nie był bez znaczenia. W moim przypadku złowiłem prawie wszystkie pasiaki na woblery Lovec Rapy. Najlepiej spisywał się „Banana”.
Delikatne podszarpywanie i praca woblera na głębokości około 50 cm dawała najwięcej akcji. W momencie, gdy robiłem pauzę, to unosił się i w tym momencie wyskakiwały do niego okonie. Była okazja, to wykorzystałem ją i sprawdziłem kilka innych woblerów np. przynęty Jaxon.
Pamiętajcie, prawdopodobnie w waszych pudełkach są takie, które nie są opisane do twitchingu, a doskonale mogą się sprawdzić. Wystarczy chwilę czasu na sprawdzenie, co się ma.
Rybki nie były okazałe, ale w końcu nastąpiło u mnie przełamanie i przekonałem się do kolejnej spinningowej metody. Ostatnią godzinę łowiłem na gumki. Przez ten czas złowiłem chyba dwukrotnie więcej okoni niż na woblery. Brały jak opętane.