Koledzy, którzy mnie bardziej znają, mają chyba dość narzekania na moją nieudolną skuteczność:)
Z przynętami powierzchniowymi, to chyba jest nierozłączna sprawa. Skuteczność według mnie można by oszacować na 20-30 %. Te niby nietrafione ataki, to faktycznie mogą być momenty, gdy ryba w ostatniej chwili rezygnuje, bo stwierdza, że ma do czynienia z fałszywką. Zauważyłem to przy łowieniu kleni na muchę i na smużaki. Kleń potrafi podpłynąć na chwilę, obserwować płynącego np. żuka i nagle, z impetem, robi nawrót i z chlapnięciem zwiewa do swojej kryjówki.
Inna sprawa to uczenie się, co dobre a co złe. Jeżeli możemy przyzwyczaić je do pobierania konkretnego pokarmu, nęcąc, przyzwyczajając do naszej zanęty, to działanie w drugą stronę będzie podobne. Przynęta zakwaszona, niestrawna, stwarzająca niebezpieczeństwo, będzie działać odstraszająco.
Kolejny przykład. Łowię klenie na piankowe żuki muchówką. Widzę kilka w stadzie. Podrzucam w pobliże. Wszystkie ryby błyskawicznie do niego startują i pierwsza robi wspomniany nagły zwrot z chlapnięciem. Znikają. Kolejne rzuty nie dają żadnego rezultatu. Wygląda na to, że działa jakiś "społeczny" instynkt, przekazywanie sobie informacji, że to jest niejadalne. Szkoda energii do ponownego podnoszenia się po falsyfikat. Podrzucam kilka skórek chleba i co? W najlepsze zajadają skórki i bez oporów wyprzedzają się nawzajem. Po chwili dołącza więcej amatorów skóry i w mgnieniu oka wszystko znika. Nie było sygnału o niebezpieczeństwie.
W łowieniu na powierzchniowe przynęty jest fajne to, że widzimy prawie wszystkie ataki. Również te mniej zdecydowane, takie niby odprowadzenia lub poruszenie w wodzie. Wiadomo, że coś tam siedzi. Mamy dalszą motywację do kombinowania. Przy łowieniu w toni nie ma pewności, czy wobler przez część trasy był obserwowany, czy nie. Nagle dostajemy uderzenie w blank i to jest jedyny sygnał, że była ryba. Fajne uczucie, ale dla mnie za mało:)
W powierzchniowym łowieniu dodatkowe bodźce na mnie działają jak magnes. Głośne chlapnięcie, czasami widoczny sus z kilku metrów do woblera daje ułamki sekund więcej emocji. I to zostaje na długo w pamięci.
Świeży przykład o skuteczności łowienia na przynęty powierzchniowe mogę przytoczyć z ostatnich zmagań. Ostatnie kilka dni mocno koncentrowałem się na sumach. Wybrałem sobie trudne warunki. Nie wiedziałem, jakie będą efekty i czy ma to sens. Jeszcze w tak wysokiej wodzie, nocą, nie łowiłem. W dzień tak, ale gdy przybywa na metrowej wodzie kolejne, przynajmniej dwa metry, to już spore wyzwanie. Do wody lecą crawlery i woblery bardzo płytko pracujące. Nurt rwie okrutnie. Po godzinie łowienia ręka drętwieje i trzeba robić kilkuminutowe przerwy. W pierwszą wyprawę dostaję suma, o którym wspomniałem kilka postów wcześniej. Miałem wtedy jeszcze jednego, ale po krótkiej chwili spiął się. Następne wyprawy i za każdym razem mam przynajmniej jedno branie wąsatego. Niestety, tu działała zasada małej skuteczności na "chlapaki". Brania są naprawdę efektowne. Kilka razy poderwało mnie, bo były w niewielkiej odległości. Nocne branie suma z kilku metrów potrafi szarpnąć sercem aż pod gardło:) Między nimi udało się złowić krótkie, takie pod wymiar. Dziwne to trochę, bo mniejsze się wpinały, a te, w mojej ocenie duże, wypinały. Jednak przyszedł po tych kilku wypadach czas, że wszystko było skuteczne na 100%. Trzy brania i trzy ryby na brzegu. Dwa mniejsze i jeden większy. Szczęście czasami też potrzebne:)
Co do porad i wspólnych wypraw. Staram się na bieżąco, z marszu, podrzucać swoje spostrzeżenia tu na forum. Mam nadzieję, że nie jestem z tym nachalny. Jedna krótka uwaga, niuans, potrafi zdziałać cuda. Staram się wyłapywać te szczegóły w Waszych opisach. Nie muszą być to rozciągnięte gnioty, jak moje, ale z tych krótkich treściwych zawsze coś dla siebie można wychwycić. Choćby potwierdzenie, że u kogoś skuteczność przy danych przynętach jest podobna;) Jak to poprawić? Może wystarczy zmienić kotwice na nowe? Może dodać kółko łącznikowe, by kotwiczka mogła być łatwiej zasysana? A w przypadku boleni, zamiast co kilka sekund bombardować wodę naszymi woblerami, czy nie lepiej cierpliwie poczekać na wyraźny atak i w tym momencie podrzucać obok tego miejsca?
Zamiast tracić paliwo, popadać w koszty i nie mieć pewności, że coś z tego wyniknie, to są wędkarze profesjonaliści (przewodnicy wędkarscy), którzy konkretnie i w przystępny sposób pomogą. Kiedyś organizowaliśmy we Wrocławiu amatorskie "warsztaty" i spotkania wędkarskie nad wodą. Kilka razy muchowe, sandaczowe, okoniowe i za każdym razem wracając z nich, byłem bogatszy o wiedzę, którą bym zdobywał przez kilka lat. Być może o pewnych sprawach nie dowiedziałbym się wcale. Znajomości zawierane podczas spotkań, nieoceniona wartość.
PS
Ostatnio zaproponowałem takowe spotkanie i było nas... trzech:) Tak więc hm, ja się nie odważę ponownie rzucić hasła.
👊