Przed pracą mini zasiadeczka, rozgrzeweczka przed jutrzejszym wędkowankiem...Raniutko w autko i w dróżkę, co by przed słoneczkiem zdążyć jakiegoś malutkiego sumiczka przygibać...A po kawie już było normalnie, myśli jakby przyśpieszyły i wszystko przestało być malutkie, jakby na końcu tunelu. Obudzony, już nad wodą, zastanawiałem się kto cały ten majdan porozkładał.
Chwilę mi zajęło dobudzenie się i uzmysłowienie sobie, iż to musiałem być ja. Nikogo innego nie widziałem. Niedziwne, ponuro, szaro a duszno i porno. Branie...
Po dłuższych oględzinach zdobyczy stwierdziłem, iż był to patyk. W zasadzie to fragment drzewa, jakby gałąź. Zaskoczony faktem, iż na wątróbkę biorą drzewa postanowiłem zmienić przynętę. Wyjąłem ukiszoną wątróbkę, taką trzydniową z czego jeden dzień na pełnym słońcu, zalaną dodatkowo śmierdzącym dipem... takim ni to owoce morza, ni bajora. Przez jeszcze lekko zaklejone oczy dopadłem szczypce do odhaczania ryb, złapałem nimi śmierdzący flak i bezdotykowo nałożyłem na haczyk. Czy obrzydliwe? Co za różnica, przecież za plecami płynie woda - wystarczy się odwinąć i prosto do spustu wczorajszą kolację pogonić.
Na szczęście udało się bez takich ekscesów. Ah! Bo zapomniałem dodać, że już raz byłem parę godzin nad wodą, jakoś w tygodniu. Miałem trzy turbo odjazdy, przy których żyłka i przelotki śpiewały pieśń pochwalną ku czci... czegoś tam. No nieważne, niczego nie udało się zaciąć. Ponoć kije sztorc i hamulce dokręcić, żeby sum się zaciął. No dobra, niech będzie po waszemu. Kije postawione na sztorc, hamulce dokręcone, "niech się zatnie", myślę.
Długo nie myślałem, choć może trwało to z dwie godziny (oczy jakoś ciągle się zaklejały), gdy prosta wędka zamieniła się w pałąk. No ale nie jedzie, bo sygnalizator milczy... Ku(*&*^! Nie włączyłem sygnalizatorów! Rzucam się na wędzisko przypominające wykres sinusa (czy tam czegoś). Adrenalina w końcu stawia mnie na nogi, oczy jakby lepiej "paczą" zaś kończyny lepiej reagują. No i jak to w każdym tanim artykule wędkarskim bywa: "potężne uderzenie, cięcie i odjazd!".
Co ja poradzę, że tak właśnie było? Niedługi hol, trzeba w końcu wyczuć sprzęt i jego możliwości. Hol... no dobra, ściągnąłem biedaka siłowo jak szmatę. Raz - z emocji, dwa - żeby nie splątać zestawów, które nurt kapryśnie ustawił jeden na drugim.
No i udało się ponowić sukces. Wymiar (75cm 3kg), nieduży, ale świadomy. Rozkosz. Jak tylko zacznę mieć większą skuteczność zacznę jedną wędkę usadzać na nieco większe sztuki. Na ten moment trochę głupio byłoby czekać dwie doby na kolosa, który by się po prostu nie zaciął... albo zerwał łączenie przyponu na lewym węźle... albo mnie wymęczył na śmierć... albo na przykład zasnąłbym podczas holu...
Dzisiaj jedna lekcja, najważniejsza... WYŚPIJ SIĘ PRZED RYBAMI!
Koleżka oczywiście pływa dalej.
Niech pływa, niech się wyśpi przed kolejnym starciem!
Madman