Noc... Cisza... Cisza w powietrzu przerażonym nagłym nadejściem chłodu. Spokój, którego prawie można dotknąć. Wszystkie problemy zostały za opadającą coraz niżej mgłą... Nagły pisk sygnalizatora w jednej chwili wyrywa z zadumy i wprowadza mózg na inne tory. Serce bije coraz szybciej. Schylam się do wędki. Teraz niemal słyszę tętno, bo wiem że po pierwszym uderzeniu zaraz nastąpi odjazd. Ruszył... Żyłka spada ze szpuli szybko i równomiernie. Nie czekam. Chwila niepewności... i tępy ciężar na końcu zestawu. Przy brzegu rozbryzg wody, w którym ryba pokazuje potęgę swojej paszczy- jakby chciała przestraszyć intruza, który przeszkodził w polowaniu. Oczy lśnią odbitym światłem latarki. Pokonany, ale ciągle jest w nim coś co budzi respekt i podziw. Sandacz.
Jesień, czyli kiedy?
To mój ulubiony okres polowania na sandacze. Niesamowite otoczenie, trudne warunki pogodowe, ale również dobre brania drapieżników sprawiają, że jesienne zasiadki są dla mnie kwintesencją wędkarskiej magii.
Sandaczowa jesień zaczyna się dla mnie na przełomie września i października. Dni stają się krótsze, poranki zimne. Temperatura wody zaczyna szybko spadać, coraz mniej drobnicy buszuje po powierzchni wody. Mętnookie uaktywniają się z reguły tuż przed zmrokiem a kolację kończą przed północą. Dalej październik- miesiąc w którym szkoda mi każdej godziny niespędzonej nad wodą. Sandacz zaczyna również dobrze brać w ciągu dnia a pora wieczornego żerowania przesuwa się wraz ze skracaniem się dnia. Listopad to często pierwsze śniegi i pierwszy cienki lód, ale brania nadal dobre. Grudzień to nierówna walka z zimą. Jeżeli tylko woda nie zamarzła to ostatni mój wyjazd przypada w Sylwestra, ponieważ mimo trudnych warunków sandacz nadal dobrze żeruje.
Pogoda - im gorsza tym lepsza
Jeżeli przeczytanie powyższego zdania nie przyprawiło Cię o gęsią skórkę- to jest to zabawa dla Ciebie. Wysoka temperatura, nieruchoma tafla wody i sucha ziemia pod nogami to nie są "okoliczności przyrody" preferowane przez sandacza. Zew krwi pojawia się u niego gdy temperatura spada do pojedynczych stopni Celcjusza, pada deszcz lub śnieg a fala bije o brzeg. Doskonałe są nagłe załamania pogody, gwałtowny spadek ciśnienia. Kierunek wiatru nie odgrywa moim zdaniem decydującej roli. Ważne żeby marszczył wodę. Podobnie faza księżyca nie powinna odstraszać od wyjazdu na ryby, choć według moich obserwacji szczególnie korzystny jest nów i pełnia, ale tylko przez 2-3 dni jej najbliższe. Czasem zdarzają się dni, które niby nie wyróżniają się niczym szczególnym a sandacze dosłownie tracą głowę. Wydaje się, że są wszędzie i biorą na wszystko. Niestety takie dni nie zdarzają się często- nawet przy regularnych wyprawach.
Gdzie go szukać?
Najczęściej poluję na sandacza z brzegu, na niewielkich- do kilkudziesięciu hektarów- wodach stojących. Jesienią sandacz zajmuje w nich miejsca niewiele różniące się od tych z początku sezonu. Wbrew pozorom z reguły nie szuka najgłębszych miejsc w zbiorniku. Aż do pierwszych lodów w nocy lubi żerować na płytkiej, metrowej wodzie. Chętnie pojawia się na podwodnych pagórkach z twardym dnem oraz w pobliżu zatopionych gałęzi, korzeni. Dobre są również rejony dopływu wody np. strumyk kończący bieg w jeziorze, rura przez którą przetłaczana jest woda itp. Te miejsca gromadzą drobnicę a za nią podążają drapieżniki.
Metoda, czyli rybka na haku
Jesienne sandaczowanie to dla mnie czas zasiadek z żywą lub martwą rybką na haku. Łowię również na spinning, ale krótki dzień i obowiązki zawodowe sprawiają, że najwięcej czasu udaje się wygospodarować wieczorem. Łowię najczęściej metodą gruntową- stosując jak najprostsze zestawy. Przelotowy ołów na rurce, stoper, krętlik (choć niekoniecznie), przypon z żyłki lub w wyjątkowych przypadkach wolframowy. Wolfram stosuję podczas połowów w dzień, kiedy ryzyko brania szczupaka jest duże. Jesienią szczupak doskonale bierze z gruntu- nie gardząc również martwą rybką. W nocy łowię wyłącznie na przypony z żyłki, stosując zasadę- im bliżej zimy tym cieńszy. We wrześniu, kiedy szansa na branie suma jest jeszcze bardzo duża zakładam przypon z żyłki 0,30, w październiku już maksymalnie 0,25 a bliżej zimy dochodzę do żyłki 0,20. Przypon zakończony cienkim i ostrym hakiem Mustad w rozmiarach 1/0 lub 2/0.
Wybór gatunku rybki na przynętę zależy od specyfiki łowiska. U mnie bezkonkurencyjne są płotki do 10 cm. Bardzo dobrą przynętą jest również jazgarz, ukleja, okoń. Żywą rybkę zakładam za grzbiet, wbijając hak tuż za pierwszym, najgrubszym promieniem płetwy grzbietowej. Ciekawe efekty przynosi czasem założenie rybki "za nozdrza" lub wbicie haka u podstawy ogona. Takie założenie żywca powoduje jego zupełnie inną pracę niż przy założeniu za grzbiet i czasem pomaga przechytrzyć sandacza.
Jesień jest jednak porą roku, w której drapieżnik dąży do zgromadzenia zasobów energii na zimę przy minimalnym wydatku sił. To sprawia, że często preferuje martwą rybkę, która stanowi łatwy łup. Dlatego warto zastosować przynajmniej na jednej wędce taką przynętę. Podobnie, jeżeli zdarzają się dziwne uderzenia sandacza- niemrawe piknięcia sygnalizatora bez konkretnego brania, może to oznaczać,że sandacz próbuje schwycić rybkę, ale ta jest dla niego zbyt żywotna a drapieżnik nie ma ochoty wkładać w polowanie więcej sił. Wtedy warto założyć na hak trupka lub fileta.
Martwą rybkę zakładam bez użycia igły. Wbijam hak u nasady ogona, przewlekam żyłkę na wylot i następnie wbijam haczyk blisko pierwszego promienia płetwy grzbietowej. Trzonek haczyka powinien tworzyć z linią kręgosłupa kąt kilkunastu stopni. Pozwoli to zapobiec obróceniu się haka i wbiciu się ostrza w ciało rybki podczas zarzutu.
Jesień jest jednak porą roku, w której drapieżnik dąży do zgromadzenia zasobów energii na zimę przy minimalnym wydatku sił. To sprawia, że często preferuje martwą rybkę, która stanowi łatwy łup. Dlatego warto zastosować przynajmniej na jednej wędce taką przynętę. Podobnie, jeżeli zdarzają się dziwne uderzenia sandacza- niemrawe piknięcia sygnalizatora bez konkretnego brania, może to oznaczać,że sandacz próbuje schwycić rybkę, ale ta jest dla niego zbyt żywotna a drapieżnik nie ma ochoty wkładać w polowanie więcej sił. Wtedy warto założyć na hak trupka lub fileta.
Martwą rybkę zakładam bez użycia igły. Wbijam hak u nasady ogona, przewlekam żyłkę na wylot i następnie wbijam haczyk blisko pierwszego promienia płetwy grzbietowej. Trzonek haczyka powinien tworzyć z linią kręgosłupa kąt kilkunastu stopni. Pozwoli to zapobiec obróceniu się haka i wbiciu się ostrza w ciało rybki podczas zarzutu.
Wędka- nie ma znaczenia?
Jest w tym stwierdzeniu sporo prawdy. Sandacz nie jest wymagającym przeciwnikiem na kiju. Nie walczy tak dynamicznie jak sum czy szczupak- stawia wędkarzowi jednostajny opór. Czasem przy brzegu potrafi zanurkować lub potrząsnąć paszczą. Teoretycznie więc, wędkarz wyposażony w dowolny kij powinien dać sobie radę. Okazuje się jednak, że to nie hol jest podstawowym kryterium doboru sandaczowej wędki. Przy łowieniu z brzegu często zachodzi konieczność wykonania długiego rzutu z zestawem uzbrojonym w żywą lub martwą rybkę. Bez względu na sposób mocowania przynęty zawsze istnieje ryzyko jej zerwania. Dlatego idealne wędzisko powinno być jednocześnie mocne i sprężyste. Mocne, bo operuję ciężarkami od 40-80 gramów i sprężyste- aby rzut był płynny i długi. Najlepiej moim zdaniem spisują się kije o maksymalnym ciężarze wyrzutu od 80 do 120 gr. Przy połowach blisko podwodnych zaczepów konieczne jest zastosowanie najmocniejszych kijów. Taki sprzęt pozwoli szybko i zdecydowanie odciągnąć sandacza od naturalnej kryjówki. Wędka powinna posiadać niezbyt gęsto rozmieszczone przelotki o dużej średnicy- by zminimalizować opór przy wysnuwaniu żyłki podczas brania.
Kołowrotek i żyłka- kluczowe.
O ile dobór wędki nie odgrywa decydującej roli, to wybór kołowrotka jest bardzo istotny. Podczas brania sandacza na naturalną przynętę kołowrotek spełnia ważną funkcję. Jego zadaniem jest płynne oddawanie żyłki. Sandacz jest wyjątkowo ostrożną rybą, jeżeli podczas brania wyczuje opór może puścić rybkę.
Kołowrotek do łowienia sandaczy powinien mieć dużą szpulę - wysoką lub o dużej średnicy. Bardzo dobrze spisze się też kołowrotek karpiowy typu big pit. Dlaczego taka szpula? Łowię z brzegu, z gruntu. W tym układzie wyrzucenie przynęty na 50-70 metrów z kołowrotka o małej szpuli spowoduje znaczny ubytek żyłki.Sandacz podczas brania musi pokonywać opór żyłki wysnuwanej z głębi szpuli, często trącej dodatkowo o jej rant. Zastosowanie dużego kołowrotka sprawia, że po rzucie ubytek żyłki jest niemal niezauważalny i żyłka jest oddawana bez oporów.
Kołowrotek do łowienia sandaczy powinien mieć dużą szpulę - wysoką lub o dużej średnicy. Bardzo dobrze spisze się też kołowrotek karpiowy typu big pit. Dlaczego taka szpula? Łowię z brzegu, z gruntu. W tym układzie wyrzucenie przynęty na 50-70 metrów z kołowrotka o małej szpuli spowoduje znaczny ubytek żyłki.Sandacz podczas brania musi pokonywać opór żyłki wysnuwanej z głębi szpuli, często trącej dodatkowo o jej rant. Zastosowanie dużego kołowrotka sprawia, że po rzucie ubytek żyłki jest niemal niezauważalny i żyłka jest oddawana bez oporów.
Nie mniej ważną sprawą jest dobór żyłki. Powinna być miękka, z jak najmniejszą pamięcią kształtu oraz bez tendencji do skręcania się. Jej grubość zależy od tego czy jest duże prawdopodobieństwo spotkania z przyłowem w postaci suma. W lecie stosuję żyłkę główną 0,35, jesienią maksymalnie 0,25 mm. Z testowanych prze ze mnie żyłek żadna nie spełniła oczekiwań w 100%. Najbliższa ideału wydaje mi się w tej chwili seria żyłek Zebco. Jedno jest pewne - jakiekolwiek oznaki skręcania się żyłki wymagają szybkiej reakcji. Można próbować ją "odkręcić" poprzez wysnucie jak najdłuższego odcinka z kołowrotka na trawę (potrzebne jest kilkadziesiąt metrów wolnej przestrzeni) i następnie nawinięcie jej z powrotem. Koniec żyłki musi być oczywiście wolny, pozbawiony zestawu. Jest to jednak rozwiązanie chwilowe- wkrótce i tak żyłka będzie wymagała wymiany. Nie warto na tym oszczędzać, bo nie ma nic gorszego jak wyczekane branie zmarnowane przez frędzel z żyłki zablokowany w przelotce lub pod sygnalizatorem.
Diabeł tkwi w szczegółach, czyli co jeszcze?
Ważnym elementem zestawu nie wymienionym do tej pory jest sygnalizator brań. Jesień stawia temu urządzeniu wysokie wymagania. Zimno, deszcz, śnieg, wiatr- niezależnie od pogody sygnalizator musi być niezawodny i bardzo czuły. Wbrew pozorom większość drogich karpiowych sygnalizatorów nie zdaje tu zadania, ponieważ są przystosowane do pracy pod dużym ciężarem swingera. Podczas brania sandacza żyłka luźno spoczywająca w sygnalizatorze często nie powoduje jego zadziałania. Ja od wielu lat z powodzeniem używam najprostszych sygnalizatorów z serii Videotronic Junior. Sprawdzają się w każdych warunkach i co ważne reagują na każde pociągnięcie sandacza. Jeszcze przez wiele lat nie sięgnę po nic innego.
Sprzęt wędkarski to podstawa, ale jesienne wyprawy zamienią się w katorgę jeżeli dobrze się do nich nie przygotuje. Najważniejsze są oczywiście buty, powinny być ciepłe i nieprzemakalne- warunki nad wodą bywają ekstremalne. Nie mniej ważne jest ciepłe, kilkuwarstwowe ubranie, ciepła czapka, rękawice, ogrzewacze do rąk i wreszcie ciepła herbata.
O ile w lecie nie ma nic piękniejszego niż samotna zasiadka, tak jesienią warto wybrać się na ryby z wypróbowanymi kompanami. Czas leci zdecydowanie szybciej a wiatr jakby mniej dokucza. Nie bez znaczenia są też względy bezpieczeństwa nad wodą.
Branie, czyli emocje.
Nie ulega wątpliwości, że w połowie sandaczy na przynęty naturalne najbardziej emocjonującym momentem jest branie. Po zarzuceniu zestawu odkładam wędkę na podpórki i otwieram kabłąk. Wskaźnikiem brania jest sztywny papierek położony na żyłce. Jeżeli wieje wiatr dociskam go niewielkim kamykiem. Sandacz w momencie uderzenia w przynętę bez problemu go zrzuci. Istotne jest to co dzieje się dalej. Po zrzuceniu papierka czuwam nad niezakłóconym wybieraniem żyłki z kołowrotka. Zatrzymanie żyłki podczas brania najczęściej kończy się wypluciem przynęty. Sandacz jest rybą nieodgadnioną- również jego brania mają najrozmaitszy przebieg. Co ciekawe przebieg brania nie zależy od wielkości ryby. Na podstawie obserwacji stworzyłem własny podział zachowań sandacza.
Branie, czyli emocje.
Nie ulega wątpliwości, że w połowie sandaczy na przynęty naturalne najbardziej emocjonującym momentem jest branie. Po zarzuceniu zestawu odkładam wędkę na podpórki i otwieram kabłąk. Wskaźnikiem brania jest sztywny papierek położony na żyłce. Jeżeli wieje wiatr dociskam go niewielkim kamykiem. Sandacz w momencie uderzenia w przynętę bez problemu go zrzuci. Istotne jest to co dzieje się dalej. Po zrzuceniu papierka czuwam nad niezakłóconym wybieraniem żyłki z kołowrotka. Zatrzymanie żyłki podczas brania najczęściej kończy się wypluciem przynęty. Sandacz jest rybą nieodgadnioną- również jego brania mają najrozmaitszy przebieg. Co ciekawe przebieg brania nie zależy od wielkości ryby. Na podstawie obserwacji stworzyłem własny podział zachowań sandacza.
Pierwszy typ nazywam polującym. Ten sposób żerowania sandacza polega na aktywnym poszukiwaniu pożywienia. Sandacz patroluje zbiornik pożerając rybki napotkane na drodze. Branie takiego sandacza jest gwałtowne i charakteryzuje się szybkim i jednostajnym wybieraniem żyłki. Ryba łapie przynętę i pędzi dalej zabijać. Ten sposób polowania wymusza szybkie połykanie przynęty, więc przy tego typu braniu nie czekam dłużej niż 10 sekund. Zamykam kabłąk dwa, trzy obroty korbką i zacięcie.
Drugi rodzaj to sandacz czatujący. Siedzi w swojej kryjówce i jak zgłodnieje rozgląda się za pożywieniem w jej pobliżu. Łapie rybkę i wraca do swojej nory, stąd branie jest zupełnie inne. Uderzenie w rybkę, wyciągnięcie nieznacznej ilości żyłki i potem często żyłka się zatrzymuje. Tu trzeba odczekać trochę dłużej, bo sandacz nie połyka tak łapczywie. Nie musi się spieszyć, jest w swojej bezpiecznej siedzibie. Przy braniu sandacza czatującego może powstać nieco luzu na żyłce, dlatego jeżeli sandacz "nie jedzie"- zamykam kabłąk, chwytam ręką za żyłkę i delikatnie sprawdzam luz. Podkręcam parę obrotów korbą i znowu sprawdzam. Po poczuciu lekkiego oporu zacinam. Przy tego typu braniu- z racji na sposób działania drapieżnika- zdarza się, że po zacięciu sandacz tkwi w zaczepie. Nie należy działać siłowo. Warto na przemian luzować żyłkę i ją napinać, ponieważ dosyć często udaje się skłonić rybę do wypłynięcia z zawady.
Z moich obserwacji wynika, że sandacz "poluje" najczęściej przy specyficznej pogodzie. Wietrzna, paskudna pogoda z dużą falą wyzwala u niego zew krwi. Myślę, że drobnica jest wtedy nieco zdezorientowana i sandacz wykorzystuje to zamieszanie między innymi dzięki przewadze jaką dają mu jego niesamowite oczy. W takich warunkach zdarza się często kilka brań w tym samym rejonie. Można więc podejrzewać, że sandacze żerują w stadku. Na "czaty" zasadzają się z reguły przy ustabilizowanej, nudnej pogodzie. Rzadko udaje się wyholować więcej niż jedną rybę z jednego miejsca. Oczywiście opisane powyżej zachowania nie są regułą. Sandacz jest rybą nieprzewidywalną i dlatego tak fascynującą.
Jak postępować z rybą? Zdecydowanie.
Mętnooki jest rybą wrażliwą na przebywanie poza wodą. Nie znosi przebywania na powietrzu i prób wyjęcia głęboko wbitego haczyka. Dlatego po udanym lądowaniu ryby należy działać szybko i zdecydowanie. Jeżeli mam zamiar zabrać rybę natychmiast ją uśmiercam i dopiero później zabieram się za jej wypięcie. Jeżeli ryba jest nie wymiarowa lub po prostu chcę ją wypuścić- otwieram lekko pysk sprawdzając gdzie tkwi hak. Jeżeli płytko, to używając szczypiec szybko go wyjmuję. Jeżeli głęboko, w żołądku- odcinam żyłkę blisko paszczy. Wszelkie próby grzebania w pysku najczęściej zakończą się śmiercią ryby. Nie jest prawdą, że sandacz wypuszczony z haczykiem nie przeżyje. Wielokrotnie łowiłem ryby z pozostałościami zestawów w pysku. Kilka lat temu złowiłem niewielkiego sandacza, dla którego mój hak był już trzecim który tkwił w przełyku, co nie przeszkadzało mu wcale w żerowaniu. Udało mi się również uzyskać dowód na moc soków trawiennych sandacza.
Podczas patroszenia jednej z ryb, wyczułem jakieś zgrubienie na pęcherzu pławnym. Okazało się, że to fragment haka, z którym został kiedyś wypuszczony. Prawie cały haczyk został strawiony- poza ostrzem, które przebiło żołądek i znalazło się poza obszarem działania kwasów żołądkowych.
Wytrwałości!
Nie ulega wątpliwości, że łowienie sandaczy na naturalne przynęty wymaga cierpliwości i samozaparcia. Trudne, jesienne warunki nie zachęcają do wieczornych eskapad. Kapryśna ryba- jaką jest sandacz potrafi zniechęcić wieloma bezowocnymi zasiadkami. Z drugiej strony- niepowtarzalna cisza nad wodą, wypróbowani koledzy, długie rozmowy na każdy temat, no i emocje związane z polowaniem na najostrożniejszego z drapieżników. Chcesz to poczuć? Ruszaj. W mroku czeka On - sandacz dla zuchwałych.
Tomek1