Nie jeden raz przypadek spowodował, że odkryłem jakąś tajemnicę konkretnej miejscówki. Tak było i tym razem.
W poszukiwaniu okoni sięgnąłem po przynęty Libra Lures i podobne innych firm, które przypominały larwy.
Łowiskiem był mocno porośnięty podwodną roślinnością kanał Odry. Aby w miarę poprawnie zaprezentować larwy, uzbroiłem je w muchowe haki z wolframowym koralikiem i haki jigowe z zaciśniętymi śrucinami w gramaturze 0,5-1 g. Przestrzeń między zielskiem a lustrem wody momentami miała 50 cm. Są fragmenty, gdzie wstęgi traw i glonów nie pozwalały na łowienie. W takich warunkach prezentacja przynęty w opadzie jest niemożliwa. Pozostało łowić poprzez ściąganie w umiarkowanym tempie tak, by przynęty nie grzęzły w zielsku, a jednocześnie nie pracowały w zbyt szybkim i podejrzanym tempie.
Nie trzeba mieć specjalistycznego sprzętu. Oczywiście wskazane jest, by całość zestawu była w miarę możliwości dobrana do przynęt i ryb. Obecnie posługuję się wędką Dragon Finesse Jig 2,45/0,5-7g. Jest to wklejka o akcji XF. Do niej mam dopięty kołowrotek Ryobi Ecusima 1000 z plecionką Siglon PEx4 w rozmiarze 0,6/0,132 mm. Zakończenie jest z żyłki i małej agrafki. Niestety, ale z agrafek jakoś nie mogę zrezygnować. Źle się czuję, gdy nie mam możliwości natychmiastowej zmiany przynęty.
Odległość, na jaką udaje się rzucić lekkimi przynętami 1-2g (całość z główką wolframową lub śruciną) to 8-12m.
Istotną sprawą jest sposób ich prowadzenia. Na kanale, w którym ostatnio łowiłem, sprawdzało się prowadzenie tuż pod powierzchnią, a nawet delikatne smużenie.
W dojściu na innym poziom łowienia pomogły mi larwy Libra Lures. Są z innego materiału niż tradycyjne silikonowe przynęty. Bardzo miękkie, wyporne i rozciągliwe. To nie jest tak, że załatwiają całkowicie sprawę. Łatwo zsuwają się z haków i nie są wieczne. Można się z tym uporać przez klejenie larw na trzonku haka lub umieszczenie na klej koralika. Takie zgrubienie z koralika ogranicza zsuwanie.
Po krótkim doświadczeniu doszedłem do wniosku, że dobrze sprawdzają się larwy do 27-30 mm. Powyżej tego wymiaru brania drastycznie spadają.
Miałem okazję łowić też inne ryby. Tego się nie uniknie. Częstym gościem będą okonie i jazie. Wszystko zależy od łowiska. Mnie trafiały się też płocie, krąpie i niewielkie bolenie.
Dla porównania próbowałem łowić mikro woblerkami i muchowymi jigami. Jednak silikonowe larwy okazywały się skuteczniejsze.
Gdy wzmagał się wiatr i robiła się fala, brania wzdręg spadały do zera.
Miejsce, które próbowałem rozpracować odwiedzałem przez miesiąc. Łowiłem od 16:00 do zmierzchu. Nie mam więc doświadczenia we wcześniejszych godzinach. W moim przypadku dobrą porą brań była przynajmniej godzina przed zmierzchem. W tym czasie musiałem się mocno mobilizować, by nie psuć brań, a było ich nie mało.
Między wzdręgami brały też inne ryby, co mnie wcale nie martwiło.
W tak krótkim okienku żerowania nie można było liczyć na większe ilości samych wzdręg. Na kilkanaście ryb, tych właściwych łowiłem maksymalnie do pięciu sztuk. Mimo to , nie mogłem się doczekać kolejnego dnia i tych długich odprowadzeń wabików, by ostatecznie sobie powiedzieć:
- i znowu ślicznotka wywiodła mnie w pole:)
Jaceen