Wybierz kategorię tematyczną

Królestwo szczupaków - taki właśnie epitet przewija się w rozmowach najczęściej, kiedy mówi się o rejonie archipelagu Blekinge. Południowe wybrzeże Szwecji od lat słynie z ogromnej populacji cętkowanych drapieżników, co sprawia, że co roku wędkarscy turyści podróżują w te rejony w nadziei na spotkanie z rybą życia... Szkiery w tym rejonie odwiedzam nie pierwszy raz, jednak tym razem czekało mnie znacznie bardziej odpowiedzialne zadanie, bowiem wyjeżdżałem w charakterze przewodnika naszej grupy.

Pogoda, jaka przywitała nas w dniu przyjazdu do Karlskrony była iście jesienna - wiatr, rzęsisty deszcz i temperatura sięgająca zaledwie 10 stopni Celsjusza. Czy może być lepiej? Niestety, nasze szczęście nie trwało zbyt długo, bowiem w ciągu zaledwie kilku godzin zaszła diametralna zmiana - niebo przybrało czysty, błękitny kolor, zaś wiatr zupełnie się uspokoił. Takie warunki nie wróżą niczego dobrego! Wszyscy bowiem wiemy, co się dzieje, gdy dojdzie do tak gwałtownej zmiany, jeśli jeszcze dodamy do tego zupełną flautę, mamy gotowy przepis na niemal pewną katastrofę. Nie poddaliśmy się jednak - szybko rozlokowaliśmy się w domkach, zjedliśmy obiad i ruszyliśmy do boju! Zaczęliśmy łowić tuż przy naszej bazie, w miejscu w którym w zeszłym tygodniu złowiono 116-tkę, a także 5 spośród 10 największych szczupaków w tym sezonie. Niestety, ryby były nieubłagane. Przez pierwsze 2 godziny łowienia widzieliśmy zaledwie kilka szczupaków długości 70-80 cm odprowadzających nasze przynęty, aż do samej łodzi. Przełom nastąpił, gdy napłynąłem w bardzo płytką zatokę, do której uchodziła jedna z okolicznych rzek. Pierwszych kilka rzutów i... Piotr zapina prawdziwą mamuśkę! Szczęście nie trwa jednak długo, ryba rzuca kilka razy potężnym łbem i wypluwa jerka, którego jeszcze kilka sekund temu miała w pysku. Inna spora ryba wychodzi do przynęty jeszcze dwa razy, niestety tym razem nie jest na tyle zaciekawiona, by zaatakować woblera. Przed zachodem słońca, zmieniam miejscówkę na moją „bankówkę”. Nie mija 5 minut i Radek zapina całkiem przyzwoitego (jak na panujące warunki) szczupaka. Ryba jest wyjątkowo silna - kilkakrotnie odjeżdża, uparcie uciekając w stronę dna. W końcu, gdy wydaje się być zmęczona, próbuję ją podebrać, jednak ona nie daje za wygraną. Ostatkiem sił ryba stawia świecę, po której już zupełnie się uspokaja. Szybkie mierzenie - okazuje się, że esox ma równo 80 centymetrów. Sesja fotograficzna i ryba wraca z powrotem do wody. Tym miłym akcentem zakończyliśmy pierwszy dzień łowienia.

 

W poniedziałek rano nadzieja na wielkie ryby z Blekinge znów w nas ożyła. Na niebie pojawiły się delikatne chmury, zaś wiatr nieznacznie marszczył taflę wody. Dosyć szybko złowiliśmy po kilka średniaków, jednak brania ryb zupełnie ustały w momencie, gdy się rozpogodziło. Jako że pogoda była typowo wypoczynkowa, a ryby nie wykazywały się zbytnią chęcią współpracy, dobiliśmy na brzeg, by chwilę odpocząć i zjeść coś ciepłego. Gdy już podładowaliśmy akumulatory, z powrotem zabraliśmy się za łowienie. Do późnego popołudnia zanotowaliśmy kilka niewielkich ryb i pojedyncze, nieśmiałe brania. Ostre słońce i wysoka temperatura nie wpłynęły korzystnie na żerowanie ryb. Podejrzewając, że tego dnia nie zwojujemy już zbyt wiele, postanowiłem, że spróbujemy poszukać okoni w okolicy stromego stoku tuż przy naszej bazie. W ciągu pierwszych kilku rzutów raz po raz czułem delikatne podskubywanie niewielkiego rippera... W następnym rzucie delikatnym sprzętem, czuję tępy opór i jestem niemal pewien, że zahaczyłem o podwodny kabel. Dopiero po kilku sekundach „kabel” ożywa i zaczyna desperacką walkę. Ryba, jak przystało na szczupaki z Blekinge, jest wyjątkowo silna. Za wszelką cenę stara się wysnuć kolejne metry plecionki ze szpuli delikatnego multiplikatora i uciec pomiędzy nabrzeżne głazy. W końcu, szczupak daje za wygraną i ląduje na pokładzie naszej łodzi. Miarka wskazuje 89 cm. Po krótkiej sesji fotograficznej, ryba odpływa, ochlapując mnie przy tym całego.

 

Kolejne dni przyniosły wręcz wymarzoną pogodę - wiał dość silny wiatr, zaś niebo naznaczone było pojedynczymi chmurami. Czy można prosić o więcej, będąc na szczupakach? Z dnia na dzień Blekinge coraz bardziej pokazywało pazury. Szczupaki brały praktycznie w każdym miejscu, na które napłynęliśmy i co najważniejsze - nie wybrzydzały! Atakowały jerki, wahadłówki, obrotówki, duże i małe gumy. Dość powiedzieć, że najlepsza spośród miejscówek obdarzyła trójkę uczestników wyprawy przeszło 20 szczupakami w niespełna godzinę! Do szczęścia brakowało nam jedynie ryby, której długość przekroczyłaby magiczne 100cm...

 

W środę po południu Piotr jak zwykle przekomarzał się z Radkiem i rzucił żartobliwie: „obyś tak do końca wyjazdu nic już nie złowił!”. Radek zaśmiał się i wykonał rzut. To, co zdarzyło się później, będziemy wszyscy długo wspominać! Kij wygina się w pałąk, kołowrotek jęczy, powoli poddając się sile ryby i oddaje kolejne metry plecionki. Radek stwierdza, że tym razem ryba jest naprawdę konkretna. Ryba walczy wykonując długie, majestatyczne odjazdy typowe dla „mamusiek”. Walka się przeciąga, jednak w końcu szczupak zaczyna słabnąć i daje za wygraną. Przykładamy esoxa do miarki i okazuje się, że mierzy dokładnie 102 centymetry! Jest po prostu piękny - delikatny złoty odcień łusek, masywny, gruby kark... Podobnie jak poprzednio, zaraz po sesji, ryba zostaje ostrożnie wypuszczona.

 

Lepsza sytuacja miała miejsce na łodzi Jacka, który podczas wieczornych opowieści powiedział, że w czwartek złowili „dwa i pół metra ryby” w jednym rzucie! Jak to możliwe? Cała trójka łowiła na jednej łodzi i zadziałało prawo serii, niemal w tym samym momencie zanotowali brania! Jacek najszybciej wyholował swoją 60 cm rybę. Po nieco dłuższej chwili także Rafał podebrał swojego szczupaka - ryba mierzyła 92 centymetry, jednak została niemal natychmiast wypuszczona, nie doczekawszy się sesji zdjęciowej. Dlaczego tak się stało? Wiatr był na tyle silny, że w ekspresowym tempie pchał łódź w stronę przybrzeżnej kamiennej rafy, a kapitan właśnie walczył z największym spośród złowionych dotychczas szczupaków. Jacek i Rafał zarządzili małą roszadę i łódź zaczęła powoli oddalać się od brzegu. W końcu nastąpiła chwila słodkiego triumfu. Po kilku minutach zmagań, ryba znalazła się w „objęciach” Michała. Szczupak mierzył 104 centymetry i stał się jednocześnie nową „życiówką” Michała!

 

Do końca wyjazdu złowiliśmy jeszcze wiele szczupaków, jednak większość stanowiły „średniaki” długości 70-80 cm. Bilans zamknęliśmy z przeszło 500 rybami, wśród których było kilka sztuk, o długości przekraczającej 90 cm (niestety nie wyczerpaliśmy wszystkich liczb z zakresu 90-99) i ponad 30 szczupaków pomiędzy 80 a 89 cm.

 

Szkiery w Blekinge to łowisko absolutnie wyjątkowe w skali całego szwedzkiego wybrzeża. Co sprawia, że łowisko to jest aż tak wyjątkowe? Po pierwsze, liczna populacja szczupaków! Najczęściej łowi się ryby długości 70-80 cm, jednak ponadmetrowe esoxy to tutaj niemal codzienność. Warto pamiętać, że nie liczy się tylko wielkość ryby, lecz także jej uroda, a tej szczupakom z Blekinge akurat nie brakuje! Tutejsze szczupaki mają rzadko spotykany złocisty koloryt, który idzie w parze z niezbyt smukłą sylwetką... Pomimo że cały rejon kojarzony jest głównie z tymi właśnie rybami, nie sposób nie wspomnieć o okoniach! Garbusy nie są aż tak liczne jak szczupaki, jednak rekompensują ten fakt imponującymi gabarytami. W dobre dni rzadko łowi się ryby mniejsze niż 40 centymetrów, a średnia ilość okoni idzie w dziesiątki... Szkiery w południowej Szwecji różnią się nieco od wybrzeża spotykanego w środkowej części kraju. Na krajobraz archipelagu składają się zarówno pojedyncze nagie skały, jak i niezbyt duże, niemal pozbawione roślinności kamienne wysepki. Z kolei, decydując się na łowienie w okolicy dużych miast, jak np. Karlskrona, nie tylko mamy szansę na wspaniały wędkarski wypoczynek, lecz także na otarcie się o absolutnie szczególne miejsca będące świadkami burzliwej historii Szwecji ciągnącej się od epoki Wikingów, aż do chwili obecnej. Ostatnią rzeczą, o której warto wspomnieć, mówiąc o Blekinge jest charakterystyka łowiska. Szkier można w zasadzie podzielić na dwie części - zatokową i tę graniczącą z otwartym morzem. Wybierając ten pierwszy rodzaj łowiska, zobaczymy znajomy krajobraz - wynurzające się łodygi podwodnej roślinności i brzeg porośnięty gęstymi i szerokimi trzcinowiskami. To właśnie tutaj wczesną wiosną i późną jesienią łowione są największe szczupaki! Zgoła odmienna jest charakterystyka łowisk graniczących z otwartym morzem. Najczęściej obławia się skraj kamiennych raf, bądź też brzegi większych wysp. Od zatok, miejscówki te odróżnia przede wszystkim wielkość łowionych ryb - niestety, są to na ogół średniaki. Warto dodać, że tzw. „kamienne szczupaki” to prawdziwi strongmani, nawet niewielkie ryby, mierzące 70-80 centymetrów, potrafią dać ostro popalić, niejednokrotnie przebijając zatokowe „metrówki”...

 Michał Szewczuk

www.przewodnicywedkarscy.pl

Komentarze użytkowników

Zaloguj się aby dodać komentarz

https://www.iparts.pl/dragon

Blog Zwędkowani TOKAREX - super oferta pontonów firm Honda, Bush, Fiord, Kolibri, YRT, CHINEE oraz silniki i akcesoria do nich