Skocz do zawartości
Dragon

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 28.08.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Dziś wybraliśmy się z @Booryss na zakończenie sezonu pstrągowego. Właściwie pojechaliśmy bez przekonania, co do godnego zakończenia jakimś w miarę przyzwoitym pstrągiem, bo nasze rzeki i rzeczki PiL wieją pustką jak szkoły podczas zdalnego nauczania. Okazało się jednak, że z pstrągowego zakończenia wyszedł nam chyba całkiem niezły początek sezonu lipieniowego. Kilka naprawdę ładnych, jak na nasze warunki, lipasów mieliśmy okazję wyjąć z podbieraków. Zdarzyła się nawet chwila intensywnych zbiórek jęteczki z powierzchni, więc nacieszyliśmy się w sumie kilkunastoma sztukami wyjętymi na sucharka. Żeby nie było jednak za optymistycznie - miejscówki, w których kiedyś łowiliśmy niemal na pewniaka, tym razem ziały pustką.
    6 punktów
  2. 2 punkty
  3. Gdy złożyłem już kij i wracałem do auta zacząłem się zastanawiać co ja w ogóle robię - ani to praktyczne, ani nawet nie do końca etyczne... no cóż, ale skuteczne. Pomny ostatniego wyskoku nad Odrę po pracy na chybił trafił, dziś wiedząc, że będę miał podobną okazję - postanowiłem się lepiej przygotować. Zrezygnowałem z kija do 15g, zastępując go nieco solidniejszym, mały kołowrotek z cieniutką plecionką też poszedł w odstawkę. Jego miejsce zajął większy, z większym przełożeniem, a przede wszystkim mocniejszą plecionką. Fluo też zastąpiłem wolframem i tak uzbrojony wylądowałem nad rzeką - tym razem w okolicach Ścinawy. Nie jestem z tym odcinkiem rzeki na bieżąco, ale miałem wrażenie, że woda jest wysoka, a przez to jeszcze szybsza, niż ją zapamiętałem. Postanowiłem obławiać spokojniejsze klatki w poszukiwaniu szczupaków. Po bezowocnym przeczesaniu kilku z nich, zauważyłem jakiś subtelny popłoch wśród narybku na skraju warkocza. Co prawda sprzęt nie był na subtelne ryby, ale tym razem byłem mądrzejszy i do plecaka wrzuciłem kilka pudełek z różnymi wabikami. Na końcu topornego zestawu zakładam małą srebrną obrotóweczkę Nr 1. Daleko to to nie lata, ale tam gdzie chciałem sięgam i od razu wyciągam bolenia - takiego z 15cm. Czyżby to on tak ganiał narybek? Następne zamieszanie zauważam na końcu tej samej klatki. Dwa rzuty i tym razem ledwo wymiarowy klenik. Skoro biorą takie "rybska", to może jednak wypadałoby chociaż zdjąć ten wolfram, bo słabo to wygląda i nawet ja bez polaroidów widzę go w wodzie przed obrotówką. Przepraszam więc fluo i od razu czuję się lepiej. Niestety ryby chyba tego nie zauważyły, a może właśnie zauważyły, bo kolejna godzina mija na niczym. Wracam więc w stronę samochodu obławiając praktycznie jeszcze raz te same miejsca ale "subtelniejszym zestawem" i w przeciwną stronę. W ostatniej klatce, na jej środku był kawałek spokojnej wody między prądami. To tam właśnie doczekałem się fajnego łupnięcia. Od razu wiedziałem, że to będzie dzisiejsze PB, ale nie spodziewałem się leszcza, choć nie ukrywam, że w trakcie holu, miałem taki przebłysk, ale szybko go wyparłem 😀 Wracając do wstępu - lubię czasami po skończeniu łowienia przysiąść na chwilę, popatrzeć na wodę i niekoniecznie analizować swoje wędkowanie, ale czasami zwyczajnie pomyśleć, albo i nie. Dziś zacząłem się właśnie zastanawiać co ja właściwie robię. W ciągu lata maksymalnie wyszczuplałem swój sprzęt i mówiąc szczerze nie łowiłem nic. Wystarczył jeden przypadkowy szczupak, bym dziś wybrał się właśnie na nie z dobranym pod nie zestawem i zamiast nich złowiłem 15cm bolusia, niewiele większego klenika i leszcza. W każdej chwili mogłem wrócić do samochodu i wziąć lżejszy zestaw, ale zwyczajnie mi się nie chciało. Pesel, czy lenistwo... a może po prostu wchodzę w etap, kiedy człowiek woli pobyć nad wodą w ciszy i spokoju nawet za cenę dodatkowego brania, niż biegać jak kot z pęcherzem po brzegu i co chwila zmieniać kije? Chyba tak 😊
    2 punkty
  4. Gratulacje dla łowiących Ja od ostatniego wpisu byłem nad wodą dwukrotnie, oba wypady były w godzinach popołudniowo-wieczornych. Na pierwszym wypadzie kilka dni temu złowiłem tylko klenia 29 cm na 7 cm boleniowego huntera. Drugi wypad był wczoraj, łowiłem z bratem i kolegą od około 17:00 do 21:00. Brat miał sporo brań na gumy 4 ryby wciął i wszystkie 4 mu spadły.. Kolega tym razem na zero, a ja zaliczyłem w sumie 4 brania z czego trzy wciąłem lecz dwie ryby najpewniej sandacze mi się spięły.. Dopiero za trzecim razem rybę jakimś cudem udało się doholować ( wisiała za 1 grot tylnej kotwiczki.. ) i wyjechał pierwszy sensowniejszy sandacz w tym roku niecałe 60 cm. Wrzucam jedno pamiątkowe zdjęcie zrobione na szybko przez podbierającego kolegę : PS. Sezon grzybowy też się już w moich rejonach rozpędza
    1 punkt
  5. Dzisiaj mi Pan z obsługi jazu zaproponował żebym wyszedł z wody (stałem na środku jakieś 100 m od jazu) bo mogę nie ustać jak jaz otworzy - chyba bym nie ustał .... nie wiedziałem że tam takie atrakcje można zaliczyć. (znowu nie trafiłem tam na dobrą/niską wodę pod suchą ale dwa kleniki (30 cm i 40 cm) złowiłem zanim RZGW postanowiło mnie z wody wyprosić)
    1 punkt
  6. Z moich obserwacji sandacze mają się tak samo dobrze latem, jak jesienią, czy zimą. Jeżeli ktoś mocno zaangażuje się w ich tropienie w całym sezonie, może dojść do ciekawych wniosków. Dodam od siebie jedno zachowanie tych ryb, którego kiedyś absolutnie z nimi nie wiązałem. Otóż zbieranie pokarmu podobne do klenia zbierającego muchę. Są takie miejsca, gdzie sandacz bardzo powtarzalnie, z dokładnością do metra, potrafi się ustawić i co jakiś czas zjadać rybki niczym kleń chleb z powierzchni. Ustawia się w jakimś dołku, za przeszkodą dającą schronienie, lub warunki pozwalają na minimalny wysiłek, by ostatecznie zgarnąć słabiutką i bezradną rybkę niesioną nurtem. Mówię o sytuacji na rzece. Może być też tak, że przemieszcza się swoją ścieżką i powraca w te same miejsca cyklicznie w krótkich kilkuminutowych odstępach. Cały pic w tym, że czasami udaje się takie sandacze dość szybko, a czasami zaskakująco szybko przechytrzyć. Innym razem można przerzucić cały arsenał przynęt i skończyć na niczym. Przekonałem się, że w takich sytuacjach gumy z odpowiednią gramaturą jigowych główek, dają (według moich skromnych porównań) prawdopodobnie najlepszą skuteczność. W pewnych fragmentach Odry da się łowić sandacze na „upatrzonego”. Pomijając fakt, że nie łowiłem na upatrzonego dużych sandaczy, to satysfakcja z wytropienia stanowiska, wytypowanie przynęty, umiejętne jej prowadzenie, była niejednokrotnie budująca i potwierdzająca słuszną drogę do poprawiania skuteczności. Pisząc na upatrzonego, mam na myśli miejsce widzianych i słyszalnych ataków. Poprzedniej niedzieli byłem na jednym z takich miejsc. Poziom wody był taki, że bez namysłu postanowiłem wykorzystać warunki. Nie pomyliłem się. Sandacze co jakiś czas atakowały drobne rybki, wskazując swoje stanowiska. Tej nocy miałem sześć brań. Skuteczny byłem przy trzech. Gumy o długości 3” i główki 3-5 g dawały możliwość poprowadzić je niczym płytko pływające woblery. Brania były energiczne. Sandacze nic sobie nie robiły z tego, że przypon był prawie milimetrowej grubości. Ważniejsze było podanie gumy w ich rewir i prowadzenie na odpowiedniej wysokości.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.