U mnie w aucie rano -5, jak wracałem -3. Zbiornik no kill. UL w poszukiwaniu okonia. Walka z wiatrem i zimnem i... łabędziami . Wczorajsza miejscówka dużo bardziej wygwizdana jak wczoraj. W pierwszych rzutach było parę puknięć, ale nic zaciętego. Nie mam rękawiczek 🤔 więc po 5 minutach palców prawej ręki nie czuję. Po 10 minutach przypłynęły łabędzie. Wczoraj też były ale widząc, że nic nie dostają odpływały. Dzisiaj miały inne plany. Idę na wycieczkę wkoło zbiornika w poszukiwaniu bardziej zacisznego miejsca. A że drzew w koło praktycznie nie ma, to znajduje miejsca tylko ciut lepsze. Ryb jednak nie lokalizuje. Wracam w pierwsze miejsce, a te dziadygi dalej tam są. Szukam dalej. Na dopływie do zbiornika jest mocne branie ale po jakichś 5s holu, ryba spada. W międzyczasie błysnął mi jej bok. Niestety nie umiem ocenić czy to szczupak czy może kleń, na pewno nie okoń. Na oko 30-40cm. Co ciekawe wczoraj w tym samym miejscu miałem w odstępie 2h także dwa solidne brania w tym jedno zakończone kilku sekundową walką i spadem. Mam teraz cel aby dopaść tego gagatka, i oby nie skonczyło się to wtedy obcinką. W międzyczasie wczorajszą szcześliwą miejscówkę opósciły łabędzie, ale jak się tam pojawiłem to zaraz były spowrotem. Finalnie na zero, przynajmniej na razie także jeszcze bez kataru 🤣.
Biorąc pod uwagę, że czasowo na ryby będę mógł sobie pozwolić dopiero na weekend, to wody stojące na dłuższy czas przy tych mrozach będzie trzeba odpóścić. Może chociaż Kwisa do weekendu opadnie...