Skocz do zawartości
tokarex pontony

Ranking

  1. MarianoItaliano85

    MarianoItaliano85

    Użytkownik


    • Punkty

      18

    • Liczba zawartości

      168


  2. jaceen

    jaceen

    Redaktor


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      5 357


  3. Elast93

    Elast93

    Użytkownik


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      2 857


  4. SebaZG

    SebaZG

    Użytkownik


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      230


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 23.05.2024 uwzględniając wszystkie działy

  1. Ostatni wypad to niedzielne GP Okręgu we Wrocławiu. Taktyka z Kolegą ustalona, lecimy na mety. Jak zwykle przy takich zawodach, start wyglądał podobnie do biegu sprinterskiego 😄 Stajemy na zaplanowanej mecie, chyba trzeci rzut na powierzchniowego wobka, pierwszy strzał ryby nietrafiony, poprawka, ryba się wcina,szybko oceniam na 50-55cm, w głowie już punkty za rybę i.... Ryba spada. Szybkie pozdrowienie jej w łacinie i łowimy dalej. Kolega ściąga w międzyczasie klenia 46cm i bolenia 55cm a ja nic... Mijają kolejne minuty, brań brak... Myślę sobie "dawaj Ultrasa i rzucaj wahadełkami może chociaż małe klenie punktowane będą brały". Dwa rzuty i jest przytrzymanie, wcinam rybę ale za szybko! Ryba przepłoszona, pora znowu zmienić metę. Idziemy dobre 500m wyżej, ale tłok jak na targowisku. Uciekam jeszcze wyżej, rzucam wahadełkiem i nagle delikatny okoniowy pstryk i jeeest, już na zero nie będę ale żeby się chwalić...okoń 19cm . Do końca zawodów pozostają dwie godziny, powoli zbiera się na burzę. Myślę sobie "wóz albo przewóz", albo ściągnę dobrą rybę albo zostanę z tym okoniem. Zero oznak klenia, zero oznak bolenia. Martwa woda również od ludzi. Zakładam stosunkowo ciężkiego wobka powierzchniowego rzucam w dół kanału ile fabryka dała. Chlap chlap chlap i strzał! Nie trafił! Od razu poprawka i wcięcie! Hamulec zagrał, Siedzi duży boleń(rybę oceniam na 70+), który mocno wierzchem szedł. Jeden odjazd i wobler wyskakuje z pyska bolenia. Niestety okazało się, że rozgiął kotwicę. Już pech wyczerpany na dzisiaj? Powiedzmy... Spotykam mojego Kolegę, z którym już setki godzin przełowiliśmy, wybieramy jedno miejsce i cisza, drugie miejsce cisza... Do końca zawodów godzinka. Zaczyna padać dosyć mocno, mówię do kumpla:" dawaj tu staniemy, ściągniemy po boleniu i idziemy zdać protokoły". Kolega uśmiechnął się tylko (raz już tak powiedziałem mu, tyle że mieliśmy ściągnąć po jaziu i trafiłem w pierwszym rzucie rybę 45cm😄), mój wobek już 15m od brzegu jest i nagle kocioł nad wodą, ryba na kiju! Pierwsza myśl? Zaraz spadnie 😅 szczęśliwie doholowuje rybę do brzegu ale podczas próby odpięcia podbieraka od klipsa coś mi strzela w plecach. Poprosiłem Kolegę o pomoc w podebraniu ryby. Zrobił to bez problemu a mata pokazała 66,5cm. No i tu historia zaczyna się na nowo. Zdałem protokół, wydrukowali wyniki i nagle jestem wezwany przez Sędziego. Okazuje się, że jeden z zawodników widział jak rybę podebrał mi Kolega. Oczywiście przyznałem się do takiego faktu(tłumaczyłem czym to było spowodowane) chociaż z racji że jestem totalnym amatorem nie wiedziałem, że Kolega nie może pomóc podebrać mi ryby. Nieznajomość regulaminu nie zwalnia mnie jednak z jego przestrzegania. Czy to podebranie ryby przez Kolegę cokolwiek zmieniło? Moim zdaniem nie. Ryba była pewnie wpięta, gdyby nie plecy byłbym w stanie podebrać ją nawet ręką. Niestety nie została ona uwzględniona w finalnym protokole, co za tym idzie uciekła mi nagroda za największą rybę zawodów i 5 miejsce w GP okręgu. Finalnie zająłem 23 miejsce w gronie 57 zawodników. Gorzej niż rok temu ale pomijając te plecy, na wodzie coś się działo i jak zwykle miło było spotkać kilku Kolegów,.których widzi się często nad wodą. Na pamiątkę zostaje mi foto bolenia 😜 Pozdrawiam 🖐️
    10 punktów
  2. Zacznijmy od tego przyjemniejszego wypadu a właściwie jego zakończenia, chociaż 70% czasu szło jak po grudzie. Najpierw silny wiatr, nie szło rzucać i poprowadzić sensownie smużaka czy wobka, później kilka wyjść fajnych ryb do smużaków i ryby rezygnowały w momencie kiedy powinny już atakować. Kiedy wiatr siadł na dobre, zrobiła mi się broda i urwała pletka na szpuli...20m pletki w kosz. Szybkie przewiązanie, w głowie tylko "Marcin, jedynie spokój Cię uratuje", zakładam ulubiony kolor największej Bromby, rzut, w końcu piękny strzał, wcinam rybę i....strzela pletka🤬 Mówię do Kumpla, że to nie mój dzień chyba pora wracać do domu, ale chwila...w tym sezonie był tylko jeden wypad na zero, dlaczego miałby być drugi? Kolega ściąga ślicznego jazia 46cm, myślę sobie, że jak on ma rybę to może i na mnie pora? Grzebię w pudełkach i wymyśliłem najmniejszego smużaczka w swoim asortymencie. No to rzucamy! Sprowadzam wachlarzem ale zdecydowanie wolniej niż zwykle, tak naprawdę dając przynęcie samej zrobić pełny wachlarz. Smużak dojeżdża do kamienia i strzał! Pewne wcięcie i w głowie tylko miałem, że nie zmieniłem w tym smużaku kotwicy i jest tam jakiś relikt 😄 ale szybki hol, kleń jest w podbieraku ale w głowie miałem znowu jakieś 47-49cm. Nie! Mata pokazuje równe 51cm czym poprawiam swoją życiówkę o szalone 0.5cm 😄 Kolega w tym czasie również złowił fajną rybę bo 49cm ale dla mnie to ta moja była priorytetowa. Także po burzy zawsze świeci słońce, chociaż to już zdecydowanie zachodziło za horyzont Poniżej pamiątkowe foto nowego PB 🔥
    7 punktów
  3. Detalicznie, a nie hurtowo. Tak ostatnio kończyły się moje sukcesy. Jeden z dni przeznaczyłem na łowienie batem. Mocny wiatr utrudniał i odebrał całą przyjemność posługiwania się wędką. Tylko trzy brania i jedno z nich odpłaciło, można by powiedzieć, męczarnię z warunkami. Podczas holu wyobraźnia działała i widziałem na miarce dobre 42 cm. Nic z tego. Magiczna bariera czterdziestu jeszcze nie została przekroczona. Brakowało milimetrów, by to się stało. Ale i tak to największa wzdręga kiedykolwiek złowiłem. Pozostałe wyprawy były wyłącznie spinningowe. Naprzemiennie, raz na tarczy, raz z tarczą. Podsumowując, każda ryba łowiona z dość trudnych łowisk. Boleń ze stojącej wody, to wyzwanie w zasadzie z góry skazane na porażkę. Nieliczni łowią regularnie z takiej wody. U mnie daleka droga, by mówić o regularności. Chociaż ostatnie pięć złowiłem właśnie ze stojącej. Kolejny raz okazuje się, że popper własnego wykonania może wiele. lub, prezent od Grześka popper/wtd. Fajna zabawa przynętą i widowiskowe brania. Bolenie cwane i trzeba czekać na mniejszą ostrożność, lub działać z zaskoczenia. Wielką niespodziankę sprawił mi kleń ze Ślęzy. Dużo przypadku w tym było, ale w końcu sam nie wskoczył do podbieraka. Musiałem dobrze kombinować, by w ogóle skusić jakiegoś z wypatrzonej miejscówki. Traf chciał, że przechytrzyłem okaz 58 cm na Funny5 A. Lipińskiego. Od kilku dni walczę z zatokami i ostatnia czwartkowa wyprawa była już z rozpaczy, żeby trochę się rozciągnąć. Dwa brania na powierzchniowego Funny5 i jeden boleń wyjechał na matę. W końcu z tego miejsca coś wyjąłem, bo ostatnio żarty sobie ze mnie tam robiły. Jak te ratlerki szarpiące za nogawki. Ładne branie. Trochę przegapiłem, ale usłyszałem głośnie klop! Błyskawicznie namierzyłem miejsce i w moment poczułem przygięcie. Reszta poszła z niewielkimi przygodami. Ostatecznie podbierak uratował sytuację. pzdr., 👊
    3 punkty
  4. Method feeder na znanej już w wodzie - jezioro Moczydło, zbiornik no kill. Po prawie dwóch miesiącach udało się wyskoczyć na rybki. Była piękna pogoda, porywisty wiatr i dość parno. Nie udało się po raz kolejny złapać amura...niestety, ale wpadły za to piękne i duże karpie. Zapraszam na film bo w nim spontaniczny, mały pojedynek na przynęty. Chyba w swoich filmach wprowadzę częściej takie porównania. Dajcie znać jak Wam się podoba taka forma video. Do zobaczenia nad wodą ! Link do filmu >>
    2 punkty
  5. Gratulacje wszystkim łowiącym U mnie ostatnimi czasy było dość kiepsko, dopiero te dwa ostatnie wypady trochę nadrobiły.. Przedwczoraj pierwszy raz w tym roku zwodowałem ponton na jednej z podkrakowskich żwirowni bardziej dla testu czy wszystko jest w porządku bo już w tą sobotę zaczynam 3 dniową zasiadkę karpiową pod Tarnowem W sumie wędkowałem wtedy jakieś 3,5 godziny, miałem kilka brań i wyjąłem dwa pstrągi tęczowe 40+ oraz 51 cm Kolejny wypad był dziś rano, ale już z brzegu nad Wisłą i łowiłem tylko godzinkę.. W sumie to wystarczyły tylko 3 rzuty żeby sprowokować do brania kolejnego jazia Szybki spokojny hol i prawie 50 cm jasiek na brzegu Wrzucam dwa pamiątkowe zdjęcia : PS. Jeszcze jakiś wypad lub dwa poświęcę tym jaziom co by złowić jeszcze jakiegoś do forumowego GP Następnie biorę się już za grubszy spining z nastawieniem na bolenia/szczupaka. Pewnie zrobię też jakiś wypad stacjonarny w tym miesiącu
    2 punkty
  6. Dawno nie miałem tu wpisu choć nie rzadko byłem nad wodą. Niestety efekty marne. Zaparłem się na muchówkę, a że wiatry doskwierały, to najczęściej dużo plątanin i zaczepów na brzegach. Dzisiaj ciut lepiej poszlo. Pierwszy przelew i na raty udało się wyciągnąć klenia 38,5cm. Na raty, bo najpierw po zebraniu i zacięciu widziałem go nad wodą, ale od razu wtedy spadł. Dwa rzuty później w to samo miejsce i zaraz po wpadnięciu piankowca do wody zaczepił się, tym razem porządnie. Następny przelew - na suchą około wymiarowy dał się nabrać. Na króciutkiej (80-90m) pseudoopasce szczęście nie dopisało. A potem przyszła burza i był wymuszona przerwa. Po burzy jedno wyjście do muchy było. Dzień udany.
    2 punkty
  7. Trochę z innej perspektywy, bo na dolnośląskie ryby patrzę przez pryzmat Odry poniżej Brzegu Dolnego. Jak już wcześniej wspominałem, poza późną jesienią okoń z Odry to u mnie bonus. Zanim powstała zapora w Rzeczycy potrafiłem je znaleźć i złowić na wspomnianym odcinku o każdej porze roku. Teraz jak się trafi to na ogół jest to przyłów. P.S. Wczoraj wieczorem dwa przypłynęły za Hermesem. Myślałem, że je znalazłem, wróciłem więc do samochodu po lżejszy zestaw i do nocy próbowałem jakiegoś oszukać. Udało się "dopaść" jednego "zegarkowca" na Meppsa 2 prowadzonego z nurtem po skosie. Przy okazji trafił się też sanaczyk podobnej wielkości. Tubylcy, z którymi rozmawiam (też o okoniach) twierdzą, że wszystkiemu winne są sumy, które podobno zajadały się dużymi okoniami, gdy te tam jeszcze występowały. Ile w tym prawdy - nie wiem.
    1 punkt
  8. A mi się wydaje, że poprzez nieustanną presję (łowienie przez cały rok, bo zimy nie ma od dawna; permanentny niski stan wody uniemożliwiający rybom znalezienie bezpiecznej ostoi i masowe używanie łódek i pływadełek, że o specjalistycznym sprzęcie i wiedzy dostępnej dla każdego nie wspomnę) okonie zostały wyeliminowane, tak jak wcześniej szczupaki i sandacze. Oraz bolenie. Populacje ryb drapieżnych (łowionych na spinning, bardzo modny w miejskich warunkach) zostały sprowadzone do poziomu, w którym złowienie ryby się zdarza, ale nie jest już regułą. Wystarczy przejść się nad rzeką i posłuchać jak często widać ataki drapieżników. Pamiętam jeszcze czasy, że był to prawdziwy koncert, a teraz cisza aż boli. Sytuację mógłby uratować tylko kilkuletni zakaz połowu ryb drapieżnych, najlepiej w ogóle zakaz spinningu. Choć kto by na to poszedł...
    1 punkt
  9. Świetnie, że ruszyliście temat. Przyznam, że mam pewne przemyślenia co do wrocławskich okoni ale czy trafne? Sami oceńcie. Mianowicie, jesteśmy i w trakcie i po kolejnym tarle białorybu. Igiełek jest po prostu w opór i te pasiaste zbóje mają co jeść. Wpływają w ławicę tych igiełek i szybko napełniają brzuchy. Po co mają gonić jedną rybkę 7cm skoro można się najeść bez wysiłku? Kolejna sprawa to presja wędkarska- w zastraszającym tempie rośnie liczba wędkarzy we Wrocławiu. Oczywiście i tych z kartą i tych bez karty. A co jest (teoretycznie) najłatwiej złowić? No przecież, że okonie na Ultrasa. Woda przebiczowana więc i ryba bardziej ostrożna. Jak więcej wędkarzy to też większy odsetek tych, którzy ryby zabierają. Pomysły na rozwiązanie problemu? Przyznam szczerze , że dość mocno przepadłem w klenie i okonie odeszły na dalszy plan. Ale pomysł jest. A w sumie to i dwa. Pierwszy to łowienie z powierzchni na świta i na "ciemnicę". Drugi pomysł, to takie dość mocno przeniesione z zimowych miesięcy nocne łowienie okoni w moim wykonaniu, tzn. prowadzenie tanty a właściwie szuranie nią po dnie z przerwami nawet po 25-30sek(!) między podbiciami. Tyle z moich przemyśleń i pomysłów w tym temacie Pozdrowienia 🖐️
    1 punkt
  10. Dzisiejsze okonie z małej rzeki. Oba skusiły się na gumę fluky shad 5,5 cm
    1 punkt
  11. A wczoraj odwiedziłem z pickerkiem zalew w Rzeszowie, piękna woda co widać na fotce i pewnie ciężko w to będzie uwierzyć, ale od 16 do 20 nawet najmniejszego brania na pinki Zachodziłem w głowę co się dzieje i stwierdziłem że musiało tak zamulić dno że wszystko grzęźnie i nie widać przynęty, ale na na wyjmowanym koszyczku nawet śladu osadów. Żeby przez 4 godziny żadną rybka się nie zainteresowała robaczkami ? W koszyczku sypka zanęta pół na pół z przetartym chlebem tostowym. Łowienie tak 20-25 metrów od brzegu. Ostatnie 15 minut łowienia skróciłem odległość do 10 metrów i wpadło 2 leszczyki takie koło 15 cm .
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.